Fabryka Lloyda – kiedyś była stocznią. Dziś to fabryka muzyki i imprez dla Bydgoszczy

Łukasz Gliński, właściciel Fabryki Lloyda / Fot. B.Witkowski/UMB

W Fabryce Lloyda kiedyś budowano statki i barki. Dziś bydgoszczanie bawią się tu przy najróżniejszej muzyce. Odwiedzają to miejsce przy ul. Fordońskiej 156 np. dla Festiwalu Podróżnicy. Tu bije jedno z serc rozrywkowo-imprezowej mapy miasta.

Pierwszy obraz Bydgoszczy Łukasza Glińskiego, właściciela Fabryki Lloyda? Tor kajakowy w Brdyujściu, przed laty. W młodości startował tu jako zawodnik Spójni Warszawa.

Jak trafił do nas na stałe?

– Żona mnie zaimportowała – uśmiecha się – Po latach, pływanie zawodowe zamieniłem na rekreację kajakową. W młodości mieliśmy świetnego trenera, który zabierał nas, zawodników na spływy kajakowe w całej Polsce. Życzyłbym młodym, bydgoskim kajakarzom, pływającym po miejskim odcinku Brdy, żeby ich trenerzy z równą pasją pokazywali im rzekę w Borach Tucholskich. Nie każdy sportowiec zdobędzie medal olimpijski, ale niech im zostanie w dojrzałym życiu miłość do rzeki i pływania.

Kajaki

Łukasz Gliński z Fabryki Lloyda przyznaje, że w wolnej chwili nadal pływa kajakiem, bo w mieście i w Borach Tucholskich są świetne warunki. A Bydgoszcz to rzadki przypadek miasta, przez środek którego płynie rzeka. Brda ma wielki potencjał a bydgoszczanie mogą nastawić się na wodną rekreację kajakową.

Przed wojną po mieście jeździł tramwaj z przyczepą kajakową, który dowoził kajaki do stacji kolejki wąskotorowej jadącej do Koronowa. Kolejka również miała przyczepę kajakową. W Koronowie wsiadało się do kajaka i Brdą spływało wprost do Bydgoszczy. Idealna wycieczka.

– Gdybyśmy dzisiaj mieli w Bydgoszczy taki tramwaj – uśmiecha się Łukasz Gliński. – Był też kiedyś pomysł pętli kajakowo-rowerowej w mieście. Zakładał możliwość przesiadania się z kajaka na rower po obu brzegach rzeki. Tradycje mamy, kajakarze zawsze byli w Bydgoszczy.  

A co do Wisły, to pamiętajmy, że nie jest to oczywista rzeka do pływania kajakiem. Jest trudniejsza, nieuregulowana. Raz płytka, innym razem głęboka z uwagi na przesuwające się po dnie piaski. Turystyka na Wiśle wymaga doświadczenia, no i rzeka jest jednak już trochę za miastem. Za sprawą budowy nowej przystani w Starym Fordonie długość miejskiego odcinka do pływania kajakiem znacznie się wydłużyła.

Hurtownia

W tym roku obchodzono 30-lecie działalności hurtowni Les Higiena. To również biznes Łukasza Glińskiego. – Przed laty pracowałem krótko zgodnie z wykształceniem budowlanym. Miałem już rodzinę, trzeba było z czegoś się utrzymać – wspomina. – Zrezygnowałem z pracy na etacie, rozpocząłem działalność gospodarczą i tak powstała hurtownia Les Higiena, w której przepracowałem 30 lat. Dostarczamy systemy do utrzymania czystości i higieny w obiektach użyteczności publicznej. To systemy dla m.in. dla szpitali, gdzie wymagania higieniczne są wyższe, zakładów produkcji spożywczej, fabryk i innych obiektów publicznych.

Nim Les Higiena przeprowadziła się do Solca Kujawskiego, miała swoją siedzibę (biura i magazyn) w obiektach (dzisiejsza Fabryka Lloyda) przy ulicy Fordońskiej.

Łukasz Gliński
Łukasz Gliński / Fot. B.Witkowski / UMB

– To był stary obiekt i w pewnym momencie nie nadawał się już do użytku – wspomina Łukasz Gliński – Kiedy stwierdzono zagrożenie katastrofą budowlaną, musieliśmy się stąd wyprowadzić. Przez dziurawy dach lała się woda, wszystko się sypało. Wtedy pojawiła się koncepcja przeniesienia firmy do Solca Kujawskiego. Tamtejszy Park Przemysłowy był tak dobrze zorganizowany, że było dużo chętnych do usytuowania tam swoich biznesów. Byłem ostatnim przedsiębiorcą, któremu udało się wydzierżawić kawałek ziemi pod inwestycję.

Pomysłu na zagospodarowanie obiektów po Lloydzie Bydgoskim nie miała ani Żegluga Bydgoska, ani kolejni dzierżawcy. Na początku XX wieku Lloyd Bydgoski był ogromną firmą na obrzeżach miasta. Produkowano tu m.in. wyposażenie gorzelni, statki, barki (np. Lemara), duże śródlądowe jednostki pływające. Była tu kuźnia, hale produkcyjne i kominy. W radzie nadzorczej zwykle zasiadał prezydent miasta. Dawno temu była to firma z pierwszej piątki bydgoskiego biznesu.

Fabryka Lloyda – reaktywacja

Kiedy nadarzyła się okazja, Les Higiena wykupiła Fabrykę Lloyda z ogólnym planem zagospodarowania obiektu w przyszłości. Wpisałem ten obiekt na listę zabytków – wspomina Łukasz Gliński. – Teren jest pod nadzorem konserwatorskim. Kiedy odetchnęliśmy finansowo po zbudowaniu nowej siedziby w Solcu, postanowiłem odbudować zabytkowy obiekt. Renowacja trwała cztery i pół roku, polegała na ratowaniu budynku. Najpierw konstrukcji stalowej i murów. Następnie wymiana dachu, okien i wielu elementów, zawsze z dbałością o odwzorowanie do oryginału z przeszłości. Dzisiaj zwiedzając obiekt – metalowe elementy konstrukcje w kolorze rdzy, to elementy oryginalne. A wszystkie elementy, pomalowane na czarno są dobudowane. Jeśli ktoś wejdzie do Lloyda i poobserwuje wnętrze, zauważy różnicę.

Co roku organizowali dzień otwarty w Lloydzie. Kto chciał, mógł przyjść i obejrzeć wnętrza. Opowiadali o postępie prac. – Od początku prac powtarzałem, że to miejsce będzie służyło mieszkańcom Bydgoszczy. Dopiero w połowie remontu zaczęliśmy myśleć o formule ostatecznej i przeznaczeniu obiektu. Wtedy wpadło mi do głowy: niech będzie to miejsce eventowe. Nie pamiętam, czy od razu pomyślałem o profesjonalnej scenie dla artystów (scena z techniką jest najdroższym elementem wyposażenia budynku). Bez niej nie zagrałby u nas żaden zespół.

Kto przygotowuje kalendarz imprez w Fabryce Lloyda? Za kontakty z artystami odpowiada Łukasz Gliński. – Każdy z członków działu marketingu odpowiada za różne typy eventów – tłumaczy. – Mamy zamknięte gale, bankiety dla firm; imprezy tematyczne np. potańcówka stylu lat 80.; wesela. A ja odpowiadam za chyba najtrudniejszą działkę – artystyczną. Nie kieruję się własnym gustem muzycznym – zastrzega. Przygotowujemy szeroką ofertę artystyczną dla każdej widowni. Musi być rock, blues, metal, jazz, rap, pop. W każdym z gatunków muzyki obowiązują inne zasady. Są artyści, którzy cieszą się największą popularnością, na ich koncerty najszybciej sprzedają się bilety. Mamy też przedsięwzięcia bardziej ambitne, które trzeba robić z szacunku dla widowni. Mamy również imprezy parafestiwalowe, jak przegląd młodych talentów im. Zbigniewa Wodeckiego czy festiwal Tango, Fado, Flamenco.

Kayakmania

W dawnych czasach spływy np. Dunajcem, potrafiły zgromadzić dwa tysiące kajakarzy. Na znany, turystyczny maraton po Zalewie Zegrzyńskim przyjeżdżało ich około tysiąc. – To były świetne imprezy – wspomina.- Najpopularniejszymi kajakami turystycznymi były wtedy składaki. Ludzie przyjeżdżali na spływ pociągami, niewielu miało samochody, wieźli ze sobą torby z kajakami. Objuczeni szli z dworca na pole biwakowe, gdzie rozkładali namioty i kajaki, a na drugi dzień brali udział w wyścigach na wodzie.

Po latach Łukasz Gliński postanowił zrobić coś podobnego. – Odbyło się pięć edycji Kayakmanii. Najsławniejsza w 2018 roku, kiedy wspólnie z miastem pobiliśmy rekord Guinnessa w tzw. paradzie kajakowej. Wtedy miejskim odcinkiem Brdy przepłynęło 329 kajaków!

Łukasz Gliński przyznaje, że organizując Kayakmanię liczył, że pojawi się w Europie konkurencja. Inne miasta postanowią pobić rekord Bydgoszczy i będzie możliwa rywalizacja. Niestety, nic takiego się nie stało i bydgoski rekord Guinnessa figuruje w księgach do dzisiaj.

Łukasz Gliński
Łukasz Gliński / Fot. B.Witkowski / UMB

– Lata lecą, a zaangażowanie społeczne ciągle we mnie jest – przyznaje Łukasz Gliński. – Kayakmanię na razie zawiesiliśmy, bez sojuszników do niej nie wrócimy, a może należałoby wymyśleć inną, nową, lepszą?

Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje”!

Udostępnij: Facebook Twitter