Magdalena Popielewska, dyrektor Zespołu Szkół Budowlanych / Fot. B. Witkowski/UMB
– Młodzież i opiekunowie zachorowali na pomoc i przez kolejne miesiące remontowali następne domy zniszczone przez nawałnicę – mówi Magdalena Popielewska, dyrektor Zespołu Szkół Budowlanych w Bydgoszczy.
– Uczniowie trzech klas „Budowlanki” właśnie spotkali się z kadrą Collegium Medicum na zajęciach „Styl życia a zdrowie.”
– Bardzo poważnie traktujemy przedmiot Edukacja zdrowotna. Zapraszamy do szkoły specjalistów z dziedzin, na których niekoniecznie znają się nauczyciele. Collegium Medicum wspiera nas w takich działaniach. Młodzież wysłuchała diabetologa, spotkała się z udarowcami, także innymi specjalistami. Kto, jak nie szkoła będzie w stanie przekazać młodym ludziom takie informacje? Pomimo doświadczenia i wiedzy rodziców nie wszyscy w domu chcą i potrafią o tym rozmawiać.

– A młodzież chce?
– Pomimo pewnej niechęci do uczestniczenia w przedmiocie są bardzo otwarci. Biorą udział w takich spotkaniach chętnie i bez oporów.
– Zainteresowała mnie informacja o bezinteresownej pomocy uczniów i kadry na rzecz potrzebujących. Zaczęło się od nawałnicy z 2017 roku?
– Uskuteczniam hasło: „Budowlanka pomaga” lub „Budowlanka choruje na pomoc”. Jeden z parlamentarzystów odwiedził nas i zapytał, jak moglibyśmy pomóc. Pierwszy odruch – mamy ręce gotowe do pracy. Razem z nauczycielami praktycznej nauki zawodu zdecydowaliśmy, że włączamy się w pomoc. Trzeba było rozwiązać problem ciepłego posiłku dla młodzieży i dojazdu w okolice Sośna, gdzie przeszła nawałnica. Pomogło miasto Bydgoszcz oraz restauratorzy. Przez ponad dwa miesiące wyremontowaliśmy cztery domy w Sośnie. Młodzież i opiekunowie zachorowali na pomoc i przez kolejne miesiące remontowali następne domy zniszczone przez nawałnicę.
– Uczniowie zgłaszali się sami?
– Były kolejki, a ograniczenia dotyczyły wyłącznie pojemności busa. Musieliśmy wybierać młodzież zgodnie z kwalifikacjami. Trzeba było wymurować zwalony komin? Ruszało technikum budowlane ze specjalizacją murarz-tynkarz. Potrzebna była wykończeniówka? Jechali z wykończeniówki. Z punktu widzenia logistyki nie było to łatwe zadanie. Teraz już nie ma dla nas nic trudnego.
– Robili to w ramach praktyk?
– Jak najbardziej, byli też – stety – niestety zwalniani z lekcji. Chyba jednak „stety”, nie tracili niczego z nauki, a pomagając – nie tylko w Sośnie – zyskiwali wiedzę praktyczną, empatię, otwartość, umiejętność negocjacji, pracy w grupie, wysłuchiwania oczekiwań. Mamy także styczność z osobami niepełnosprawnymi i chorymi, teraz głównie pomagamy takim ludziom.
– Czyli dalej pomagacie?
– Oczywiście, ale po kolei. Na początku 2018 roku przyszedł do szkoły Adam Jaworski (kierował Stowarzyszeniem „Dzięki Wam”). Zapytał o możliwość wyremontowania spalonego mieszkania przy ulicy Tucholskiej. Postawiłam warunek, że najpierw muszą stamtąd wszystko wynieść. Nigdy nie narażam młodzieży na ewentualne niebezpieczeństwo związane z remontami. Przed wyjazdem młodzieży do Sośna również sprawdzałam z nauczycielami, na ile bezpieczne są domy przeznaczone do remontu. Za każdym razem działamy w ten sam sposób. Później były kolejne mieszkania po pożarach. Teraz najczęściej pomagamy osobom chorym, zniedołężniałym, z chorymi dziećmi i bez pieniędzy.
– Kiedy muszę coś wyremontować, potrzebuję narzędzi oraz materiałów. Ktoś wam pomaga?
– Doceniam to, że szkolnictwo zawodowe finansuje miasto Bydgoszcz. Mamy pieniądze na materiały, oczywiście potrzeby są większe, ale jeśli chcemy zrobić coś, co przekracza ramy podstawy programowej, to najczęściej uśmiechamy się do zaprzyjaźnionych firm, z którymi współpracujemy.

– Jesteście wyjątkową szkołą, której absolwenci natychmiast mogą podjąć praktyki i pracę. Firmy budowlane ogłaszają się na waszej stronie. I to w zawodach deficytowych, bo na rynku pracy brakuje m.in. murarzy.
– Nic, tylko uczyć się w naszej szkole! Też tak uważam.
– Chętnych do nauki nie brakuje?
– W tym roku mieliśmy bardzo duży nabór. Uczniowie chcą uczyć się w technikum, a później niekoniecznie zasilają rynek pracy – najczęściej chcą iść na studia. Do pracy idą ci, który wybierają studia zaoczne, a coraz więcej uczniów wybiera studia dzienne. To jest dobre dla nich, ale nie dla rynku pracy, który na pniu chłonie jak gąbka wszystkich absolwentów. Uczniowie, moim zdaniem, są za młodzi w myśleniu przyszłościowym, żeby od razu po szkole zasilać rynek pracy. Oczywiście generalizuję, ale tak to widzę.
– A co z „zawodówkami”?
– Byłe „zawodówki”, bo to teraz branżowe szkoły pierwszego stopnia. Chętnych do nauki w takich szkołach jest bardzo mało. Jesteśmy jedną z nielicznych szkół, które prowadzą kształcenie w branżowej szkole pierwszego stopnia. Na każdym poziomie mamy jedną klasę. To mało, o wiele więcej chętnych niż miejsc było w technikach. Widzimy także, że coraz lepsi uczniowie przychodzą do branżowej szkoły pierwszego stopnia. Mają już inną świadomość rynku pracy. Pracują będąc już uczniami. U rodziców, znajomych rodziców lub w firmach współpracujących ze szkołą. Firmy proponują im naprawdę dobre stawki. Mam nadzieję, że budownictwo będzie branżą, która zawsze będzie na topie, choć w tej chwili niekoniecznie tak jest.
– Dr hab. Magdalena Mateja, medioznawczyni przygotowała u was spotkanie i warsztaty pod tytułem: Jak nie robić ze smartfona demona? Twórcze i praktyczne wykorzystanie urządzeń mobilnych podczas nauki w szkole – perspektywa uczniów. Temat ciekawy, wszyscy ich używają.
– Na lekcjach uczniowie mają skrzyneczki, do których odkładają swoje telefony. Przyjęło się to bez problemu. Zaczęliśmy od rodziców, którzy zdecydowali w sprawie skrzynek na telefony. A skoro był akcept rodziców, to uczniowie tego nie zanegowali .
– Naprawdę?
– Wszyscy goście odwiedzający szkołę bardzo dobrze postrzegają naszych uczniów. Jako dobrze wychowanych, kulturalnych, otwartych, chętnych do zdobywania wszelakiej wiedzy.
– Może zawiniło stereotypowe postrzeganie Budowlanki?
– Mam nadzieję, że stereotypy już gasną. Opinie o szkole od dłuższego czasu są zdecydowanie inne. Kiedyś mówiło się: jak nie będziesz się uczył, to pójdziesz do Budowlanki. Teraz, żeby pójść do Budowlanki trzeba się uczyć. Dajemy uczniom więcej niż treści z podstawy programowej.
– Na przykład?
– Uczniowie piątych klas uczą się sterowania szkolnymi dronami. Nauczyciele mają wszelkie uprawnienia do pilotowania dronów i prowadzenia kursów. Wchodząc na rynek pracy będą mieli jeszcze większą wiedzę niż podstawa programowa. Będą świadomi tego, czego się nauczyli, a ich umiejętności będą wyższe od innych ubiegających się o to samo stanowisko. Drony mają zastosowanie w geodezji do mierzenia terenu. Z taką umiejętnością budowlańcy mogą pracować dla geodetów lub w innych branżach. Fajnie, gdyby zostali w budownictwie, ale może wybiorą sobie inną drogę życia.
Współpracujemy z firmą zajmującą się instalacjami sanitarnymi, grzewczymi, gazowymi, OZE, itp. Raz w tygodniu na osiem godzin młodzież jeździ do tej firmy na branżowe szkolenia z szeroko rozumianych instalacji. Mają teorię i praktykę.
– To dodatkowe umiejętności.
– Dajemy ich w szkole o wiele więcej. Uczę budowlanych przedmiotów zawodowych, komputerowego wspomagania projektowania. Oprócz podstaw uczą się m.in. pracy w chmurze. Współpracujemy z dużą firmą budowlaną, której specjaliści przyjeżdżają do szkoły, by pracować z uczniami. Młodzież w piątej klasie jest chętna do poznawania nowych rzeczy. Bardzo mi to imponuje, bo przecież wcześniej tego nie było.

– Bydgoszczanka?
– Z krwi i kości. Kończyłam „szóstkę”, a później studiowałam budownictwo w ATR. Jak patrzę na Bydgoszcz? Kocham moje miasto! Z roku na rok staje się coraz bardziej otwarte i przyjazne. Jest gdzie pójść, przespacerować się. W mieście dzieje się mnóstwo rzeczy związanych nie tylko z wodą. Mamy wspaniałą filharmonię, operę. Są możliwości rozwoju, nauki, pracy. Nic, tylko tutaj żyć. Miasto jest na tyle małe, ale i duże, że łatwo się w nim przemieszczać – nie mówię o godzinach szczytu. To wartość dodana dla naszej Bydgoszczy.
– Skoro rozmawiamy w Budowlance, to co pani dyrektor zbudowałaby w mieście?
– Brakuje nam nowocześniejszej zabudowy, także budownictwa mieszkalnego. Nowatorskiego budynku łączącego usługi wspólne. Nie chodzi mi o centrum handlowe, bo jaka to architektura? Ciekawym, czy do końca wykorzystanym miejscem są Młyny Rothera. Często spaceruję po Wyspie Młyńskiej, przez lata raził mnie budynek starej farbiarni. Wyspa jest przecudnym miejscem, jej otoczenia powinno być w nią wkomponowane. Kiedy przyjeżdżają do mnie goście, bez względu na porę roku to właśnie Wyspa Młyńska jest pierwszym miejscem, do którego ich prowadzę. Wszyscy są po prostu zachwyceni. Kiedy widzisz ją pierwszy raz, to pewnych mankamentów nie dostrzegasz. A kiedy mieszkasz w mieście, to wiesz, że w takim miejscu warto byłoby zainwestować naprawdę duże pieniądze.
– Czego życzyć szkole?
– Jeśli współgrają ze sobą uczniowie, nauczyciele i rodzice, to niczego więcej nie trzeba. Ja nie pracuję, nie chodzę do roboty. Całe życie chodzę do szkoły i sprawia mi to dużą przyjemność! Mam „na pokładzie” zgrany zespół nauczycieli, którym chce się pracować i wymyślać wiele rzeczy. Wspaniałych uczniów z mnóstwem pomysłów. Na wiele szkolnych działań nie widzę sprzeciwu wśród rodziców. Rodzice są bardzo otwarci i bardzo nas wspomagają. Za to jestem im wdzięczna.
Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje”!


