Bydgoszcz miastem muzyki: „W tamtych czasach wypadało na czymś grać. W 1929 roku wyprodukowano w Bydgoszczy 1,5 tysiąca pianin!

Małgorzata Grosman z najnowszą książką „Bydgoszcz rozbrzmiewa muzyką”/ Fot. B.Witkowski/UMB

Patron bydgoskiej filharmonii Ignacy Paderewski ćwiczył w młodości na fortepianie pochodzącym z salonu pianin i fortepianów Jana Aleksandra Kerntopfa, który urodził się w Bydgoszczy. Mieszkał też u jego rodziny. Muzyczne tajemnice naszego miasta odkrywa Małgorzata Grosman w swej nowej książce „Bydgoszcz rozbrzmiewa muzyką”.

Roman Laudański: – Po co wracać do spraw sprzed stu lat? Do producentów instrumentów muzycznych, o których w Bydgoszczy pewnie już niewielu pamięta?

Małgorzata Grosman: – Prawie nikt nie pamięta. Po to trzeba do nich wracać, żeby o nich pamiętać i mieć frajdę z tego, że przed stu laty Bydgoszcz była znaczącym ośrodkiem produkcji instrumentów, z czego nie zdajemy sobie dziś sprawy. Nie Kalisz z „Calisią”, nie Warszawa, ale Bydgoszcz. W międzywojniu było tu wielu producentów, którzy prowadzili swój biznes przez krótszy lub dłuższy czas. Bruno (lub Bronisław) Sommerfeld, producent pianin i fortepianów, pojawił się w Bydgoszczy pierwszy raz w 1905 roku i prawdopodobnie mieszkał tu do końca wojny. Był największym producentem pianin i fortepianów w Polsce! W 1929 roku Bruno Sommerfeld wyprodukował niemal 1,5 tysiąca pianin! Ogromna liczba, a my niewiele o tym wiemy. Oprócz tego, że w kolekcji fortepianów i pianin Andrzeja Szwalbego, znajdującej się w Ostromecku, są jego instrumenty.

– Warto wybrać się do Ostromecka i obejrzeć tę kolekcję. Przetrwały tylko pianina i fortepiany, czy też udało się odnaleźć inne instrumenty pochodzące z Bydgoszczy?

– Na poniedziałkowym spotkaniu w Kujawsko – Pomorskim Centrum Kultury przy placu Kościeleckich będzie Benedykt Niewczyk, wnuk Stanisława i syn Stefana, producentów skrzypiec. Rodzina Niewczyków pochodziła z Poznania. W czasach zaborów zostali stamtąd wyrzuceni i wyjechali do Lwowa, gdzie otworzyli fabrykę instrumentów. Następne pokolenie Niewczyków, zostawiając rodziców we Lwowie, przyjechało do Bydgoszczy i tu założyło swoją firmę. Nie wiadomo czym była podyktowana ich decyzja. Niewczyk mieszkał to do 1935 roku, przetrwał kryzys gospodarczy, jego mistrzowskie instrumenty nie bardzo sprzedawały się jednak na bydgoskim rynku, więc wrócił do Poznania.

– Czy to był przypadek, że producenci instrumentów tu lokowali swoje biznesy?

– W wielu kościołach potrzebne były organy oraz fisharmonie, dlatego mieliśmy tu ich producentów. Podobnie było z pianinami i fortepianami, ze skrzypcami i instrumentami dętymi. Potrzebowały ich instytucje kultury, muzycy, orkiestry, konserwatoria i osoby prywatne. W tamtych czasach wypadało na czymś grać, muzykowanie było też sposobem spędzania wolnego czasu.

– W porządnym mieszczańskim domu powinno znajdować się pianino lub fortepian?

– Na pewno. Poza tym, podejrzewam, występowało zjawisko, które nazwałabym „efektem Sommerfelda”. Skoro jemu udało się zrobić biznes w Bydgoszczy, ściągali tu inni ludzie, którzy też chcieli produkować pianina i fortepiany. Jednym udawało się to lepiej, innym gorzej. Piękną historię ma rodzina Majewskich. Otto Majewski był zegarmistrzem. Ożenił się z Jadwigą, księgową od Sommerfelda (podczas poniedziałkowego spotkania usłyszymy nagranie jej głosu). Pani Jadwiga, przekonała męża zegarmistrza, że tak właściwie mógłby także produkować pianina.

– No i…?

– Odniósł sukces! Jadwiga miała doświadczenie jako przedstawicielka handlowa, bo wcześniej pracowała dla różnych jubilerów. Rozkręciła firmę od strony promocyjnej. Co więcej, wysłała męża z instrumentami na targi do Brukseli!

– Bydgoskie pianina i fortepiany były prezentowane w Brukseli?

– Tak, wysyłane były na najróżniejsze wystawy. Przede wszystkim instrumenty Sommerfelda, ale Majewskiego również. W przypadku Majewskiego budzi to zdumienie, dlatego w internecie można znaleźć sugestie, że mógł być oszustem. Pojawiają się podejrzenia, że to niemożliwe, by w trzecim roku działalności mógł odnieść taki sukces. Dotarłam jednak do rodziny Majewskiego, dostałam od niej mnóstwo informacji, widziałam szereg dokumentów. I myślę, że dyskusja o oszuście na rynku producentów instrumentów związana jest z tym, że w międzywojniu działał w Bydgoszczy prawdziwy oszust, niejaki Willi Jahne. Historia jego działalności w Bydgoszczy jest bardzo burzliwa, najważniejsze jest jednak, że w pewnym momencie uciekł z miasta, bo miał duże długi. Nie wiadomo natomiast, czy rzeczywiście produkował pianina, czy tylko do używanych instrumentów dorabiał tabliczki ze swoim nazwiskiem.

– Kto z producentów przetrwał najdłużej? Czy to wojna, czy czasy PRL-u zakończyły produkcję?

– Wojna wszystko skończyła. Fabryki, które przetrwały wielki kryzys i zaczęły się po nim odbijać od dna nie przetrwały wojny, ponieważ w czasach okupacji Polacy nie mogli prowadzić swoich firm. No i nie był to czas zapotrzebowania na instrumenty muzyczne. Nie było z czego ich produkować, brakowało materiałów z importu. Podczas wojny producenci instrumentów zajmowali się więc głównie ich naprawami i szukali innych źródeł utrzymania. Po wojnie przyszła natomiast nowa władza. Sommerfeld uciekł z kraju, Majewski został, ale sprzęt z jego fabryki został rozkradziony lub zniszczony, a jego z rodziną wsadzono do obozu w Potulicach. Są to więc bardzo smutne historie, którymi dawni producenci niechętnie dzielili się. Zazwyczaj ich potomkowie niewiele wiedzą więc o swoich dziadkach czy pradziadkach. Rodzina Sommerfeldów przed kilkoma taty nawiązała kontakt z redaktorem Adamem Willmą z „Gazety Pomorskiej”, który opisywał ich losy, ale dowiedział się od nich niewiele. Mnie udało się ciut więcej, przesłałam jej też różne dokumenty i zdjęcia, do których udało mi się dotrzeć. A na koniec także gotową książkę. Piszę w niej między innymi o tym, że po wojnie próbowano sprowadzić Sommerfelda do Polski, żeby nadal produkował pianina. Istniało jednak ryzyko, że on również trafi na rok czy dwa do Potulic, a że był już człowiekiem dość wiekowym, nie zdecydował się na powrót.

– Dzisiejsza Bydgoszcz jest miastem muzyki. Czy to się wzięło z tamtych tradycji, czy też nadinterpretowuję historię miasta?

– Możemy mówić o ciągłości w tej kwestii, co było możliwe dzięki ludziom, którzy zadbali o to, by po wojnie muzyczne tradycje miasta nie zginęły. Mamy szkolnictwo muzyczne, bo przed wojną były konserwatoria muzyczne, Andrzej Szwalbe zadbał natomiast o budowę filharmonii… Mieliśmy więc tradycje, a takie osoby, jak Andrzej Szwalbe do nich nawiązywały. Lata 80. i 90. XX wieku, to już chyba trochę inna historia, bo młodzież chętniej uczyła się grać na gitarze niż na pianinie. Ale kupowała gitary w sklepie muzycznym przy  ulicy Śniadeckich 2. W miejscu, w którym działały w międzywojniu skład Sommerfelda i pracownia Niewczyków. Parę tygodni temu poszłam tam, by zrobić zdjęcie budynku dla wnuczki Sommerfelda. Okazało się, że dosłownie od kilku dni nie ma tam już sklepu muzycznego, który działał tam „od zawsze”. W tym firtlu, nieopodal skrzyżowania Gdańskiej i Śniadeckich, ulokowali się też przed wojną inni producenci instrumentów.  Po drugiej stronie ulicy przez jakiś czas był salon Jahne’go, a obok firma Juliana Kielbicha, producenta instrumentów dętych. Myślę więc, że producenci instrumentów dobrze się znali, a może nawet współpracowali ze sobą.

– A biznes musiał im się opłacać. Na końcu książki pojawia się anegdota związana z młodym Paderewskim.

– Kiedy Ignacy Paderewski został studentem w Warszawie, to przyszedł do salonu pianin i fortepianów Jana Aleksandra Kerntopfa, który urodził się w Bydgoszczy. Gdy Paderewski zaczął, grać usłyszał go syn Kerntopfa. Powiedział, że szkoda kupować dla niego instrumentu, bo zwykłe pianino szybko stanie się niewystarczające. Zaproponował więc, by Paderewski ćwiczył na produkowanych w ich firmie instrumentach, a nawet, by zamieszkał u nich. Kerntopfowie mieli jedenaścioro dzieci, więc jeden dodatkowy młodzieniec nie zrobi różnicy, stwierdził. I młody Paderewski tam zamieszkał. Człowiek z Bydgoszczy wsparł więc zdolnego studenta, który doskonale się zapowiadał.

W poniedziałek 27 maja o godz. 18.00 w Salonie Hoffmana Kujawsko – Pomorskiego Centrum Kultury przy placu Kościeleckich odbędzie się promocja książki Małgorzaty Grosman pt.: „Bydgoszcz rozbrzmiewa muzyką”.

Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje”!

Udostępnij: Facebook Twitter