Małgorzata Grosman na terenie wykopalisk / Fot. Michał Tomaszewski FASHION PHOTOGRAPHY
– Sierpy na szyi miały zatrzymać zmarłych w grobie, Gdyby chcieli wstać, to sierpy miały załatwić problem – mówi Małgorzata Grosman, autorka m.in. książek: „Odważne i romantyczne”, „Ostromecko w opowiadaniach”, „Bydgoski firtel, czyli kultura międzywojnia”.
Roman Laudański: Skąd zainteresowanie wykopaliskami w Pniu?
Małgorzata Grosman – Przygotowywałam drugie wydanie książki „Ostromecko w opowiadaniach” i pomyślałam, że skoro osada Pień położona jest cztery kilometry od Ostromecka, a Ostromecko traktujemy jako nasze – bydgoskie, to warto napisać także o Pniu, w związku z odkryciem tam wampirki. Na pierwszym spotkaniu z archeologami obiecałam jednak od razu, że napiszę o niej książkę. Musiały zadziałać wtedy siły nadprzyrodzone (śmiech). Złapałyśmy dobry kontakt z archeolożką Magdaleną Zagrodzką, prezeską Toruńskiego Stowarzyszenia Edukacyjnego „Ewolucja”, wspomagającego archeologów. To jej zawdzięczamy, że powstała rekonstrukcja twarzy Zosi.
– Jak archeolodzy trafili na ślad atypowych pochówków. Przypadek?
– Lata wcześniej archeolodzy prowadzili badania pozostałości prokuratorii krzyżackiej w Pniu i wtedy mieszkańcy mówili im: idźcie na drugą stronę drogi, bo tam w latach 60- i 70-tych znajdowaliśmy w ziemi ludzkie kości. W końcu rozpoczęli badania i natychmiast zaczęli odkrywać dziwne pochówki i kości.
– W Pniu znaleziono dwa cmentarze: wczesnośredniowieczny oraz pochodzący z XVII wieku.
– W zasadzie to jeden cmentarz jeśli chodzi o obszar, z pochówkami z tych dwóch okresów. Z uwagi na badania prokuratorii wiadomo było jednak, że w ziemi znajdują się również ślady wcześniejsze. Na polu, gdzie był cmentarz, archeolodzy rozpoczęli badania w 2005 roku i przez cztery sezony tam powracali. Ciągle coś znajdowali. Później prace stanęły. W 2020 roku prof. Dariusz Poliński wydał monografię cmentarzyska i osady Pień. Może to spowodowało, że w 2022 roku wznowiono badania. Dzięki nim znaleziono wampirkę…
– … czyli archeolodzy odkopali grób młodej dziewczyny z sierpem na szyi…
– … i trójkątną kłódką na palcu u nogi. Takich kłódek było w Pniu więcej. Zdaniem archeologów nigdzie na świecie nie odnotowano też, by w jednym grobie odnaleziono sierp oraz kłódkę. To sensacja na skalę światową. Kłódki odnajdywane były na żydowskich cmentarzach, ale położone na sercu lub przy ustach w myśl zasady: zamilknij na wieki. Bardziej znane są pochówki z sierpem na szyi. Sierpy miały zatrzymać zmarłych w grobie. Takie osoby chowane były z szacunkiem, ale z założeniem, że mogą być niebezpieczne i gdyby chciały wstać z grobu, to sierp na szyi miał załatwić problem. Zdarzały się również pochówki profanujące zwłoki – zmarłej odcinano głowę i umieszczano ją w nogach, żeby nie była w stanie po nią sięgnąć i ponownie ją osadzić na właściwym miejscu.
– Odnaleziono Zosię, bo takie imię nadali jej archeolodzy. Podobno chorowała.
– To nie był złośliwy nowotwór, kość mostkowa była częściowo pusta w środku, jak u ptaków. Takie pneumatyczne kości pomagają ptakom latać, ludzie nie powinni jednak takich mieć. Była to młoda dziewczyna, miała maksymalnie 20 lat. Niemal na sto procent pochodziła ze Szwecji, co wiązałoby się z XVII-wiecznym „potopem” szwedzkim.

Zrekonstruowana Zosia z Pnia / Fot. FB/Pień-badania archeologiczne)
– Dzięki rekonstrukcji poznaliśmy twarz Zosi.
– Dokonał tego Oskar Nilsson, Szwed, archeolog – rzeźbiarz, znakomity, światowej sławy rekonstruktor. Studiował archeologię, ale pracował na rzecz policji rekonstruując na podstawie czaszek twarze osób, których szkielety odnajdywała. Zajął się również odtwarzaniem wizerunków osób pochowanych przed wiekami, których szkielety odnajdywali archeolodzy i zgodził się odtworzyć twarz Zosi. A potem wzruszająco mówił o tej historii, o przywracaniu godności osobom pochowanym w taki sposób. Przy okazji potrafił krytycznie odnieść się do „potopu” szwedzkiego.
– W tym roku archeolodzy wrócili do Pnia.
– I wykopali cztery szkielety, właściwie wszystkie można nazwać dziecięcymi, bo najstarsza osoba mogła mieć około 16 lat i 1,5 metra wzrostu. W jej grobie jeden z kamieni ułożony był na sercu zmarłego, inne znaleziono przy głowie. Wzruszająca była chwila odkrycia pochówku dziecka. Na wykopaliska do Pnia oprócz Oscara Nilssona przyjechał antropolog Matteo Borrinii, Włoch pracujący na co dzień w
Wielkiej Brytanii. Ocenił, że to szkielet albo noworodka, albo martwego płodu. Ciekawostką jest maleńki kwiatuszek odnaleziony w tym grobie. Wygląda jak zasuszony kwiat, jak niezapominajka. Potrzebne są dalsze badania, żeby ustalić z czego został wykonany.
Towarzyszyłam archeologom przez trzy tygodnie. Zafascynował mnie sposób ich pracy. To, że jest to nieustająca burza mózgów. Rzucają nawet nieprawdopodobne tezy, by je później wykluczać. W przypadku tego kwiatka mówili o skamienielinie, nie wykluczali również, że to dzieło człowieka włożone do tego grobu. Borrinii mówił o gwiazdkach wkładanych do grobów małych dzieci, to był włoski zwyczaj. Dlatego dziecko natychmiast nazwano Dzwoneczkiem lub Calineczką. W przypadku najstarszego pochówku – nie ma jeszcze pewności czy to była dziewczyna czy chłopak. Archeolodzy określają płeć w pierwszej chwili na podstawie budowy łuków brwiowych, które u mężczyzn są po prostu mocniejsze. W przypadku tak młodej osoby nie można jednak ich budowy traktować jako pewnik. Przed archeologami jest więc jeszcze dużo pracy.
Podczas wykopalisk odnaleziono bardzo mało ceramiki. Grobom towarzyszyły miejsca po ogniskach, niektóre złożone w rzędzie. Mogło to coś symbolizować. Pochodzą z dużo dawniejszych czasów niż pochówki, określane zostały – znów jednak wstępnie – jako pradziejowe.
– Czy archeolodzy wrócą do Pnia w następnych sezonach?
– Nawet jeśli dziś są zmęczeni, to jesteśmy pełni wiary, że tak. To miejsce jest bardzo ciekawe, powinno przetrwać w historii. Wykopaliskom towarzyszy duże zainteresowanie gminy Dąbrowa Chełmińska i powiatu bydgoskiego. Mówi się o stworzeniu czegoś w rodzaju parku historycznego. Nie wiadomo, czym jeszcze Pień może zaskoczyć. Już sama Wampirka Zosia jest jednak tak wyjątkowa, że rozbudza ciekawość wielu ludzi postacią.
– Podobno jest pomysł odtworzenia nie tylko jej głowy, ale całej sylwetki.
– Oskar Nilsson już się na to zgodził. Teraz trzeba tylko zorganizować pieniądze na ten cel. To nie tylko kwestia zrekonstruowania ciała, ale również stroju.
– Piszesz książkę na ten temat.
– Otrzymałam na ten cel stypendium z Biura Kultury Bydgoskiej, czyli z urzędu miasta. Jak mówiłam, to bardzo ciekawa sprawa i dotyczy pośrednio Bydgoszczy. Książka powstanie do końca sierpnia, myślę już też o jej zilustrowaniu. Są zdjęcia z wykopalisk, chciałabym by na ich podstawie powstały rysunki. Książka będzie miała tytuł: „Wampirka z Pnia i czarownice zza winkla”. Czarownice wzięły się z tego, że XVII wiek, w którym żyła Zosia to także czas palenia czarownic.
– Kilkadziesiąt kobiet uznanych za czarownice spalono w Fordonie.
– A w słynnym miasteczku Salem niewiele ponad trzydzieści, co pokazuje skalę tych działań na naszych ziemiach. Kobiety palono jednak nie tylko w Fordonie. Także w Bydgoszczy, Strzelcach Dolnych, Osielsku czy Żołędowie. Procesy czarownic były również w Chełmnie. W tej części regionu chętnie więc i często oskarżano o rzucanie czarów, głównie kobiety.
– W procesach o czary mężczyźni w skali europejskiej podobno stanowili dziesięć procent.
– Tak, mężczyźni stanowili niewielki odsetek oskarżanych o czary i uśmiercanych z powodu tych oskarżeń. Podejrzewam, że gdyby to nie był ten sam okres w dziejach, to nie odnajdowalibyśmy dziś atypowych pochówków w Pniu, bo powodem takiego postępowania wobec zmarłych mogłyby być obawy że „czarownica”, „wampirka” wstaną z grobu i zrobią komuś krzywdę. Chowano ich więc z szacunkiem, ale jednocześnie wkładano do grobów zabezpieczenia. Na wszelki wypadek.

– Nie żałujesz, że nie zostałaś archeologiem?
– Nie, nie, choć to może być świetna praca i fajne życie. Młodzi ludzie wybierają archeologię marząc o wyjeździe do Egiptu, bo tam na pewno będzie ciekawie, a potem bywa różnie, niekoniecznie tak ciekawe, jak w marzeniach. Przykład Pnia pokazuje natomiast, że to w Polsce może być ciekawie. Tak bardzo, że naszymi odkryciami interesują się ludzie z różnych stron świata. Mnie fascynuje, że mogę w nich uczestniczyć i je opisywać.
Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje”!