Tereny pozachemowskie, które mają podlegać remediacji / Fot. B. Witkowski / UMB
Dziennikarze z Kanału Zero pochylili się nad problemem pozachemowskich ścieków i ich najgroźniejszego składowiska „Zielona”. – Powinno być tak, że to raczej państwo zajmuje się największymi bombami ekologicznymi, a tu się oddaje problem samorządom – ocenia w programie dr Mariusz Czop z AGH, który od lat bada składowisko na pozachemowskich terenach w Bydgoszczy.
W jednym z ostatnich odcinków youtubowego Kanału Zero, założonego przez Krzysztofa Stanowskiego i posiadającego ponad 1,1 miliona subskrybentów, opublikowano film zajmujący się problemem pozachemowskich ścieków. W programie wypowiadają się społeczniczka Renata Włazik, prof. Mariusz Czop z Akademii Górniczo-Hutniczej, Grzegorz Boroń dyrektor Wydziału Zintegrowanego Rozwoju i Środowiska bydgoskiego ratusza oraz jako jedyny polityk, Jarosław Wenderlich, obecnie radny wojewódzki PiS, były wiceminister w rządzie Mateusza Morawieckiego.
– Tam było wiele różnych zagrożeń i wiele substancji rakotwórczych – fenol, wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne, anilina, związki nitrowe, związki chlorowcoorganiczne, też bardzo toksyczne, metale ciężkie. Jak to ludzie mówią, jest tam cała tablica Mendelejewa. To koktajl związków organicznych, często o nieustalonym składzie powoduje, że woda tutaj ma kolor Coca Coli, jest tak zabarwiona tymi związkami – słyszymy w materiale. Wszystko to zostało w ziemi po produkcji prowadzonej w państwowym Zachemie przez cały PRL.
To zadanie dla państwa
– Zrobiliśmy badania modelowe tego terenu, z których próbowaliśmy dowiedzieć się czegoś o tempie migracji zanieczyszczeń. Kiedy te zanieczyszczenia dotrą do rzeki? Niektóre związki już są w Dolinie Wisły. Jeżeli nie podejmiemy działań ratujących środowisko, być może te związki, nie wiadomo w jakiej ilości, w Wiśle będą się pojawiały – mówi w nagraniu Grzegorz Boroń, dyrektor Wydziału Zintegrowanego Rozwoju i Środowiska bydgoskiego ratusza.
– Jeżeli substancje płynące w chmurze zanieczyszczeń dopłyną ze składowiska „Zielona” do Wisły to z całą pewnością nie zakończy się to tak spokojnie, tylko może doprowadzić do katastrofy nawet większej niż na Odrze – ostrzega dr hab. inż. Mariusz Czop, prof. Akademii Górniczo-Hutniczej z Krakowa. On od lat bada zanieczyszczenia na tym terenie. Sporządził już obszerny raport poświęcony temu problemowi. Widzowie Kanału Zero dowiadują się o historii Zachemu, produkcji w tych wielkich zakładach chemicznych należących do państwa i trującej spuściznie, jaką po sobie zostawiły.
W materiale wypowiada się również Renata Włazik, działaczka z Łęgnowa, która od lat alarmuje o problemie pozachemowskich terenów. Wskazała ze zdziwieniem, że sprawą nie interesują się żadne organizacje ekologiczne, których nie było widać tutaj od lat. Jak opowiada w programie, w Łęgnowie Wsi 90 procent przebadanych, miała złe wyniki morfologii. Przyczyną takich wyników pośrednio ma związek z zanieczyszczonymi terenami pozachemowskimi.
Gościem programu jest Jarosław Wenderlich z PiS (przedstawiono go jako radnego Sejmiku Województwa Kujawsko-Pomorskiego – bez wskazania przynależności partyjnej). Mówi, że sytuacja nie była klarowna prawnie, a gdy weszła w życia ustawa o wielkoobszarowych terenach zdegradowanych, to prezydent miasta został wskazany do przeprowadzenia postępowania, które ma określić jaki jest obszar skażenia.
Ustawa, o której wspomina została przegłosowana przez PiS w Sejmie w ub. roku mimo protestów samorządów, których dotyczyła: Bydgoszczy, Jaworzna, Tarnowskich Górach, Tomaszowa Maz. i Zgierza. Tam są tzw. wielkoobszarowe tereny zdegradowane. Zachem jest największym z nich.
Posłowie PiS odrzucili poprawki składane w Sejmie, które miały zapewnić samorządom pieniądze na realizację zadań wskazań w ustawie. Tak byłoby, gdyby remediację określono np. jako zadanie zlecone gminom (a więc z zapewnieniem jego finansowania, podobnie jak jest np. z subwencją oświatową).
Ekspert z AGH krytykuje takie rozwiązanie w ustawie.
– Powinno być tak, że to raczej państwo zajmuje się największymi bombami ekologicznymi, a tu się oddaje problem samorządom. Im można oddać małe „bombki”, a nie takie duże. No bo to są miliardy złotych, trudno oczekiwać, że Bydgoszcz będzie czyścić teren za państwową firmę, natomiast nie dano na to miastu pieniędzy. Być może będzie nabór na jakieś projekty, ale je też trzeba przygotować, to są miliardy złotych, a miasto nie ma nawet potencjału merytorycznego na ich prowadzenie. Miasta nie mają zazwyczaj specjalistów, którzy byliby w stanie merytorycznie pociągnąć taki temat – ocenił prof. Czop w Kanale Zero.
A szacowane koszty są ogromne, sięgają kilku miliardów złotych, gdy cały roczny budżet Bydgoszczy to ok. 2.5 miliarda.
– Mówimy o kilku miliardach złotych na usunięcie tych szkód ze środowiska. Skarb Państwa, w postaci syndyka [Zachemu – przy. red.] nie poczuwał się do odpowiedzialności, żeby te szkody usunąć. Urząd Miasta Bydgoszczy jak i miejskie spółki zgłaszały szkody w środowisku w procesie likwidacji. Gdybyśmy przyłożyli do tego budżet miasta, potrzeba byłoby dwóch rocznych budżetów na przeprowadzenie badań i usunięcie szkód – zaznacza w Kanale Zero Grzegorz Boroń.
Cały materiał Kanału Zero w sprawie byłego Zachemu znajduje się poniżej:
Zapisz się do newslettera Bydgoszcz Informuje!