Paweł Wojciechowski na stadionie Zawiszy – w tym miejscu zdobył 16 lat temu srebro mistrzostw świata juniorów / Fot. B. Witkowski/UMB
Walczył o start w igrzyskach w Paryżu – bez powodzenia. W poniedziałek (22 lipca), Paweł Wojciechowski zaczyna nowy rozdział w swoim życiu. Idzie do pracy.
Wojciech Borakiewicz: Kiedy oddasz swój ostatni w życiu skok o tyczce?
Paweł Wojciechowski: Planuję, żeby było to 17 sierpnia w Międzyzdrojach. Moje sportowe życie zatoczy krąg, bo otwierałem sobie furtkę do dużego skakania w 2008 roku na memoriale Tadeusza Ślusarskiego i po raz ostatni będę skakał także na memoriale Tadeusza Ślusarskiego. Po 16 latach.
Paweł Wojciechowski / Fot. B. Witkowski/UMB
A wcześniej czeka cię inny, wielki i ważny skok.
– W poniedziałek (22 lipca) pierwszy dzień w pracy. W 35. roku życia. Plutonowy Paweł Wojciechowski rozpoczyna pracę w Wojskowym Centrum Rekrutacji w Bydgoszczy przy ul. Szubińskiej.
A ta sportowa kariera, trenowanie, występy? To nie było pracą?
– Było… Było… Ale nie tak do końca. Bez ośmiogodzinnego dnia w pracy. Sam sobie głównie, oczywiście razem z trenerem, wyznaczałem cele i zadania. Relacja z trenerem to jednak zupełnie inna rzecz niż bycie pracownikiem z przełożonym i szefem.
I jak się czujesz przed nowym początkiem?
– Nie ukrywam, że stresuje mnie to bardziej niż jakikolwiek finał. Wyczekuję tego dnia z nutą adrenaliny. Zaczynam jako plutonowy, niedługo sierżant, w Wojskowym Centrum Rekrutacji. Mam nadzieję, że nowa kariera będzie się rozwijać.
A co tam będziesz robił?
– Mam rekrutować ludzi do służby w wojsku, promował je wśród młodych ludzi. Promowałem sport. A teraz będzie to wojsko. Taką mam nadzieję.
Jeden etap w życiu zakończony. Rozmawialiśmy wielokrotnie i często mówiłeś o dwóch swoich celach sportowych.
– Skoczyć 6 metrów i zdobyć medal olimpijski. Oba niespełnione i dlatego jestem niespełnionym sportowcem, ale sportowiec spełniony nie jest prawdziwym sportowcem. Zawsze musi sobie wyznaczać kolejne cele, jak Mondo Duplantis. Ludzie spełnieni osiadają na laurach i nie stawiają sobie kolejnych wyzwań. I z jednej strony zawsze walczyłem do końca w dążeniu do osiągnięcia obu tych rzeczy. Z drugiej, gdybyśmy teraz wspominali mój medal olimpijski i miał 6 metrów przy swoim nazwisku, byłbym szczęśliwszy. Z żoną o tym rozmawiamy. Jednak… Ileś tam tych medali innych jednak było.
Złoto i brąz mistrzostw świata. Medale mistrzostw Europy. Wiele było tych sukcesów.
– Wszystko się zgadza. Z dzisiejszej perspektywy w kilku momentach postąpiłbym inaczej, ale czasu nie cofnę.
26 lat w sporcie. O kilku sprawach mówiłeś przed chwilą z goryczą, ale było dużo wspaniałych momentów.
– Pierwszy rekord Polski juniorów w Żarach. Srebro tu w Bydgoszczy na mistrzostwach świata juniorów w 2008 roku. Potem pojawiły się kontuzje, ale w 2011 roku wspiąłem się na szczyt: rekordy Polski w hali i na stadionie, mistrzostwo świata w Daegu. Pamiętam też bardzo brąz MŚ w Pekinie i zaskakujące złoto w hali w Glasgow.
Za kilkanaście dni igrzyska w Paryżu, już bez twego udziału. Czy wiesz, kiedy odbędzie się w Paryżu na igrzyskach konkurs skoku o tyczce?
– Nie wiem. Ale to dlatego, że przez całe życie przed zawodami nie starałem się o nich myśleć na zapas. Trenowałem, robiłem swoje. Dowiadywałem się, kiedy jest start, kiedy trzeba wyjechać. I tyle. Wiadomo, że z żoną wszystko będziemy razem oglądać – od lekkoatletyki po gimnastykę
Wasz syn na razie dopiero uczy się chodzić. Będzie skakał o tyczce?
– Może się uda, że będzie sportowcem, może nawet tyczkarzem. Tego bym chciał, ale każdy sport będzie dobry. Nie będziemy jednak namawiać go na siłę.