Zbigniew Szerląg jest kowalem od 40 lat. Prowadzi zakład na Jachcicach / Fot. B. Witkowski/UMB
Zbigniew Szerląg jest jednym z ostatnich kowali w Bydgoszczy. W jego zakładzie wykuto trzydzieści dwa moduły tworzące balustrady na moście Staromiejskim, osiem jego latarni oraz 1600 ozdobnych liści. Tylko one same ważą dwie tony.
W tym roku przypada 10. rocznica remontu mostu Staromiejskiego. Przybrał wtedy obecny wygląd – miał bowiem przypominać swój pierwowzór z 1902 roku. Pięknie kute elementy stworzył Zbigniew Szerląg, ostatni już kowal w Bydgoszczy, bo prawdopodobnie niedługo w mieście nie będzie już żadnego fachowca z tej branży
U kowala ogień
Stukot młotów kowalskich, niczym ze średniowiecznej kuźni, rozlega się na ul. Rynkowskiej. Pracownia Kowalstwa Artystycznego Zbigniewa Szerląga znajduje się nieopodal cmentarza na Ludwikowie. Istnieje od 1991 roku. Na swej stronie internetowej informuje: „Zajmujemy się wysoko przetworzonym artystycznie metalem w oparciu o tradycyjne metody kowalskie. Wszystkie prace wykonane są na podstawie własnych projektów, dostosowanych do indywidualnego zapotrzebowania klienta lub do stylu architektonicznego, w którym nasze detale mają funkcjonować. Prowadzimy stałą współpracę ze służbami konserwatorskimi, oraz posiadamy uprawnienia konserwatorskie w zakresie kowalstwa artystycznego wydane przez wojewódzkiego konserwatora zabytków. Zajmujemy się również wystrojem wnętrz obiektów sakralnych w zakresie projektowania i wykonania kutych żyrandoli, kinkietów, świeczników i innych elementów dekoracyjnych.”
Kiedy go odwiedzamy, akurat wyjmuje z pieca rozgrzany do czerwoności metalowy pręt, a następnie kilkoma, precyzyjnymi uderzeniami spłaszcza go i wygina na kowadle. Fach ma w ręku – to widać od razu. Bydgoski kowal wykuwa jeden z elementów do balustrady balkonowej zamówionej przez prywatnego klienta. Przed nim jeszcze tysiące takich uderzeń, aby stworzyć kolejne dzieło kowalskie. Kuźnia nie jest duża, składa się z dwóch pomieszczeń. W jednym jest palenisko, wisi kilkanaście młotów, stoją kowadła różnej wielkości. W drugim wiele wykonanych elementów leży na ziemi, czekają na wykucie następnych, a potem przyspawanie ich do siebie. Dziesięć lat temu Zbigniew Szerląg wykuwał w swoim zakładzie balustrady, latarnie i inne metalowe elementy restaurowanego mostu Staromiejskiego. To w sumie trzydzieści dwa moduły balustrad, z których każdy ma trzy metry 40 centymetrów. Do tego cztery małe latarnie oraz cztery duże stojące na cokołach, zejścia z mostu, 1600 ozdobnych liści – one same ważyły dwie tony – kwiaty z grubej, pięciomilimetrowej blachy. Wszystko, bez zejść to w sumie koło 20 ton. Cieszy teraz oko bydgoszczan i turystów.
Co pan czuje przechodząc przez most Staromiejski? – pytam.
– Dla mnie ten most to dzieło mojego życia. Na pewno już nic podobnego mi się nie zdarzy. Jestem przekonany, że to najpiękniejszy most w Polsce – odpowiada z dumą, bez dłuższego zastanowienia, rzemieślnik, ściągając rękawice.
Wywołał dyskusję. Upiększył most
Praca nad mostem kosztowała go wiele czasu i wyrzeczeń. A samo jej wykonanie nie było takie pewne, choć w Bydgoszczy nikt nie oferuje podobnych usług artystycznych.
Kowal ściąga okulary i zaczyna mówić w szczegółach: – Konserwator twierdził, że mostu nie da się zrekonstruować. A ja wcześniej wykonałem prototyp, który można dzisiaj podziwiać przy pl. Teatralnym. Kiedy usłyszałem te słowa oraz zobaczyłem nowo zamontowane balustrady przy zejściu na bulwar Urbanyiego, które moim zdaniem wykonane są na żenującym, niskim poziomie warsztatowym i estetycznym, poszedłem z tym tematem od razu do prasy. Chciałem wywołać dyskusję w mediach, czy rekonstrukcja mostu ma być na najwyższym poziomie artystycznym, zgodnie z pierwowzorem czy ma być byle jaka i tania.
Sam szukał dokumentów i zdjęć, które pokazywałaby, jak wyglądał most na początku XX wieku. – Bazowałem na fotografiach wygrzebanych z szuflad prywatnych ludzi, którzy byli na tym moście fotografowani. Zwykle były one robione przez lejkowców, pracujących w tym miejscu. W tej chwili pojawiają się kolejne zdjęcia, których nie widziałem, a potwierdzają one, że nasza rekonstrukcja jest zgodna z oryginałem.
Po kilkuletnich przygotowaniach, dziesięć lat temu, w 2014 roku, rozpoczęło się montowanie kutych, zdobionych balustrad i lamp na moście Staromiejskim, wzorowanych na tych, które stały tam po przebudowie przeprawy w 1902 roku. Przygotowania do remontu trwały blisko 20 lat. Temat przebudowy najokazalszej przeprawy nad Brdą w Bydgoszczy podjęto jeszcze pod koniec lat 90-tych.
– Po wygraniu dostaliśmy pięć miesięcy na wykonanie wszystkiego. Musiałem zatrudniać dodatkowych pracowników. Harowaliśmy po kilkanaście godzin dziennie, siedem dni w tygodniu. Doglądałem każdy element mostu. I tak musiałem uczynić dużo rzeczy, aby przystąpić do konkursu, bo warunkiem uczestnictwa było posiadanie na koncie 700 tysięcy złotych, co było dla mnie sumą zaporową. Trzeba było znaleźć wspólnika z takimi pieniędzmi, który zgodzi się wystartować ze mną w konsorcjum. Byłem bardzo zdeterminowany, aby było to solidne wykonanie, na jakie zasługuje Bydgoszcz. Pracownicy mi pomagali, ale musiałem obejrzeć i ewentualnie poprawiać każdy element – wspomina Szerląg.
Nie oszczędzajmy na pracy kowali
Most Staromiejski to oczywiście nie jedyne dzieło z pracowni Zbigniewa Szerląga w naszym mieście. Jego prace to m. in. brama cmentarza Starofarnego, ogrodzenie Akademii Muzycznej przy ul. Słowackiego, bramy przy ul. Gdańskiej 63, 119 czy balustrady w siedzibie firmy Mac-Graf przy ul. Bydgoskich Przemysłowców.
– Jestem rozgoryczony, że miasto w pełni nie wykorzystuje swojego potencjału. Na najpiękniejszych ulicach, jak Gdańska, Dworcowa pojawiają się kraty z Castoramy. Za przykład podam balustradę z ul. Cieszkowskiego. To dzieło Hermanna Betschera, współpracownika Józefa Święcickiego, którą podniesiono przez dodanie trzech zwykłych płaskowników u dołu. Moim zdaniem konserwator zabytków nie powinien akceptować takich rzeczy – mówi kowal, pracujący w zawodzie od ponad 40 lat.
Pochodzi z Rzeszowa. Tam ukończył Liceum Plastyczne i poznawał fach kowalski. Do naszego miasta przyciągnęła go żona. – Kiedy przyjechałem do Bydgoszczy na przełomie lat 80. i 90., kowalstwa tutaj praktycznie nie było. Zaczynałem pracę w dobrej, budowlanej firmie zagranicznej „Porta”, gdzie organizowałem od podstaw kuźnię. Swoją prywatną działalność rozpoczynałem przy ul. Pułaskiego. Na Jachcicach jestem od 20 lat.
Kowal wykonuje praktycznie wszystko. Dla każdego projektu robi własnoręczny rysunek techniczny, co dla wielu klientów jest zaskoczeniem, bo w czasach, gdy dostępne są programy graficzne do tego typu realizacji tworzy się takie dokładne „dzieła” odręcznie.
Ostatni kowal w Bydgoszczy
Z lekkim zawodem w głosie opowiada o sytuacji kowalstwa artystycznego w naszym kraju. – Nie mam następców. Pan zobaczy, taki liść robi się pół dnia – pokazuje mi piękną ozdobę pan Zbigniew.
– Takie czasy przyszły. Młodzi ludzie nie chcą się tym zajmować. Wolą klikać w komputerze. Niedługo przechodzę na emeryturę i prawdopodobnie firma zakończy działalność. Gdyby ktoś to chciał poprowadzić, chętnie bym pomógł, ale też jestem już zmęczony. To trudny zawód. Aby się nim trudnić, trzeba to naprawdę kochać. Z tego nie ma jakiś przesadnie dużych pieniędzy, a jest przy tym wiele nerwów, bo są różni klienci. Na szczęście zostali jeszcze koneserzy, którzy chcą mieć solidne i gustowne bramy, balustrady czy lampy. Oni nas doceniają. Dzisiaj żyjemy głównie z zagranicznych zleceń – kończy.
Zapisz się do newslettera Bydgoszcz Informuje!