Wojciech Siwiak, bydgoski archeolog / Fot. B.Witkowski/UMB
– Drobne krzemienne narzędzia, czy też grocik wydobyty z placu Teatralnego świadczą o pobycie na terenie współczesnego Starego Miasta grup zbieraczy i łowców reniferów sprzed około 12 tysięcy lat. Najlepiej to świadczy, że te miejsce od zawsze było predysponowane do wykorzystania osadniczego przez człowieka – mówi dr Wojciech Siwiak, archeolog z Pracowni Archeologiczno-Konserwatorskiej w Bydgoszczy.
Roman Laudański: – Czego jeszcze nie wiemy o wczesnej Bydgoszczy?
Wojciech Siwiak: – Pomimo wielu badań najmniej wiemy o Bydgoszczy przedlokacyjnej. Nie wiemy, jak wyglądał gród i jego relacja z podgrodziem, czyli wczesnośredniowieczna „Bydgoszcz”. Badania w miejscu, w którym stoi dziś hotel przy ulicy Grodzkiej oraz po przedszkolu Alf, to miejsca kluczowe. Nie wiadomo, czy rekonstrukcje grodu z podgrodziem są prawdziwe, ponieważ brakuje tam miejsca na wał, mający oddzielać oba człony. No i nie wiemy, jak się miał gród do zamku. Czy gród był wydzielony? Szacuje się, że osada podgrodowa została opuszczona na początku XII wieku. Udało nam się odsłonić dwa narożniki zamku, jeden z nich na pewno został posadowiony na wale bydgoskiego grodu. Budując zamek na bagnisku, musiano wykorzystać istniejącą stabilną kamienno-drewniano-ziemną konstrukcję wcześniejszego wału, bo tam jest bardzo wysoki poziom wód gruntowych. Wbrew obiegowej opinii zamku nie zlokalizowano na wyniosłym wzgórzu, a co najwyżej wpisano we wcześniejszy gród.

Praktyki na wykopaliskach w obrębie Starego Rynku. Fot. Wojciech Siwiak
– Spacerując po mieście, patrzysz na zachodzące zmiany, czy zastanawiasz się, gdzie jeszcze należałoby przeprowadzić badania?
– Często na spacery zabieram aparat fotograficzny, lubię dokumentować zachodzące zmiany. Sam wybieram miejsca, które chcę spenetrować. Szczególnie obiekty przeznaczone do wyburzenia. Wykonuję realistyczną fotografię. Dokumentuję brud, odchodzenie, przemijanie. To ma łączność z archeologią, którą zawodowo zajmuję się na co dzień. To również badanie przeszłego, odchodzącego w niepamięć.
– Jesteś bydgoszczaninem?
– Od urodzenia. W mieście widzę zmiany pozytywne i negatywne. Miasto musi się rozwijać i rozwija się. Negatywnym wpływem współczesnych czasów i szybko rozwijającego się miasta jest brak dbałości o historyczną przeszłość. Patrzę na miasto przez pryzmat ochrony zabytków. Dla mnie ważna jest substancja, a nie kształt. Bolą mnie wszystkie wyburzenia, których szczególnie dużo jest na terenie tzw. Starego Miasta. W ciągu ostatnich kilkunastu lat wyburzono tam wiele XVIII-wiecznych budynków. Znikają oryginalne bruki. Wszystko jest unifikowane. Teraz gdzie nie pojedziemy, do jakiegokolwiek miasta europejskiego – wszędzie jest tak samo. Czy dążenie ku temu jest najlepszym rozwiązaniem?
– Napisałeś przed laty książkę „Życie codzienne mieszkańców Bydgoszczy od XIV do XVIII wieku.”
– Książka odnosiła się do rozprawy doktorskiej. Opowiada o życiu codziennym bydgoszczan na podstawie wykopalisk i źródeł pisanych. Podczas pracy musiałem zapoznać się z testamentami oraz pośmiertnymi inwentarzami mieszkańców Bydgoszczy. Oryginały nie zostały wtedy opracowane, spoczywały w Archiwum Państwowym w Bydgoszczy. To rękopiśmienne księgi z XVI i XVII wieku. Studiowałem je przez ponad dwa lata. Szukałem w nich materialności życia codziennego. Archeologia także mówi o materialności. Zaintrygowały mnie przedmioty otaczające za życia mieszkańców Bydgoszczy. Interesujące jest wszystko, co wymieniali dyktujący testament, jak i spisujący mienie pośmiertne. Na coś innego zwraca uwagę żyjący wymieniający swoją ostatnią wolę, tu ważniejszą sprawą było rozliczenie się z dłużnikami. Wymieniano co komu jest się winnym lub ile nam ktoś jest winny. Przy okazji mniejszą wagę poświęcając dobrom ruchomym.
Natomiast w inwentarzach spisywanych na żądanie strony mającej być beneficjentem spadku skupiano się na szczegółach. Co nie znaczy, że każdy inwentarz czy testament jest taki sam. Pewne przedmioty znikały zanim doszło do spisu. W jednej z relacji czytamy, że: „zdjęła prześcieradło z nieboszczycy”. Z tej materii udało mi się przedstawić obraz życia codziennego od XVI do XVIII wieku. Dzięki temu możemy się dowiedzieć, w co ubierali się bydgoszczanie, czy byli na bieżąco z modą. Na podstawie zapisów można powiedzieć, że dominował strój polski, z wpływami wschodnimi, ale noszono się też na modłę niemiecką, czyli zachodnią.
– To wynika z opisów?
– Tak. Chcąc pójść dalej, opis ten można zilustrować konkretnymi obrazami np. z malarstwa. Dotyczy to kobiet i mężczyzn, w przypadku kobiet wymieniane są także okrycia wierzchnie – płaszcze, kożuchy, suknie oraz bielizna. Na kartach ksiąg zachowały się także informacje o przechowywanych w szkatułkach precjozach, nie odbiegających od tych znanych z tzw. skarbu bydgoskiego. Ponadto wymieniane są nakrycia stołów – różne talerze oraz zastawa srebrna i sztućce. Oczywiście mówimy o mieszczanach, a nie mieszkańcach nieposiadających praw miejskich. Można wymienić trzy grupy bydgoszczan z tamtych staropolskich czasów: prawowitych obywateli posiadających działki w obrębie murów, mieszkańców oraz przedmieszczków, w tym wyrobników mieszkających poza murami miejskimi. Dla ułatwienia posługiwałem się w książce określeniem mieszkańcy.
– Prowadząc badania archeologiczne musiałeś trafiać na stare monety.
– W książce opisałem monety, których używali mieszkańcy Bydgoszczy na przestrzeni wieków. Zarówno te wymieniane przez źródła pisane, jak i z badań archeologicznych. Nie były to tak spektakularne skarby jak te odnalezione w bydgoskiej farze, choć zestaw monet „grubych” nie odbiegał od tego poznanego ze wspomnianego już skarbu. Opisałem także sposoby ich ukrywania.
– A to ciekawe, bo przecież nie było jeszcze banków.
– Są opisy przechowywania i chowania kosztowności w domach i w podmiejskim ogródku czy folwarku. W czasach potopu szwedzkiego zakopywano cenne rzeczy. Później mowa jest o rozprawach, że chowający idąc ukryć swój skarb, został podejrzany przez kogoś, kto opróżnił jego skrytkę. Chowający nawet domyślał się, kto mógł to zrobić, ponieważ ta osoba nagle się wzbogaciła. W dokumentach zachowało się kilka takich relacji. Np. o tym, że ktoś po drodze niósł jakieś zawiniątko i chciał pożyczyć „rydel”, którym kopało się w ziemi. Skarb, który został szczęśliwie odnaleziony w katedrze, materializuje to, co bydgoszczanie posiadali. Odpowiada zawartości szkatułek z precjozami znanymi ze źródeł pisanych. Przedmioty ze skarbu bydgoskiego mają odzwierciedlenie w źródłach pisanych.
– Od lat prowadzicie z żoną Anną wykopaliska m.in. w Bydgoszczy. Jak wyglądało miasto w XIV wieku?
– Tuż po lokacji w 1346 roku pierwsza Bydgoszcz była malutka. Ograniczała się do rynku i przyległych pierzei rynkowych. Dopiero po kilkudziesięciu latach zasiedlane były kolejne parcele mieszczańskie i wytyczane nowe ulice. W połowie XIV wieku nie cały rynek i pierzeje przyrynkowe musiały być zabudowane. Wszystko zależało od liczby osadników. Część z nich była miejscowa, związana z przedlokacyjną osadą i grodem, gdzie w następnych dziesięcioleciach stanął zamek. A większość musiała skądś przybyć. Do końca nie wiemy, skąd. Hipotezy są różne.
– Na przykład?
– Z Dolnego Śląska, gdzie w tym czasie toczyła się wojna. Dlatego ludzie majętni mogli szukać spokojnego miejsca, w którym mogliby się osiedlić.
– Wykopaliście coś, co mogłoby potwierdzać tę hipotezę?
– Na zapleczu reprezentacyjnej działki zlokalizowanej przy ulicy Długiej (od strony Pod Blankami) znaleźliśmy malutką terakotową figurkę świętej niewiasty z domowego ołtarzyka. Podobne figurki w XIV-XV wieku produkowano w dzisiejszej Saksonii. Liczne figurki znane są z Wrocławia. Na terenie wschodnich Niemiec odnajdywane były takie warsztaty. Innym przedmiotem jest skóra – oprawa lub futerał z herbami królów czeskich, Przemyślidów. Podobna skóra została znaleziona m.in. w Tucholi i Krakowie. Jedna z hipotez wskazuje na wytwórcę takich przedmiotów, mieszkańca Nysy, gdyż znaleziono tam warsztat, w którym znajdowały się podobne wyroby. Nie wszyscy uznają to za dobry trop, ale to jeden z najstarszych przedmiotów związany z osadnictwem bydgoskim, odnaleziony przy ulicy Mostowej 4, tam, gdzie była kiedyś fontanna.

Wykopaliska w centrum Bydgoszczy. Fot. Wojciech Siwiak
– Gdybyśmy mieli wybrać się na spacer po tamtej Bydgoszczy, to brodzilibyśmy po kolana w błocie?
– Może nie aż tak. Zapewne dbano o plac rynkowy, załóżmy, że od XVI wieku był on w znacznej części wybrukowany. Główne ulice, jak Długa, najważniejsza ulica miasta oraz Mostowa oraz w mniejszym stopniu Jezuicka mogły być wykładane drewnem.
– Badaliście takie znalezisko.
– Na zapleczu gospodarczym ulicy Pod Blankami. Mógł odbywać się tam większy ruch. Stwierdziliśmy kilka poziomów drewnianych nawierzchni. Niekoniecznie musiała to być jednorazowa akcja wyłożenia całej ulicy. Może była to inicjatywa poszczególnych właścicieli posesji, układających drewnianą drogę przed swoją działką? Działki nie były zbyt szerokie, sześć i pół metra.
– Czym zajmowali się bydgoszczanie w tamtych czasach?
– Handlem i rzemiosłem, który reprezentowali m.in. sternicy, szyprowie, browarnicy, sukiennicy i piekarze. Zamożniejsi mieszkańcy mieli swoje podmiejskie folwarki. Najbogatsi, często o pochodzeniu szlacheckim, zajmowali się handlem lub piastowali wysokie stanowiska.
– Bliskość rzek sprzyjała wymianie handlowej?
– Jeśli zboże z Kujaw inowrocławskich przeznaczone było na handel, to przez Bydgoszcz spławiane było do Gdańska. To było ważne dla rozwoju miasta. Tą samą drogą trafiały do Bydgoszczy towary luksusowe, jak chociażby wina, które nie były wtedy tak popularne jak gorzałka czy piwo. Piwo w okresie staropolskim nie było definiowane jako alkohol, raczej jako pożywienie, bo produkowano wtedy głównie cienkie piwa. Z Gdańska docierały także często wspominane w źródłach pisanych beczki z solonymi dorszami i śledziami. Z różnych miast, w tym także spoza Korony, docierały do Bydgoszczy rozmaite sukna i wyroby „zamorskie” (ceramika naczyniowa).

Schemat lokalizacji zamku bydgoskiego. Wykonała Anna Siwiak
– Jak typujecie miejsca na wykopaliska?
– Zazwyczaj to nie my wybieramy miejsce, które chcielibyśmy sprawdzić. W prawie stu procentach jesteśmy uzależnieni od planowanych inwestycji. W perspektywie długoterminowej nie ma to znaczenia, gdyż obserwacje z wszystkich tych przypadkowych punktów dają obraz, z którego możemy później czytać. Wchodząc na stanowisko archeologiczne, staramy się przejrzeć możliwie jak najlepiej zawartość wyrwanej ziemi. Zaczynamy od warstw najmłodszych, zabudowy XVIII-, XIX-wiecznej i w zależności od miejsca (części mieszkalnej czy zaplecza gospodarskiego, które były w mniejszym stopniu zurbanizowane zabudową trwałą. Ona nie była podpiwniczona, nie spowodowała więc zniszczeń wcześniejszych odłożonych zdarzeń) schodzimy coraz głębiej przesuwając się w czasie. W Bydgoszczy, w obrębie Starego Miasta zamkniętego w murach, odkrywki mają przeważnie 4-, 4,5-metra głębokości. Na obszarze dawnej fosy i starorzecza bywa kilka metrów głębiej. Z czego warstwy w obrębie historycznych murów od głębokości około 1-1,5m do poziomu naturalnego, gdzie nie działał już człowiek, są dla nas najistotniejsze (od poziomu XVI-wieku po poziom XIV wieku). Czasami nawet udaje się natrafić na ślady działalności przedbydgoszczan, czyli miasta przedlokacyjnego z XIII wieku, ale to są pojedyncze jamy osadnicze lub luźno rozsiane fragmenty naczyń. Na zalewowej terasie, na której rozłożona jest najstarsza Bydgoszcz mieszkali przedstawiciele ludności kultury łużyckiej i pomorskiej (I tysiąclecie p.n.e.). Zdarza się nawet odkrywać pojedyncze ślady z epoki kamienia. A więc takie drobne krzemienne narzędzia, czy też grocik z placu Teatralnego, które świadczą o pobycie na terenie współczesnego Starego Miasta grup zbieraczy i łowców reniferów sprzed około 12 tysięcy lat. Najlepiej to świadczy, że te miejsce od zawsze było predysponowane do wykorzystania osadniczego przez człowieka.
– Jakieś szczególne znaleziska?
– Nie myślę o rzeczach jednostkowych, a o pewnej całości. Udało mi się archeologicznie udowodnić przypuszczenia historyków dotyczące opinii na temat najstarszego planu katastralnego miasta z drugiej połowy XVIII wieku. Mapa powstała na zlecenie władz zaborczych w celu ściągania podatków i ustalenia liczby działek w mieście. Była teza, że ten plan dotyczył także powstania miasta, czyli kilkuset lat wcześniej. Uważano, że w momencie lokacji miasta wytyczono od razu około 300 działek. Zakładano, że jedną posesję mieszczańską mogło zamieszkiwać 6-10 osób, bo to były rodziny wielopokoleniowe ze służbą. Czyli w połowie XIV wieku musiałoby mieszkać w Bydgoszczy kilka tysięcy osób!
– A ilu mieszkało?
– Prace archeologiczne prowadziliśmy w różnych częściach średniowiecznego miasta. Wykonaliśmy kilkadziesiąt próbek dendrochronologicznych, by ustalić daty ścięcia drewna użytego do budowy odkrytych konstrukcji. Wychodzi na to, że na początku był tylko rynek i dookolne kamienice. Może około 40 działek, ale nie 300! To była klasyczna liczba dla miast powstających na Kujawach. Dopiero na przełomie XV-XVI wieku pojawiło się miasto zamknięte murem i fosą miejską. Ustaliliśmy także rozmiar poszczególnej działki. Niby jest on podany w akcie lokacyjnym, ale są różne miary liczone w prętach. Dzisiejsze fasady trzymają linie, a tyły działek są płynne. Dziś mogą być dłuższe niż w średniowieczu, bo zlikwidowano zatylne uliczki jak Zaułek, który kończy się przy Batorego, a kiedyś prowadził dalej do Jezuickiej. Uliczka zatylna musiała być w przestrzeni, w której dziś jest ratusz i zachodnia pierzeja. Modelowo szerokość działki lokacyjnej wynosiła 6,48 metra a długość 30,25 metra. W nowożytności czasem zmieniano wymiary średniowiecznych działek. Głównie w szerokości. Ludzie majętni łączyli działki, tak działo się co najmniej od XVI wieku. Obowiązywała zasada, że jeśli sąsiad stawiał murowaną kamienicę lub fundament i ścianę, a drugi sąsiad nie chciał się do tego dołożyć, to tracił przykładowo pół metra swojej działki.
– Każdy archeolog czeka na swój skarb? A już szczególnie w Bydgoszczy?
(śmiech) – Powtarzam, że zawsze kręcą mnie te z aktualnych badań. Moja historia nie wiąże się z Bydgoszczą, a z Inowrocławiem. Na koniec XX wieku w okolicach kościoła „ruiny” koledzy z Muzeum im. Jana Kasprowicza prowadzili badania XIII-wiecznej osady związanej z tym kościołem. W zasadzie było „tylko” kilkadziesiąt plam w ziemi, tzw. obiektów archeologicznych. Pomagaliśmy fizycznie w tych badaniach. Docinałem tam ziemię do warstwy oryginalnej (naturalnej) i w dwóch obiektach znalazłem dwa piony szachowe z XIII wieku wykonane z poroża jelenia: króla i królową. Zdobione ornamentyką arabską (abstrakcyjną). Zalicza się je do najpiękniej zdobionych bierek arabskich znalezionych w Europie. To są tzw. szachy inowrocławskie.
Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje!”