Bydgoszczanin odkrywa Amerykę Południową. Zanim zobaczył Amazonkę, widział z okna las na Glinkach

Robert Kuświk z przewodnikiem w dżungli / Fot. Nadesłane

Dlaczego Ameryka Południowa? Bo przyroda, bo nieprzewidywalność, bo dzikie plemiona żyjące na terenie granicy Kolumbii i Brazylii, bo jeszcze dzicz. Dlatego tam podróżuje.

Bydgoszczanin Robert Kuświk w skrócie tak przedstawia swoje podróże: „2018 rok, Peru – Iquitos, miasto w dżungli, do którego nie prowadzi żadna droga lądowa, pięć dni po lesie deszczowym (miały być cztery dni, ale indiański przewodnik pobłądził), polowanie na kajmany, piranie, atak jadowitego węża, spływ barką towarową jednym z dorzeczy Amazonki, rzeką Maranon. Oczywiście Lima, Cusco, Machu Picchu.

Rok 2019. Trasa: Kolumbia – Leticia – Tabatinga (Brazylia). Spływ  Amazonką do Iquitos, następnie sześć dni rzeką Napo do miasta Coca w Ekwadorze – 6 dni. Bogota, Santa Marta, a po drodze Quito, zjazd z wulkanu Cotopaxi , ekwadorskie wybrzeże Pacyfiku”.

Co czeka za zakrętem?

Nim będzie o kolejnych podróżach, Robert Kuświk opowiada, jak to się wszystko zaczęło. Opowieści ojca o Afryce rozbudziły wyobraźnię małego Roberta. Przeglądanie książek z obrazkami egzotycznych zwierząt, których najwięcej (na wolności) mieszkało w Afryce i Ameryce Południowej. Później zaczytane książki Arkadego Fiedlera, Tony Halika i innych podróżników.

Kiedy przeprowadzili się na Wzgórze Wolności z okna wieżowca widział las na Glinkach. – Miałem dziewięć lat, zabrałem psa i szliśmy w kierunku lasu, aż doszliśmy – wspomina. – Zawsze byłem ciekawy, co jest dalej? Co jest za rogiem?

Później przyszedł czas na turystykę krajową: harcerstwo i szkolne PTTK. Marzył o nurkowaniu. Kiedy miał 17 lat zapisał się na kurs nurkowania. Obóz został przełożony na koniec wakacji. Rodzicom powiedział, że obóz został podzielony i wyjechał stopem na Mazury.

– Pierwsza samodzielna wyprawa. Dopiero później przyznałem się rodzicom do tego – uśmiecha się do wspomnień. Później przyszedł czas na góry.

W Tatrach zobaczył wspinaczy i wydawało mu się, że to jacyś herosi walczą o życie. Zrobił kurs wspinaczkowy i zaczęła się przygoda z górami. – Przeważnie mówiłem rodzicom, że wyjeżdżamy grupą osób, a podróżowałem sam.

Pytanie, dlaczego do dziś tak chętnie podróżuje sam? – Może byłem w środowisku, w którym ciężko było znaleźć chętnych do takiej aktywności? – zastanawia się. – Koledzy pukali się w głowę. Do lasu? Po co! Na dyskotekę! Do Berlina na handel! Mieliśmy po 16 – 18 lat, co innego było w głowie. A mnie zawsze ciągnęło do lasu, do przyrody. Wyjazdy zorganizowane w grupie wiązały się z przestrzeganiem nakazów i zakazów, a mnie zawsze ciągnęło w boczne ścieżki, gdzie łatwiej o adrenalinę.

Sfora dzikich psów

Robert Kuświk: „W 2020 roku poleciałem do Kolumbii, do miasta Leticia. – Czekał mnie spływ rzeką Jawari. Cztery dni w dżungli po stronie brazylijskiej, gdzie zastaje mnie stan wyjątkowy wprowadzony w związku z pandemią na terenie Kolumbii. Przedzieranie się przez zieloną granicę szlakiem narkos. Koczowanie na lotnisku w Bogocie, żeby złapać samolot do Europy.

W 2021 Brazylia- spływ Amazonką z Tabatingi do Belem na wybrzeżu

Atlantyku. Samotne wypady do dżungli, walka ze sforą dzikich psów, rajd motocyklem po Rio de Janeiro”.

W prawdziwą dżunglę

Wspomina: – W 2001 roku pojawiła się możliwość wyjazdu z klubem wysokogórskim do Chile i Argentyny. Miałem już rodzinę, pracę, przerwę we wspinaniu, wszystko przemawiało za tym, żeby nie jechać, ale pojechałem. Najpierw Santiago de Chile, przez Andy dojechaliśmy do Argentyny.

Stamtąd po aklimatyzacji zaatakowali Aconcaguę. Z sześciu wspinaczy na szczycie stanęła połowa. – Nie udało mi się, na wysokości 5,1 tys. m n.p.m. dopadła mnie choroba wysokościowa. Mieliśmy tam być przez dwa miesiące, minęły raptem dwa tygodnie. I co miałem robić? Patrzeć na góry? Wezwała mnie dżungla. Koledzy do dziś mają pretensję, bo zostawiłem w bazie kartkę, że schodzę do miasteczka Mendoza, stamtąd do Buenos Aires, a później do wodospadów Iguazu. Choć to już dżungla, to klimaty pod turystów, bliższe Myślęcinkowi. Tam są ścieżki, a ja chciałem zobaczyć choć namiastkę prawdziwej dżungli! A do wodospadów dowoziły autobusy.

Dlatego razu pewnego skręcił w przeciwną stronę i włócząc się po dżungli usłyszał znajomy dźwięk kojarzony do tej pory z westernami lub filmami przyrodniczymi. Grzechotanie grzechotnika, który wyczuł niebezpieczeństwo. Ostatnią niebezpieczną sytuację miał we wschodniej, mniej uczęszczanej Boliwii z kajmanem. Robert chciał się wykąpać w rzece…

Gdzie sypia podczas podróży? Niekoniecznie skłania się do nocowania w dżungli. Woli noclegi w miasteczkach, ale jeśli  akurat podróżuje z przewodnikiem, to śpią w terenie, żywią się tym, co złowią i pieczonymi bananami.

Planowanie podróży to zaledwie zarys miejsc, które chciałby odwiedzić. Np. zaplanował przelot do Santa Cruz, kilka kolejnych miast po drodze. Następnie podróż rzeką. – Miałem stosunkowo nowy przewodnik, w którym wyczytałem, że daną rzeką można spłynąć aż do granicy z Brazylią. Kiedy tam dojechałem, miejscowi powiedzieli, że nigdy nie można było przepłynąć większą łodzią tej rzeki, bo są na niej katarakty, o których milczał książkowy przewodnik.

Koszty przygody

Ile kosztują podróże? – Prowadzę własną działalność, nie kupię nowego samochodu, a pojadę w miejsca, które lubię. Nigdy nie miałem sponsorów i nie zapowiada się, bym ich pozyskał. Najdroższe są bilety lotnicze, w dwie strony kosztują od 5 do 8 tysięcy, a samo życie nie jest już tak drogi. Obowiązkowe szczepienia. Koszt mojej podróży zamyka się w kwocie 12 -13 tysięcy.

Co go fascynuje podczas wyjazdów? Wylicza: – Nieprzewidywalność, egzotyka. Wybrałbym się na rok do Kolumbii, Brazylii i Peru. Tam jest najbardziej dziko. W Boliwii w sumie też, nie ma tam utartych szlaków, ale trudno też znaleźć tam przewodnika po dżungli. Chociaż… Słyszałem zachwyty nad jeziorem Titicaca, ale na miejscu poczułem się jak na plaży w Pieczyskach. Przesadzam oczywiście. Tam było za dużo turystów.

Robert: – Jeśli w przewodnikach czytam ostrzeżenia: niebezpiecznie, uważać, to dla mnie jest sygnał, że w takie miejsce warto jechać. Bo tam będzie ciekawie. Bez ludzi.

– Ameryka Południowa nie jest ulubionym kierunkiem turystów z Europy, choć za jakiś czas może się to zmienić. Myślę, że przyjdzie dla mnie czas na podróże po centralnej Afryce – mówi Robert. – Jesienią chcę jeszcze jechać do Paragwaju i Boliwii. A potem? Może Papua – Nowa Gwinea. A może po prostu Tajlandia? Może podróż motocyklem, może na skuterze lub w kajaku po nową przygodę?

Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje”!

Udostępnij: Facebook Twitter