Napisał książkę o Żydach z Brombergu, czyli Bydgoszczy. „Miasto, które ich nie chciało”

Mariusz Rettig, autor książki „Bromberg czyli Bydgoszcz, która Żydów nie chciała. Izraelici z Bydgoszczy i okolic na łamach prasy”. Książka jest do kupienia w „Antykwariacie Naukowym”. Fot. Robert Sawicki

– Nie jestem historykiem. Byłem policjantem, a co robi policja? Dochodzi prawdy. Zbiera materiały i ustala jak było. Żydzi odegrali w Bydgoszczy szczególną rolę i dlatego postanowiłem poświęcić im książkę mówi Mariusz Rettig, autor książki „Bromberg, czyli Bydgoszcz, która Żydów nie chciała”.

Roman Laudański: Napisał pan książkę pt. „Bromberg, czyli Bydgoszcz, która Żydów nie chciała”. Dlaczego bydgoszczanie nie chcieli u siebie Żydów?

Mariusz Rettig: – Tytuł jest trochę prowokacyjny, ale rzeczywiście, miasto nie chciało Żydów. Przez wieki mieszkańcy zrobili wiele, żeby Żydów do miasta nie wpuścić. W czasach krzyżackich, pruskich i polskich tylko niektórym Żydom się to udawało. Dopiero od początku XIX wieku Żydzi dość licznie zaczęli przybywać do miasta, a w połowie wieku uzyskali wszystkie prawa i nawet mogli być rajcami miejskimi. Przypomnę, że był to okres największego rozkwitu Bydgoszczy.

Wróćmy do tytułu: dlaczego Bydgoszcz nie chciała Żydów?

– Ponieważ byli doskonałymi kupcami, bankierami czy przedsiębiorcami. Stanowili konkurencję, której każdy się obawia. Tyle i tylko tyle. W Bydgoszczy, w okresie zaboru pruskiego, takiej konkurencji szczególnie obawiali się kupcy niemieccy. Już wcześniej, w 1555 roku mieszczanie wymusili na królu wypędzenie Żydów z Bydgoszczy. Nie dość, że byli oni konkurencją, to w tym czasie w Bydgoszczy pojawiło się wiele klasztorów, a religia również odgrywała tu dużą rolę.

Wracając do Bydgoszczy przypomnę, że Żyd z Holandii prowadził bydgoską mennicę na Wyspie Młyńskiej. Obecnie głośno o sprzedaży najdroższej polskiej monety o nominale 50 dukatów z czasów Zygmunta III Wazy. Wybito ją w Bydgoszczy w 1621 roku, a mennicą zawiadywał wówczas holenderski Żyd Jacob Jacobsohn von Emden opisany w mojej książce. To właśnie Żydzi dostarczali niezbędny kruszec do bydgoskiej mennicy.

Przywołał pan rok 1555, jak to było z Żydami z Fordonu?

– Jak już wspomniałem, mieszczanie wymogli na królu, żeby wydał zakazał zamieszkiwania Żydom w Bydgoszczy. Wówczas większość tutejszych Izraelitów przeniosła się do Fordonu. Od tego czasu bramy Bydgoszczy były dla nich zamknięte. A kiedy przyszli Prusacy, brama miasta znowu zaczęła się nieco otwierać dla Żydów. Jako pierwsi przybyli Izraelici z Fordonu, w tym Jacob Lewin Jacobi, który założył firmę „J.L. Jacobi”.

Skąd pomysł napisania takiej książki?

– Od 35 lat mieszkam w Bydgoszczy. Mój dziadek pochodził z tego miasta. W 1938 roku dziadek ożenił się z córką rolnika i zamieszkał na wsi. Natomiast ja, jako człowiek ze wsi, ożeniłem się z bydgoszczanką i „powróciłem” do miasta nad Brdą. Zbierałem informacje o swoich przodkach z Bydgoszczy, z czego powstała trzytomowa książka „Bromberg, czyli Bydgoszcz moich przodków na łamach prasy”. Tak naprawdę o moich przodkach nie znalazłem nic wartego opisania, ale o mieście i bydgoszczanach już tak. Poszukując materiałów korzystałem m.in. z bibliotek cyfrowych.

Skąd w panu ta pasja historyczna?

– Nie jestem historykiem z wykształcenia. Byłem m.in. policjantem, a co robi policja? Dochodzi prawdy. Zbiera materiały i ustala jak było. Jestem już poza służbą, coś trzeba było robić. Książka o Żydach jest kontynuacją pierwszej, trzytomowej publikacji, która została napisana w podobnej konwencji. Już wtedy zauważyłem, że Żydzi odegrali w Bydgoszczy szczególną rolę i dlatego postanowiłem poświęcić im osobną książkę.

Czym się zajmowali bydgoscy Żydzi?

– W drugiej połowie XIX wieku tj. w okresie największego rozkwitu  miasta społeczność żydowska liczyła nie więcej niż 360 rodzin. W praktyce liczba Izraelitów w Bydgoszczy nigdy nie przekraczała dwóch tysięcy głów. Żydzi potrafili sprzedać wszystko, co pochodziło z tutejszej i nie tylko tutejszej ziemi. Przede wszystkim handlowali zbożem i drewnem. Za ich sprawą w Bydgoszczy pojawiały się kolejne młyny i tartaki. We własnych destylarniach produkowali wódki i nalewki. W pewnym okresie Żydzi jako jedyni produkowali w Bydgoszczy watę.

Na rogu ul. Magdzińskiego i Starego Rynku do dziś stoją dwie kamienice, które przez ponad sto lat należały do już wspomnianej,  pochodzącej z Fordonu, żydowskiej rodziny Jacobi. W książce zamieszczam drzewo genealogiczne tej rodziny, które zostało wydane w Berlinie w 1905 r. z okazji stulecia firmy „J.L. Jacobi”. Funkcjonowała tam destylarnia „Pod Złotym Aniołem”, w której produkowano najróżniejsze destylaty, a w czasie wojen z Danią, Austrią czy Francją specjalne nalewki m.in. przeciwko cholerze tzw. „bydgoskie krople życia”, które wysyłano dla żołnierzy na froncie. Prasa publikowała podziękowania od wojska za te „dary”.

Skoro już jesteśmy przy wojsku, czy na interesach z armią zarabiali również Żydzi?

– Żydzi dostarczali furażu dla koni i żywność dla żołnierzy. Skoro wojsko potrzebowało koni, to handlowali również końmi. Wojsko potrzebowało kwater, to pośredniczyli także w tym. Budowali lub finansowali budowę większości koszar w naszym mieście. Nakielski Żyd, Lesser Baerwald, finansował budowę koszar kawaleryjskich przy ulicy Szubińskiej, był też właścicielem młyna, w którym dziś znajduje się hotel Słoneczny Młyn.

Żydzi byli również zainteresowani sprawną żeglugą na Brdzie i Kanale Bydgoskim. W tym celu należało uregulować Brdę. Tratwy z drewnem do Bydgoszczy od strony Fordonu ciągnęły konie, co było uciążliwe i kosztowne. Żyd Albert Arons, który najpierw założył przy ulicy Długiej firmę spedycyjną, a później również bankową, zajmował się spławianiem drewna. To on w roku 1869 sprowadził do Bydgoszczy pierwszy parowiec łańcuchowy. Łańcuch od długości 1,5 mili rozciągnięty był na dnie rzeki od Brdyujścia do kanału, a parowiec nawijając go na specjalne walce mógł ciągnąć jednocześnie 3 szkuty bądź 6-8 tratew z drewnem. To była rewolucja, jeżeli chodzi o transport drewna z Wisły do Kanału Bydgoskiego, a później do Berlina i dalej.

Rozmawiamy na Starym Rynku, ile kamienic pożydowskich możemy tu naliczyć? W książce zamieszcza pan ich zdjęcia.

– Nie wszystkich. W dawnej kamienicy żydowskiego kupca i destylatora Isidora Barnassa mieści się dziś Antykwariat Naukowy. Kamienica ze spiczastym zakończeniem (Stary Rynek 14) została wybudowana i przez dziesiątki lat należała do rodziny Schendel, handlującej odzieżą i tekstyliami. W kamieniczce, która stała wcześniej w tym miejscu, przez wiele lat mieszkał żydowski literat i numizmatyk Julius Kossarski. Tam, gdzie obecnie mieści się „Katarynka”, również była kamienica żydowska. Dalej, na rogu Magdzińskiego są dwie kamienice, które kiedyś należały do rodziny Jacobi, już o nich mówiliśmy. Na miejscu kamienicy, w której kiedyś mieściła się księgarnia techniczna, a przedtem dom towarowy braci Mateckich, dawniej Żyda Leo Brückmanna, stały wcześniej trzy kamieniczki, które pan Brückmann przebudował, by stworzyć dom towarowy. Parcela dochodziła do ulicy Podwale. W czasie robót budowlanych odnaleziono tam jakieś przejścia podziemne, o których było głośno. Domniemywano, że tunele prowadzą do Fary, do Myślęcinka, do ratusza, różne były historie. Nawet taka, że barka płynąc Brdą zahaczyła o sufit tunelu i woda w Brdzie zaczęła nagle opadać. Pisałem o tym w mojej pierwszej książce. Wracając do kamienic, praktycznie cała Mostowa byłą ulicą z domami należącymi do Żydów. Na Gdańskiej, wiadomo, że „Jedynak”, to były dom handlowy Żydów Conitzerów. Secesja bydgoska, ulica Mickiewicza, wille, które budował Julius Berger i jego bratanek Adolf – Żydzi pochodzący z Sępólna Krajeńskiego. W Bydgoszczy mamy jeszcze dużo pozostałości po Izraelitach.

W Bydgoszczy był antysemityzm?

– Był, i to już w XIX wieku. Antysemityzm nie jest „wynalazkiem” z czasów, kiedy Hitler doszedł do władzy. Już w roku 1895 do Bydgoszczy przyjeżdżał z Berlina Hermann Ahlwardt, który wygłaszał tu antysemickie wykłady. Żydzi robili wszystko, żeby mu w tym przeszkodzić. W 1900 roku antyżydowski pogrom miał miejsce w Chojnicach, odbił się echem także w Bydgoszczy. Bydgoscy Żydzi pochodzili z terenu Prowincji Poznańskiej, ponieważ w okresie pruskim Żydom nie wolno było przemieszczać się pomiędzy prowincjami Królestwa Prus. Pochodzili z miast i miasteczek wokół Bydgoszczy: z Inowrocławia, Sępólna, Więcborka, Nakła. Bydgoszcz była dla nich miastem docelowym. Tu chcieli osiąść, robić interesy. Jednak nie wszyscy. Dla tych najbardziej przedsiębiorczych i ambitnych miejscem docelowym były duże miasta Rzeszy, a zwłaszcza Berlin i Frankfurt nad Menem. Część zostawała tu, Bydgoszcz była dla nich „małym Berlinem”. Tu kupowali luksusowe mieszkania w różnych kamienicach, był na nie popyt. W 1873 roku w Berlinie powstało Stowarzyszenie Dawnych Bydgoszczan i to głównie Żydów. Zachowały się relacje z działalności tego stowarzyszenia.

Kim się czuli bydgoscy Żydzi: Niemcami? Polakami?

– Żydzi mieszkający w Bydgoszczy w okresie zaborów bardzo chcieli być Niemcami. Chcieli, żeby uważano ich za żydowskich Niemców, a nie niemieckich Żydów. Bardzo to podkreślali. Szczególnie adwokat Moritz Baerwald. Tu ciekawostka, w Bydgoszczy istniało Stowarzyszenie Alpinistów, były wyjazdy w Alpy, później prelekcje i spotkania z pokazem zdjęć, które prowadził Moritz Baerwald. On i jemu podobni nie mogli przeżyć, że w wyniku traktatu w Wersalu Bydgoszcz wraca do Polski. Robili wszystko, żeby tak się nie stało. Honorowy obywatel Bydgoszczy, Lewin Louis Aronsohn, który ufundował z okazji swoich sześćdziesiątych urodzin „Łuczniczkę”, nasz symbol miasta, był posłem do Landtagu. On i jemu bliscy robili wszystko, żeby Bydgoszcz nie trafiła do Polski. Podejmowali różne uchwały, a kiedy zapadła decyzja, że Bydgoszcz wraca do Polski, to większość Żydów wyjechała z miasta. Z 360 rodzin zostało tylko 18!

Co, oprócz kamienic, zostało po żydowskich mieszkańcach miasta?

– Synagoga została zniszczona na przełomie 1939-1940 roku. Były też dwa cmentarze żydowskie, jeden na Wzgórzu Dąbrowskiego, drugi przy ulicy Ikara. Nie ma po nich śladu. Fragmenty macew są w krawężnikach przy ogródku piwnym przy placu Teatralnym. Niemcom wydawało się, że wystarczy zabić żydowskich mieszkańców, zniszczyć synagogę i cmentarze, by zatrzeć ślady obecności Izraelitów w Bydgoszczy. Choć w przypadku cmentarzy to chyba jednak też akty naszego barbarzyństwa.

Gdyby nie Żydzi Bydgoszcz rozwijałaby się wolniej?

– Na przełomie lutego i marca 1921 roku odbył się w Bydgoszczy zjazd dziennikarzy. Ukazał się wtedy specjalny dodatek do „Dziennika Bydgoskiego”. Został tam świetnie opisany stan miasta w momencie przejmowania go przez Polskę. Od tego zaczynam książkę. W tej jednodniówce opisano, jakim byliśmy wspaniałym miastem: gazownia, elektrownia, rzeźnia, handel, przemysł, tartaki i młyny. Wszystko świetnie działało. Tylko na końcu pojawia się ubolewanie: No tak, Polacy udziału w tym nie mieli, bo to wszystko była robota Niemców i Żydów. A tak naprawdę głównie Żydów. Archiwum Państwowe publikuje zdjęcia z 20 stycznia 1920 roku, kiedy polscy żołnierze pojawiają się w Bydgoszczy, by przejąć miasto. Na nich widać witryny żydowskich firm i sklepów, na tle których stoją lub maszerują polscy żołnierze.

Mariusz Rettig Fot. Robert Sawicki

Coś się zmieniło w mieście po przejęciu przez polską administrację?

– Żydzi mogli tu dalej żyć i pracować, ale już nie chcieli. Na rogu Jana Kazimierza i Długiej stoi dawna kamienica Żyda Rudolfa Cohna, który w 1900 r. przeprowadził się z Koronowa do Bydgoszczy i otworzył skład żelazny. Jego syn Alfred został lekarzem i napisał wspomnienia o Bydgoszczy, z których wynika, że w mieście nad Brdą żyło im się doskonale. Niestety, kiedy przyszedł rok 1920, Alfred studiował w Berlinie, pojawiły się dylematy: zostać – wyjechać? Ostatecznie jego rodzina podjęła decyzję o wyjeździe. W roku 1920 Bydgoszcz ponownie, także dla Izraelitów, stała się „ziemią obiecaną”. Ubytek tych, którzy wyjechali na Zachód, szybko uzupełniali Żydzi z Kongresówki i Małopolski. Nabywali nieruchomości, zakładali firmy. Byli nie mniej aktywni niż poprzednicy, od których różnili się jedynie większym konserwatyzmem w kwestiach religijnych. Szybko okazało się, iż nowa Polska także Żydom dawała możliwość gospodarczego rozwoju, a niektórzy, jak Oskar Robinson, odnieśli wręcz spektakularne sukcesy i stali się milionerami. Natomiast nie analizowałem okresu po 1945 roku. Moja książka kończy się w momencie rozbiórki bydgoskiej synagogi.

Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje”!

Udostępnij: Facebook Twitter