„Emi, dasz radę, ćwicz!”. Zmiany zauważyła po pół roku: spadła waga, zarysowały się mięśnie. I był złoty medal

Emilia Brukwicka, zawodniczka bikini fitness, trenerka personalna kobiet. Fot. B.Witkowski/UMB

Emilia Brukwicka przywiozła złoty medal z zawodów bikini fitness w Rumunii. Na co dzień jest fryzjerką. – Zajmuję się klientkami, a mąż strzyże panów – mówi bydgoszczanka.

Międzynarodowe Zawody Rumunia Muscle Fest Pro/Amator w Bukareszcie to jedno z największych show w świecie kulturystyki i fitness w Europie, na dodatek w doskonałej obsadzie zawodniczek i zawodników. Emilia Brukwicka zdobyła złoty medal w Bikini Fitness Masters 40 plus. Na siłowni ćwiczy od piętnastu lat. – Mąż Marek zachęcił mnie do ćwiczeń. A co mnie skłoniło do startu w zawodach? Przed czterdziestką chciałam jeszcze coś przeżyć.

Jedyna kobieta z ciężarami wycina sylwetkę

Emilia Brukwicka jest rodowitą bydgoszczanką ze Śródmieścia. Z zawodu fryzjerka. Pracują razem z mężem. – Ja zajmuję się klientkami, a mąż strzyże panów.
– Marek zaczął ćwiczyć w wieku 18 lat – opowiada Emilia. – Kilka lat chodził na siłownię. A ja? Chodziłam na zajęcia grupowe: fitness, joga, zumba, ale to nie było to. Nie widziałam efektów. Chciałam spróbować czegoś innego, ale wstydziłam się ćwiczyć na męskiej siłowni. Wiadomo, jak panowie patrzą na kobietę podnoszącą żelastwo. W końcu poszłam z mężem. W siłowni na Bartodziejach byłam jedyną ćwiczącą z ciężarami. Jak zareagowali panowie? Bardzo pozytywnie. Jeszcze mnie zachęcali do wytrwałości. ”Emi, dasz radę, ćwicz!” – motywowali. Po pół roku sama zauważyłam zmiany: spadła waga, zarysowały się mięśnie.
– Jaka byłam wcześniej? Prosty typ sylwetki. Po regularnych ćwiczeniach podniosły się pośladki, nogi i barki zaczęły się wycinać. Wycinać, czyli pojawiły się kształty, ciało było bardziej wyrzeźbione. Pomyślałam: super! Chcę jeszcze więcej! Może jakieś zawody? Jeśli mam predyspozycje, to dlaczego nie spróbować? Moim trenerem jest mąż. Cały czas mi pomaga. Trenuje także Gracjan, nasz syn. Można powiedzieć, że chodzimy rodzinnie na siłownię – opowiada mistrzyni. Trenuje codziennie.

– Teraz jestem na okresie masowym. Pyta pan, co to znaczy? Muszę więcej jeść, żeby urosły mi mięśnie. Dziś na śniadanie zjadłam jajecznicę z ośmiu jajek, szpinak i kilka pomidorków. Na drugie śniadanie twarożek i trochę awokado. Chleb całkowicie odstawiłam. Nie używam cukru. Słodkiego w ogóle nie jem, zero alkoholu. Jeśli chodzi o obiad, to mam na talerzu ryż, kawałek indyka lub łososia i warzywa na parze. Raz na jakiś czas pozwalam sobie na ziemniaki, ale praktycznie ich unikam. Bardziej tuczą. Dwa tygodnie przed zawodami zjadam bardzo malutkie posiłki – opowiada Emilia. – Co dwie godziny posiłek wielkości żółtka, żeby zwęziły się jelita, były mniejsze i cała półroczna praca wyszła w każdym mięśniu na scenie. Najgorszy jest czas tuż przed zawodami. Z dnia na dzień jem coraz mniej. Trzy dni przed zawodami piję wodę. Może zdarzyć się bardzo malutki kawałeczek mięska. Organizm jest w szoku, ale wyjście na scenę jest najważniejsze.
Przed pierwszymi zawodami nigdy nie miała kontaktu z zawodami. – A na scenie światła. Trzeba się uśmiechać, prezentować, robić pozy, napinać mięśnie, szczególnie pleców i pośladków, żeby zarysowała się klepsydra. No i łydeczki. Kobieta musi mieć ładną łydkę – mówi Brukwicka.

Wychodzi na scenę na 12, 14-centymetrowych obcasach. Pełny makijaż, przedłużone włosy. – Mąż maluje mnie dwukrotnie bronzerem. Wychodzę na scenę, spełniam swoje marzenie – mówi bydgoszczanka – Przed pierwszymi zawodami bardzo pomogła mi Renata Nowak z Bydgoszczy. Pokazała, jak wychodzić na scenę, jak pozować, pokazać wszystkie mięśnie przepracowane przez pół roku. Poza w jedną stronę, poza w drugą. Tył, przód. Właściwe napięcie mięśni. Bardzo jestem jej wdzięczna, że tyle mi pomogła!

Debiut na zawodach odbył się w Markach pod Warszawą. – Była duża konkurencja – wspomina Emilia Brukwicka. – Wystartowałam w kategorii open, do wzrostu i wieku. Mam 1,55 m. Było nas szesnaście. Zajęłam szóste miejsce. Pierwsze zawody to jak przetarcie sceny. A kolejne wyjścia już coraz lepsze. Teraz czuję się na scenie jak ryba w wodzie. Prezentujesz swoje ciało, mięśnie. Pokazujesz się z jak najlepszej strony. Tego dnia robię się piękna: pełny makijaż, przedłużone włosy. Każda z nas sama dobiera kolor kostiumu. W Mediolanie chciałabym wystąpić w czerni lub w fioletach podchodzących pod kolor biskupi – połączenie różu z fioletem. Muszę tylko zobaczyć, jaka moda obowiązywała w tym sezonie, a jaka może być w następnym. W tym roku w Markach praktycznie wszystkie zawodniczki miały kostium w kolorze zielonym. Tylko dwie zdecydowały się na czerwony kolor.

Co ocenia komisja?

– Dużo zależy od sędziego. Może zdecydować się na panie leciutko „podlane”, tylko z zarysowaną rzeźbą jak u kulturystów. Taka sylwetka plażowa z lekkimi zarysami. A ja bardzo mocno się wycinam. Za mocno i za szybko, ale później mogę się czymś podładować, żeby się wypełnić. A niektóre z zawodniczek fajnie są wypełnione, ale coś więcej zjedzą i już widać, że są za mocno „podlane”. Każda kobieta jest inna, ma inną genetykę.

Bydgoszczanka opowiada: – Codziennie mierzę obwody m.in. talii, bicepsów, ud. Nie mogę mieć zbyt dużych bicepsów, bo jak bym wyglądała? Rama ciała musi być proporcjonalna. Podczas ostatnich zawodów sędzia z Azji oceniał naszą proporcjonalność. Przeważnie w bikini fitnessie dziewczyny mają zrobione piersi. Pośladki trzeba je wytrenować, a niektóre decydują się na implanty. Natura to natura. Przytyjesz – ok, schudniesz – i tak wszystko opadnie. Najważniejsze, że mąż mnie akceptuje. Z synem bardzo mnie wspierają.

W okresie masowym dźwiga większe ciężary. Dwanaście przysiadów ze sztangą po 20 kg na stronę, gdy ćwiczy pośladki. – Chwila odpoczynku, dokładamy kolejne dwadzieścia na każdą stronę. Z ciężarem sztangi to już razem sto kilogramów – opowiada zawodniczka – Największy ciężar, z którym ćwiczyłam? Sto czterdzieści kilogramów. Z takim obciążeniem powinnam zrobić tylko cztery ruchy, a zrobiłam sześć. Mąż powtarzał: dasz radę, wyłącz głowę, potrafisz. Zrobiłam to.

Wszystkie jesteśmy piękne

Podczas ostatniego startu w Rumunii była jedyną czterdziestolatką. – Reszta dziewczyn po 18, 20, 19 lat. I kiedy stanęłyśmy obok siebie, to tego wieku wcale nie było widać! To usłyszałam od sędziego! Proporcjonalna, malutka, filigranowa blondynka, to ja. Z tymi małolatami znalazłam się w top piątce! Każda kobieta jest piękna – mówi Emilia. – Czy jest szczupła czy troszeczkę większa, ale już od konkretnej kobiety zależy, co chciałaby w sobie zmienić.
Mistrzyni ma już swoje podopieczne. To panie od 25 do 50 lat, mające dzieci, mężów. – Po ciąży chcą coś zrobić z sobą. Najczęściej po prostu schudnąć. Inne chcą wyjść z domu, coś zrobić, trochę się poruszać. Przeważnie celem jest mieć płaski brzuch, większe pośladki i zarys barków. Kiedy szukają szybkich efektów, powtarzam, że nic nie ma od razu. Pracowałam na swój wygląd przez trzy lata.

Jak długo chce ćwiczyć?

– W bikini fitnessie przesunięto granicę startów do 45 lat, ale w Stanach Zjednoczonych jest już kategoria wiekowa plus pięćdziesiąt! No to mam jeszcze dziesięć lat, tylko żeby zdrowie pozwoliło. Ciągle pracuję jako fryzjerka, ale na siłowni spędzam więcej czasu. Na inne pasje doba jest za krótka.

Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje”!

Udostępnij: Facebook Twitter