Mirosława Kaczyńska / Fot. Roman Laudański
– Podstawę programową od 2015 roku zmieniono już cztery razy! Nie ma się co dziwić, że nauczyciele w takiej atmosferze mają problem z wykrzesaniem z siebie entuzjazmu – mówi Mirosława Kaczyńska, prezes oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego w Bydgoszczy
Roman Laudański: Do tej pory mówiono, że w systemie oświaty brakuje nauczycieli. Tymczasem Przemysław Czarnek, minister edukacji twierdzi, że za dwa – trzy lata trzeba będzie zwolnić 100 tys. nauczycieli. Nie rozumiem.
Mirosława Kaczyńska: – Związki zawodowe też nie rozumieją. Jak na podstawi tych samych danych można zrobić aż tak duży przeskok w przekazie informacji? Przypomnę, że w ubiegłym roku minister Czarnek chciał podwyższać nauczycielom pensum. Jeśli nauczycielowi dołoży się więcej godzin do wypracowania, to dla innego nie starczy na pełny etat. Wtedy ostrzegaliśmy, że może to doprowadzić do zwolnień nauczycieli. Im więcej będzie uczyć konkretny nauczyciel, tym mniej nauczycieli będzie potrzebnych. I nagle, w ciągu niecałego roku, na podstawie tych samych danych pan minister mówi o stu tysiącach nauczycieli do zwolnienia. Minister straszy, ale zaraz dodaje, że to nie w tym roku, może w następnym lub za dwa lata, bo tak się kształtuje demografia.
W szkołach uczy się mniej dzieci.
– Wiemy o tym. Ten sam niż demograficzny dwa lata temu był w szkołach podstawowych, a przyjdzie do szkół średnich. Liczba dzieci jest przewidywalna, tylko rozkłada się na różnych etapach kształcenia. Podstawówki, nauczyciele nauczanie początkowego mieli z tym bardzo duży problem, bo borykali się z niżem demograficznym. Dodam, że mamy jeszcze w roczniku zatrzymane sześciolatki i siedmiolatki, które poszły do szkoły. W niektórych placówkach rocznika podstawowego w ogóle nie było, bo jak wszystkie siedmiolatki poszły wcześniej do szkoły, to w roczniku 2015 nie było w ogóle dzieci. Wiadomo, że te dzieci wyjdą z ósmej klasy i pojawią się w szkole średniej. W tej chwili mamy w szkołach średnich skumulowane dwa roczniki. Tam niż demograficzny będzie bardzo widoczny, ale na to przygotowują się dyrektorzy i nauczyciele stosując taki ruch kadrowy i tak planując organizację pracy, że za dwa lata będą mieli nauczycieli na mniejszą liczbę uczniów. W informacji oświatowej również można zauważyć, że w wielu placówkach nauczyciele mają po półtora etatu. Jakiś czas temu minister Czarnek twierdził, że tak świetnie zarabiamy, bo mamy półtora etatu. Właśnie dlatego, że za chwilę, kiedy odejdą te klasy, polonista będzie miał mniej godzin. Istnieje ryzyko zwolnień nauczycieli wynikających z demografii. Straszenie jest zupełnie niepotrzebne.
Zwolnienia naturalne, czyli przejścia na emeryturę?
– Związki zawodowe wskazują, że właśnie rocznik 1962, osoby w wieku 60 lat, ponadto roczniki 63, 64, 65 będą przechodziły na emeryturę i podejmowały decyzję, co do dalszej pracy. Jeżeli te roczniki znikną z mapy oświatowej, trudno powiedzieć, że trzeba będzie zwalniać 100 tys. nauczycieli, ponieważ odejdą z oświaty w sposób naturalny.
Być może pomysł ministerialny polega na wysłaniu nauczycieli na emeryturę i stworzeniu im możliwości dorobienia.
– Wypowiedź ministra Czarnka ma uzasadnić, że jest on skłonny przystać na postulat związków zawodowych mówiący o powrocie tzw. przywileju emerytalnego. Minister nie chce dać więcej pieniędzy, ale jednocześnie nie chce już być postrzegany jako ktoś, kto nie potrafi się dogadać. Pokazuje pole, na którym możemy się dogadać. Mówimy o wcześniejszych emeryturach, bo 30 lat w zawodzie nauczycielskim równoznaczne jest z wypaleniem zawodowym, a jakość nauczyciela po 30 latach pracy nie musi, ale może spadać. A jeżeli nauczyciel jeszcze nie brał urlopów na poratowanie zdrowia, to naprawdę może to być dla niego trudny moment. Szczególnie kiedy mówimy o szkołach podstawowych, ponieważ oprócz uczenia, dochodzi jeszcze praca w hałasie, a o tym nikt nie mówi. A hałas działa na układ nerwowy. To jest po prostu zmęczenie materiału.
Jakie są nastroje wśród nauczycieli po strajkach, postulatach i braku realizacji?
– Za Wojciechem Młynarskim możemy powiedzieć, że wracamy do nastroju: róbmy swoje i dotrwajmy do wieku emerytalnego, a później zobaczymy.
Nauczycielom z 30-letnim stażem chce się jeszcze pracować?
– To „róbmy swoje” nie jest podszyte entuzjazmem. Młodsi może jeszcze mają go więcej. Powiem świadomie: ilość zmian, powinnam powiedzieć „liczba”, ale liczba jest policzalna, a w oświacie jest już niepoliczalna ilość zmian. Ilość przychodzących, nadchodzących zmian, do których trzeba się dostosować, później o nich zapomnieć jest wielka. Momentami nie wiemy, co już obowiązuje, a co jest zaplanowane. Kolejna zmiana awansu zawodowego. Kolejna zmiana oceny pracy nauczyciela. Od 2015 roku to już trzecia zmiana. Ciągłe ocenianie na bardzo wysokim poziomie z uzasadnieniem, że skoro mamy dać duże pieniądze nauczycielom, to muszą zostać najlepsi. I ciągle zostaje tylko ocenianie, a dużych pieniędzy nadal nie widać. Lex Czarnek jest kolejną niepewnością, jak będzie można organizować pracę w szkole. Co będziemy mogli realizować, a czego nie. Niepewność w podstawie programowej, która od 2015 roku do 2022 roku została zmieniona po raz czwarty! Nie ma się co dziwić, że nauczyciele w takiej atmosferze mają problem z wykrzesaniem z siebie entuzjazmu, bo i tak nie wiedzą, czego będą uczyli w przyszłym roku. Proszę sobie wyobrazić polonistów i historyków, którzy na dodatek pracowali równolegle z dwoma podstawami programowymi.
Zwariować można.
– To jeszcze nałóżmy na to wszystko pandemię, która zmieniła wdrażanie matury. Pewnie w ministerstwie nie znają zakresu obowiązującego na maturze w tym roku. A nauczyciel musi to wiedzieć, bo musi przygotować uczniów. W 2021 roku ze względu na pracę zdalną część zagadnień została wstrzymana, na maturze jedne tematy obcięto, inne pominięto. Nie ma w tym żadnej stabilizacji, a coraz większe wymagania, bo zawsze powinniśmy uczyć jeszcze lepiej. A przy okazji ogranicza się nam dobór metod, sposobów nauczania, bo przecież lex Czarnek m.in. zakłada takie ograniczenie. O wszystkim ma decydować wcześniej kurator. To wymusza ograniczenia w doborze metod pracy.
Ciężko.
– Niestabilna sytuacja emocjonalna, popandemiczna, wojenna powoduje, że zaraz bardzo duża grupa nauczycieli wymienionych wcześniej roczników nie będzie chciała dalej pracować.
I co wtedy?
– Nikt nie będzie miał problemu z niżem demograficznym
A będzie miał kto uczyć dzieci?
– Sądzimy, że może być z tym duży kłopot. Trudno przesądzić i powiedzieć: nie będzie miał kto, ale śmiem przypuszczać, że będą takie miejsca, w których pojawi się kłopot z uczeniem dzieci. I wbrew pozorom mogą to być miasta, a nie małe gminy. Przecież kiedyś odbijemy się od recesji, inflacji, pandemii i znalezienie lepiej płatnej pracy w mieście będzie łatwiejsze.
Dziś pani woźna zarabia więcej niż początkujący nauczyciel?
– Nauczyciel do czterech – pięciu lat pracy ma pensji zasadniczej 3425 zł brutto, a pani sprzątająca dostaje brutto 3490 zł.
Chcesz wiedzieć więcej? Zapisz się na nasz newsletter!