Skarpa prowadząca na Wyżyny jeszcze bez schodów. Widoczne wieżowce przy ul. Ogrody. Rok 1975 / Fot. Archiwum SM Budowlani, Źródło: Spółdzielnia, która zbudowała współczesną Bydgoszcz. 50 lat SM Budowlani 1958-2008, Autor: Jerzy Derenda
Duże lokale, szczególnie w śródmieściu Bydgoszczy, zamieszkiwało nawet po kilka rodzin. Jak tu spokojnie przygotować posiłek, kiedy chcą rządzić trzy kucharki, a mają jedną kuchenkę. Jak korzystać z łazienki z toaletą, gdy pod drzwiami stoi kolejka chętnych?
II wojna światowa spowodowała ogrom zniszczeń w Polsce. Z powierzchni ziemi zniknęło także wiele domów mieszkalnych. Bydgoszcz na szczęście ocalała bez większych strat. Kamienice będące własnością Niemców oraz te, które należały do bydgoskich Żydów przeszły na własność lub w administrację miasta. Sytuacja była niezła, ale exodus ludności ze Wschodu oraz z przeludnionych wsi i małych miasteczek powodował liczne napięcia w tej podstawowej dziedzinie życia. Władze zmuszone były do upychania ludzi we wspólnych mieszkaniach, ile się tylko dało. Trzeba przyznać, że nie było innego wyjścia. Prywatni właściciele budynków mieszkalnych byli zrzeszani przymusowo i przydzielano im lokatorów po „uważaniu”. Duże lokale, szczególnie w śródmieściu, zamieszkiwało kilka nawet rodzin. Jak tu spokojnie przygotować posiłek, kiedy rządzą trzy kucharki a jest jedna kuchenka. Jak korzystać z łazienki z toaletą, gdy pod drzwiami stoi kolejka chętnych. „Prędzej, prędzej!” – poganiano. A kiedy ktoś dalej czekający w kolejce miał, nie daj Bóg, jakieś dolegliwości, to koniec świata!
Schody na Wyżyny. Rok 1978. Na pierwszym planie budynki przy ul. Ogrody 7 i 11 / Fot. Archiwum SM Budowlani, Źródło: Spółdzielnia, która zbudowała współczesną Bydgoszcz. 50 lat SM Budowlani 1958-2008, Autor: Jerzy Derenda
Awantury w mieszkalnym ścisku
Taka wspólnota to źródło wszelkich nieporozumień i awantur sąsiedzkich. W popularnej gazecie Ilustrowany Kurier Polski co rusz pojawiały się anonsy treści następującej: „Wzywam obywatela ….zamieszkałego przy ulicy… do odwołania obelgi rzuconej na moją osobę; w przeciwnym razie sprawę skieruję do sądu”. Pozwany najczęściej dla świętego spokoju odwoływał obelgę. Nie było wówczas RODO i całe miasto miało niezłą uciechę z ludzkich cierpień. Także Marian Rejewski, wówczas skromny urzędnik, przeżył piekło na ziemi ze swoją współlokatorką przy ulicy Dworcowej. Na szczęście otrzymał nowe lokum przy ulicy 1 Maja (dziś Gdańska). Nowa władza zasiedlała w sposób nieprzypadkowy; mieszano inteligencję, mieszczaństwo z robotnikami i przybyszami ze wsi. W taki sposób budowano demokrację ludową i kontrolę nad ludźmi. Rozwój przemysłu ściągał do naszego miasta tysiące ludzi. Fabryki na gwałt potrzebowały siły roboczej. Powiększał się garnizon wojskowy, milicyjny. Rosły instytucje kultury, oświaty. Narastał podstawowy problem – brak mieszkań!
Władze z impetem wzięły się do budowania. Rozpoczęto od budowania dla ludowego wojska. Zawodowi żołnierze musieli być uprzywilejowani. Powstały bloki na Osiedlu Ikara dla kadry wojsk lotniczych oraz Osiedle Leśne dla wojsk lądowych. Na potrzeby produkującego dla armii Zachemu pobudowano Kapuściska. Technologia była prosta – transport konny na plac budowy, rusztowania drewniane, wnoszenie cegieł w nosidłach. Wysiłek murarzy i pomocników był ogromny, ale nowe osiedla rosły jak na drożdżach. Do chwili obecnej te niewysokie, ceglane budynki znakomicie funkcjonują wśród obfitej zieleni.
Widok na ul. Szubińską i Błonie. Rok 1977 / Fot. Marian Bergander, Źródło: Spółdzielnia, która zbudowała współczesną Bydgoszcz. 50 lat SM Budowlani 1958-2008, Autor: Jerzy Derenda
W latach 50. powstały tzw. robotnicze spółdzielnie mieszkaniowe przy zakładach pracy. Z nich uformowało się większość obecnych spółdzielni. Pracownik musiał wpłacić 10 proc. wartości przyszłego mieszkania. Jeżeli nie posiadał tego wkładu, zakład pracy mógł mu pomóc z funduszu socjalnego. To raj w porównaniu z dzisiejszymi warunkami. Po otrzymaniu mieszkania, reszta kredytu została rozłożona na… 50 lat na 1 proc. Mało kto zauważył spłatę takiego kredytu. Ale nie ma róży bez kolców. Przeciętny okres oczekiwania wynosił około 15 lat. – Obecnie mieszkanie można otrzymać od ręki, ale za kredyt na 30 lat! – zauważa Marek Magdziarz, długoletni prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Budowlani”.
Jak przydzielano mieszkania ludziom z resortów siłowych czy administracji?
– Władza rezerwowała dużą ilość mieszkań dla „swoich”. Niekiedy do 50 proc. puli. Wszyscy oni musieli zostać członkami spółdzielni i posiadać książeczki mieszkaniowe. Byli uprzywilejowani. Ścieżka do otrzymania lokum była dla nich bardzo krótka – mówi Magdziarz.
To wszystko było za mało. W latach gomułkowskich (1956 – 1970) rozpoczęła się prawdziwa inwazja budownictwa na terenach miejskich. Zaczęto od zabudowania dawnych pól ćwiczebnych 16. Pułku Ułanów Wielkopolskich. Powstawały Błonie – oszczędzano niestety na metrażu, wiele kuchni było ślepych. Ale i tak rodziny czekały z utęsknieniem na własne M3 czy M4. Nareszcie na swoim! Dość męczenia się w wynajętych pokojach! Dosyć trudnego życia z teściami na karku.
Gierkowskie fabryki domów
Po dojściu do władzy Edwarda Gierka w roku 1970 niebywale rozkwitło budownictwo mieszkaniowe. Zakupiono fabrykę domów na licencji radzieckiej i posadowioną ją na ulicy Przemysłowej. Na ulicy Mokrej działała fabryka polskiej produkcji.
Tzw. „mrówkowiec” na Błoniu / Fot. Archiwum SM Budowlani, Źródło: Spółdzielnia, która zbudowała współczesną Bydgoszcz. 50 lat SM Budowlani 1958-2008, Autor: Jerzy Derenda
– Na Mokrej pracowaliśmy od świtu do nocy. Mieliśmy w mieście wyznaczone rejony do budowy, np. Szwederowo było „nasze”. Największym problemem były wieczne braki materiałowe. Radziliśmy sobie – istniał wtedy handel wymienny między budowlańcami. Każdy, kto miał jakieś nadwyżki, natychmiast znajdował chętnych w zamian za jego deficytowe materiały – mówi Andrzej Myśliwiec, dyrektor Bydgoskiego Przedsiębiorstwa Budownictwa Ogólnego.
Szybko zagospodarowano Wyżyny, Wzgórze Wolności, Szwederowo, Bartodzieje, Kapuściska. Zniknęły pola uprawne, liczne sady i ogrody. Na Bartodziejach uprawiano nawet tytoń. Z wykupem terenów nie było problemów, często pomijano formalności. Liczyło się tempo!
Same bloki to tylko część zadania – należało budować nowe ujęcie wody (Czyżkówko), elektrociepłownię z systemem rozprowadzania ciepła, rozwinąć zasilanie energetyczne, gazowe a także…domy kultury Niestety nie starczyło już środków na oczyszczanie ścieków; do Brdy i Wisły kierowano ścieki. Rzeki obumierały.
Ciągle jednak mało, mało. Wzięto się za dziewicze i nieurodzajne ziemie pod Fordonem. Tam zbudowano kolejne wielkie osiedla. Jednak coś za coś – kraj się zadłużył na Zachodzie, kupując wiele licencji, także na rozwój mieszkalnictwa. Przypomnijmy, że długi bankowe gwarantowane przez tamtejsze rządy (tzw. klub paryski) zostały umorzone. Obywatele Zachodu dołożyli się do naszych mieszkań.
W latach 70. budowano rocznie w Polsce ponad 300 tys. mieszkań. Dziś o takiej liczbie można tylko pomarzyć. – Pracowaliśmy w systemie czterobrygadowym. Mieliśmy w ręku całość – produkcję prefabrykatów i montaż na budowie. Budowaliśmy 4000 izb rocznie. Zatrudniliśmy kilka tysięcy osób. Budownictwo było sprawą polityczną. Co tydzień włodarz Bydgoszczy Wincenty Domisz organizował naradę. Niełatwo mi było, czasem wiłem się jak wąż, aby obronić mojego podwykonawcę, który wykazywał jakieś opóźnienia. Dużo pomagał nam także minister budownictwa Adam Glazur. Jego działania były nie do przecenienia. Przydzielał nam duże ilości materiałów łącznie z cementem i stalą. Taki był wówczas system – wszystko na przydział, wolnego rynku nie było – wspominał Lech Różycki, dyrektor techniczny Kombinatu Budowy Domów „Wschód”.
Na nowe domy czekali nowi bydgoszczanie. Po II wojnie światowej mieszkało w mieście ok. 120 tysięcy. Liczba ta urosła w PRL do niemal 400 tys. Każda rodzina mogła liczyć na własne mieszkanie. Nie spełniły się proroctwa, że bloki z wielkiej płyty się rozpadną. Dawne osiedla np. Kapuściska to też ciągle miejsce, gdzie wiele jest zieleni i przestrzeni.
Zapisz się do newslettera Bydgoszcz Informuje!