Paulina Gawryszewska i jej prace
– To może zabrzmi trochę jak historia z bajki. Jako bardzo mała dziewczynka wyobraziłam sobie, że będę projektantką mody. I tak się wszystko potoczyło, że nią jestem – mówi Paulina Gawryszewska, bydgoszczanka z krwi i kości, malarka z wykształcenia, projektantka mody z wyboru.
Daria Bołka: Kto jest największym modowym guru młodej projektantki?
Paulina Gawryszewska: – Virgil Abloh, który niestety niedawno zmarł. Można mu składać pokłony. Był dyrektorem działu mody męskiej w Louis Vuitton. Wiem, że to może wydawać się dziwne. W końcu męska moda nie jest tym, czym na co dzień się zajmuję. Natomiast marką, która dla mnie jest zawsze inspiracją i otwiera głowę, jest Acne Studio.
Jest pani bydgoszczanką z krwi i kości?
– Do końca liceum mieszkałam na Miedzyniu. Uczęszczałam do Liceum Plastycznego w Bydgoszczy, wcześniej do gimnazjum przy tej szkole. Od kilku lat mieszkam i pracuję w Warszawie.
Plastyczny talent objawiał się od najmłodszych lat?
– Na pierwsze zajęcia chodziłam jako 3-4 letnia dziewczynka. Lubiłam to zawsze. Czasami się śmieję, że jedyne co w życiu potrafię to rysować. To może zabrzmi trochę jak taka historia z bajki. Ja jako bardzo mała dziewczynka wyobraziłam sobie, że będę projektantką mody. I tak się wszystko potoczyło, że nią jestem. Były czasem momenty zwątpienia, zwłaszcza na studiach. Jednak zawsze widziałam siebie jako projektantkę ubioru. I do tego dążyłam.
Od początku była specjalna „projektancka” kreska, czy jednak pieski, kotki, kwiaty w wazonie?
– Na projektowanie ubioru składają się zarówno umiejętności techniczne, jak i plastyczne. W liceum szlifowałam umiejętności związane z rysunkiem i malarstwem. Moje pierwsze i najważniejsze studia, z których mam tytuł magistra to malarstwo. Projektowanie studiowałam dodatkowo.
W sieci można znaleźć pani obrazy. Widziałam również zdjęcia z wernisażu. Dla kogo są kierowane obrazy?
– Aktualnie nie maluję obrazów, częściej robię ilustracje modowe. Na malowaniu skupiałam się na studiach. W swoich obrazach podejmowałam tematy kobiece. Kobiece o kobietach. Czasem prześmiewcze, czasem pokazujące „brzydką” prawdę, którą staramy się na siłę ukryć. Mamy skłonność do stawiania się w super świetle. Rzeczywistość nie zawsze jest taka kolorowa. Kobiety też mogą być delikatne i kruche. Moje obrazy są w opozycji do tego, co teraz modne.
Czyli takie malarstwo nieinstagramowe?
– Właśnie ten temat instagrama też się zawsze przetacza w moich obrazach. On jest pokazany w prześmiewczy sposób.
Chce pani pokazać młodym dziewczynom, że social-media nie odzwierciedlają rzeczywistości?
– Dokładnie tak.Jestem projektantką mody, więc w naturalny sposób ta magia zakupów jest mi bliska. Wiadomo, drogie torebki i drogie buty to jest to, co dziewczyny lubią, dążą do tego, żeby je mieć. A moje obrazy pokazują te marzenia w „krzywym zwierciadle”.
Jak więc to się stało, że z malarki stała się pani projektantką, pracującą dla polskiego giganta LPP?
– Droga była długa. Bywały wzloty i upadki. Na pierwszej rozmowie byłam jeszcze przed pandemią. Zaproszono mnie wtedy do siedziby do Gdańska. To był ten nieszczęsny marzec, kiedy wszystko z dnia na dzień zostało zamknięte. Rekrutacja została przerwana. Kilka miesięcy później przedstawiciele LPP odezwali się do mnie ponownie. Zaproponowano mi pracę z dziale z akcesoriami i bielizną. To była trudna decyzja. W Warszawie mam swoje zobowiązania. Wspólnie z partnerem Bartoszem Głowackim, który zawsze najbardziej mnie wspierał w spełnianiu marzeń projektowych prowadzimy w stolicy galerię sztuki.
Jaka to galeria?
– Galeria Autonomia. Pomysł narodził się w czasach studiów. Tam prowadzimy zajęcia plastyczne m.in. przygotowujące na studia. Mamy więc sporo licealistów. Oczywiście starsze osoby są również mile widziane. Raczej nie uczymy u nas młodszych dzieci. To się dzieje w środowe, czwartkowe i piątkowe wieczory, jak również w weekendy. Mam dość napięty grafik.
Wróćmy do Gdańska…
– Udało mi się tak umówić, ze przez kilka dni w tygodniu pracowałam w Gdańsku, potem wracałam do Warszawy. To trwało kilka miesięcy. Praca na dziale z bielizną bardzo mi się podobała. Niestety nie miałam już siły żyć na dwa miasta. Miałam niesamowite szczęście, bo szybko trafiłam do innego działu w Warszawie. Teraz pracuję w dziale projektów specjalnych. Nazywa się Reserved Capsule. Jestem w nim młodszą projektantką.
Czy na sklepowych wieszakach możemy obejrzeć ubrania zaprojektowane przez Paulinę Gawryszewską, czy to efekt współpracy kilku osób?
– Wiadomo, to jest duża firma. Mamy dyrektora kreatywnego, lidera, zespołu, technologów, projektantów, kupców. Wiele osób na wpływ na ostateczny kształt kolekcji. Jednak rzeczywiście ja siadam i po prostu rysuję projekt. Albo komuś się spodoba albo nie. Zawsze czuję się mocno związana z projektem. I jest on do mnie przypisany. Wiec rzeczywiście, można kupić ubranie, które zaprojektowałam.
Jaką odzież pani projektuje? Boho, biznesową, caualową?
– Aktualnie najbardziej lubię projektować sukienki. Praca z sukienka daje ogrom możliwości. Zawsze można coś zrobić inaczej, na nowo. Taka praca otwiera głowę. Nasz dział odpowiada za kolekcje specjalne. My tworzymy koncepcję i później szukamy stylu i klimatu, w którym chcemy ją stworzyć. To nie jest tak, że zawsze tworzymy kolekcje boho lub biznesową. To zależy od tego, jaka drogą pójdziemy.
Można stwierdzić, że to ubrania projektowane dla wąskiego grona klientów? Nie są dostępne od ręki i droższe…
– Zgadza się. To nie do końca kolekcja premium, którą marka Reserved ma również w swojej ofercie. Nasza kolekcja jest raczej „wizerunkowa”. To mini-kolekcje kapsułowe.
Paulina Gawryszewska na wernisażu swoich prac
Jakie „kapsuły” do tej pory Pani współtworzyła? Jeszcze zima, więc pewnie świąteczną.
– Między innymi świąteczną „Christmas mood”. Aktualnie w sklepie pojawiła się nowa kolekcja kwiatowa „Awakening”. To jest pierwsze wejście w wiosnę. Jest ona dostępna tylko w jednym sklepie w całej Polsce – w warszawskich Złotych Tarasach. Raczej można ją kupić stacjonarnie w sklepach za granicą. Oczywiście jest dostępna w e-sklepie. W poprzednim sezonie tworzyłam również kolekcje kraftową „Into the wild” utrzymaną w jesiennym, ciepłym klimacie. Wcześniej, na samym początku moje projekty pojawiły się w kolekcji „Fete couture”. W niej tworzyliśmy ubrania na specjalne okazje.
Przeglądam kolekcję Awakening. Które projekty pani autorskimi projektami?
– Niebieska sukienka w drobne kwiatki z falbanką przy szyi i rękawach. Inne ubrania z dzianiny żakardowej w kwiaty są też mojego projektu. Ta kolekcja jest dość okrojona. Nie znalazło się w niej wiele ubrań. Ma romantyczny styl.
Dla kogo jest przeznaczona?
– Na pewno dla nieco odważniejszych kobiet. Jestem pewna, że te ubrania mogą być noszone „na co dzień”. Zależy to oczywiście od indywidualnego stylu. Myślę, że Polacy są dość otwarci na nowy styl. Ubieramy się coraz bardziej kolorowo. Owszem, zimą jesteśmy trochę tacy szarzy. Jednak idzie wiosna, na ulicach pojawią się kolory. Ja otaczałam się zawsze dość barwnie ubranymi ludźmi – być może dlatego, że chodziłam do szkół artystycznych. Może przez to moje wyobrażenie i patrzenie na świat jest bardziej „przez różowe okulary”.
Czy pochodzenie, otoczenie, rodzinne miasto w jakikolwiek sposób inspirują?
– Niestety, raczej nie. Pochodzę z Miedzynia, więc śmieję się, że całe życie mieszkałam przy lesie. Rzeczywiście bardzo wiele czasu spędzałam na łonie natury. To są super wspomnienia i to na pewno w jakiś sposób kształtuje moje postrzeganie świata.
Marzenia na kolejne lata? Własna marka ubrań?
– Nie ukrywam, że własne ubrania to jest jakieś głębokie marzenie. Na razie jednak wciąż mam wiele do nauczenia się. Z każdym dniem się rozwijam. Dzięki temu, że nie projektuję tylko określonych części garderoby, mogę sprawdzić się na wielu polach.
Jakie będą największe trendy nadchodzącego sezonu?
-Trwa sezon Tygodni Mody. W sieci jest tysiące zdjęć z tych wydarzeń. Można się zainspirować największymi fashionistkami. Niestety od kilku sezonów jest taka tendencja, że również w modzie staramy się trochę mocniej stanąć na ziemi. Ma na to wpływ to, co się dzieje obecnie na świecie. Jest jednak wciąż wielu projektantów, którzy szaleją ze swoją twórczością.
Na Instagramie dominuje trend szafy kapsułowej. Kupujemy mniej i miksujemy zestawy.
– Nie zgadzam się z tym. Lubię, kiedy ludzie wyróżniają się swoim strojem. Te stylizacje z IG sprawiają, że większość ludzi wygląda tak samo. Zrozumiałe jest jednak, że niespokojne czasy i inflacja dobija. Szafa kapsułowa pozwala zaoszczędzić pieniądze. Nie dziwi mnie jednak ten trend. Zdaje sobie sprawę, że obecnie na świecie produkujemy zbyt wiele ubrań. Jednak moda, nawet ta z sieciówek idzie w dobrym kierunku. Coraz więcej ubrań powstaje z materiałów z recyklingu. Może to zabrzmi egoistycznie, ale ja cieszę się, że mogę projektować ubrania. Ze jednak wciąż powstają nowe.
Na koniec. Czy projektantka potrafi sama uszyć swoje ubrania?
– Potrafię szyć. Będę szczera – bardzo nie lubię tego robić! Zawsze mnie to dobija. Jeśli już zaczynałam cos szyć, zawsze doprowadzałam to do końca. Jednak zawsze mówię, że to nie jest dla mnie relaksująca czynność. Nie jestem osobą, która „chilluje” przy maszynie do szycia. Raczej się wtedy denerwuję i rzucam wszystkim dookoła. Tak więc nie jest mi to obce. Uważam, że każdy projektant powinien dotknąć tego. Czasem technolog i krawiec nie są w stanie sobie wyobrazić jak zrobić coś z rysunku. Fajnie, kiedy projektant z wizją sam tego dotknie i dopilnuje.