Prof. dr hab. n. med. Wojciech Zegarski zarządza Kliniką Chirugii Onkologicznej od 22 lat / Fot. B. Witkowski/UMB
– Z chirurgami jest jak ze sportowcami. Im więcej operujesz, tym jesteś lepszy. Wykonujemy najwięcej w Polsce operacji jelita grubego – blisko sześćset rocznie. To liczba, która prawdopodobnie lokuje naszą klinikę także na pierwszym miejscu w Europie – mówi prof. dr hab. n. med. Wojciech Zegarski. Od 22 lat zarządza Kliniką Chirurgii Onkologicznej w bydgoskim Centrum Onkologii.
Wojciech Borakiewicz: Jakich pytań nie lubi chirurg-onkolog: Pewnie z gatunku tych najczęstszych: Czy będzie dobrze?
Prof. dr hab. Wojciech Zegarski – To akurat pytanie, na które łatwo odpowiedzieć. Najtrudniejsze są te, zadawane przez chorych, których nie możemy operować. Nie lubię także pytań, które zadają bliscy chorego i w jego obecności mówią: To ile zostało życia ojcu, mężowi? Wtedy zawsze odpowiadam przede wszystkim, że to z chorym ustaliliśmy już terapię i wdrożyliśmy leczenie. Dodaję też, że każdemu z nas mogło zostać jeszcze mniej życia. Można przecież wpaść dziś pod samochód. Inne pytanie z tych nielubianych: Jak długo trzeba będzie czekać na operację? Nie lubię ich, bo leczenie wymaga planu. Najpierw wykonuje się badania i ustala potem plan leczenia, aby wtedy wyważyć, czy od razu operujemy, czy też wykonujemy inną terapię. To musi potrwać. Jeśli wszystko zajmie 4-5 tygodni to nie jest zbyt długo, skoro ten guz do operacji rósł już np. 2-3 lata.
Czy chirurgia onkologiczna to najtrudniejsza ze specjalizacji?
– Każdy chory wymaga znieczulenia i wykonania precyzyjnego zabiegu, choć nowotwór jest rzeczywiście chorobą potencjalnie śmiertelną i z takimi pacjentami mamy do czynienia. Najlepiej, żeby chirurg onkolog miał także specjalizację z chirurgii ogólnej. Posiadał wiedzę onkologiczną, dotyczącą sposobów terapii oraz oczywiście miał praktykę operacyjną. Ważne jest, żeby trafić do chirurga, który wykonuje wiele zabiegów. Każdy z tych elementów jest potrzebny, żeby właściwie zarządzać leczeniem.
Jak się na tle tego obrazu sytuuje się Klinika Chirurgii Onkologicznej Centrum Onkologii, którą pan kieruje?
– Wykonujemy najwięcej w Polsce operacji jelita grubego. Blisko sześćset operacji pierwotnego raka jelita grubego rocznie. To także liczba, która prawdopodobnie lokuje naszą klinikę na pierwszym miejscu w Europie. Kolejne kliniki wykonują rocznie w granicach ponad dwustu zabiegów.
Dlaczego te liczby są ważne?
– Im więcej wykonywanych zabiegów, tym lepsze wyniki liczenia. Wykazują to światowe badania. Jeśli chirurg operuje więcej niż 30-40 przypadków rocznie, dobrze kwalifikuje i wykonuje operację.
Jak w sporcie? Więcej trenujesz, jesteś lepszy w meczu?
– Dokładnie tak. Zawodnik, który mniej trenuje, ma mniej szans, żeby nabyć odpowiednich umiejętności. Ośrodki operujące więcej niż 75 chorych z rozpoznaniem jelita grubego są uznawane za tzw. high volume center. Jest ich w kraju blisko 40. My mamy rocznie 580 takich zabiegów. Kiedy się ocenia wyniki, bierze się pod uwagę wskaźnik przeżyć pięcioletnich. W ośrodkach high volume są lepsze. Chorzy w mojej klinice mają szansę przeżycia na poziomie 77-78 procent.
Jakie były początki bydgoskiej kliniki?
– Zaczynaliśmy od 14 zabiegów rocznie. Pracowało wtedy pod moim kierownictwem sześciu lekarzy medycyny. Dziś to 23 osoby po doktoratach, pracujących teraz w różnych oddziałach i specjalnościach. Pięć osób uzyskało habilitację. W klinice mam trzech profesorów uczelnianych Collegium Medicum. Współpracujemy z ośrodkami np. w Szwecji w zakresie badań genetycznych raka jelita grubego. Jesteśmy przygotowani, żeby szkolić lekarzy z innych krajów, głównie jeśli chodzi o obsługę robota da Vinci. Wykonaliśmy z robotem prawie 200 zabiegów. Do połowy przyszłego roku będzie ich 300. Stajemy się jednym z liderów w skali europejskiej.
Kiedy myślimy o użyciu robota, zwykle uważamy, że to on sam wszystko zrobi. Trzeba tylko odpowiednio go zaprogramować i wcisnąć enter. Z da Vinci jest inaczej.
– Człowiek, chirurg-operator jest niezbędny. Mogę sobie jednak zasiąść za biurkiem z laptopem, a robot może być podpięty do chorego 10-20 metrów albo i 10 tys. kilometrów dalej. Nie wykona najmniejszego ruchu sam, jeśli ja nim nie pokieruję. Jego cztery ostrza dają za to niezwykłe możliwości pod względem precyzji. Chirurg obsługuje go za pomocą joysticków cztery narzędzia; obiema nogami prądy cięcia i prądy koagulacji a rękoma kamerę przybliżającą obraz, nożyczki, urządzenie tnąco-zamykające naczynia.
To wymaga długiego treningu?
– Przygotowanie trwa trzy miesiące. Ćwiczy się na „sucho”. Kiedy się opanuje obsługę, trenuje się technikę, przekładając np. kuleczki, klocki, zakładając, zawijając i odwijając drucik. W kolejnym etapie dostaje się do preparowania tkanki. Ćwiczenia na kurczaku: odcięcie skóry, przecięcie mięśni, zszywanie. Obserwator przyjeżdża i testuje twoje umiejętności. Nadchodzi potem czas certyfikacji. W moim przypadku odbyła się pod koniec kwietnia ub. roku w Neapolu. Procedura trwa dwa dni. Jest część testowania umiejętności samej obsługi robota. Drugiego dnia sprawdzian pod okiem chirurga, którym w moim przypadku był prof. Giuseppe Spinoglio z Mediolanu. Wykonał około tysiąca operacji z udziałem robota.
Kiedy pan przeprowadził swoją pierwszą operację z udziałem robota da Vinci
– 5 maja 2023 roku. Tego dnia to były dwa zabiegi, kolejnego – następne dwa. Jeszcze pod okiem innych chirurgów z odpowiednimi uprawnieniami. Na robota da Vinci mogą się przesiadać najlepsi chirurdzy. Jego producent Intuitive Surgical dba o to, żeby każdy operujący był ekspertem najwyższych lotów. Bardzo tego pilnują. W naszej klinice certyfikat zdobył także mój najbliższy współpracownik, a trzeci szykuje się do egzaminu. W skali Europy nigdzie nie zrobiono 200 operacji robotycznych jelita grubego rocznie. A my będziemy tyle mieli.