Rakiety Ch-55 (na zdjęciu widać je podwieszone do nośników uzbrojenia samolotu) są odpalane z bombowców / YouTube/Kh-55
W lesie koło Zamościa, niespełna 13 kilometrów od centrum Bydgoszczy, spadł rosyjski pocisk manewrujący Ch-55. Rozbił się tam już w grudniu ub. roku. To hipoteza, którą potwierdzają biegli Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych.
Ch-55 to stary typ rosyjskiej rakiety typu cruise, którą skonstruowano jeszcze za czasów Związku Radzieckiego. W terminologii NATO to AS-15 Kent. Ch-55 mogły przenosić głowice jądrowe. Były używane już od połowy lat 80. XX wieku. Wypuszczane z pokładów samolotów, napędzane potem własnym silnikiem turboodrzutowym, leciały manewrując na niskiej wysokości w kierunku celu. Ch-55 miały zasięg ponad 2500 kilometrów. Skąd się wziął taki pocisk w lesie niedaleko Bydgoszczy?
W sprawie rakiety pewne jest na razie tylko jedno. Pod koniec kwietnia jej szczątki, metalowy korpus wbity w ziemię, znalazła przypadkowo kobieta, która wybrała się do lasu koło Zamościa na konną przejażdżkę. Zawiadomiła policję. Potem okolicę odgrodził kordon żandarmerii i policji. Służby nie udzielały na temat pochodzenia wojskowego obiektu żadnych informacji. Pierwszy ślad związany z rosyjskim pochodzeniem znaleziska znalazł się w oświadczeniu gen. Tomasza Piotrowskiego, dowódcy operacyjnego rodzajów sił zbrojnych. – Dzięki temu, że śledzimy dokładnie to, co dzieje się w polskiej przestrzeni powietrznej i badamy na ziemi, powstały pewne hipotezy i mamy pewne wątki, które można byłoby powiązać z tym zdarzeniem w Zamościu pod Bydgoszczą. W jednej z takich sytuacji z 16 grudnia poprzedniego roku doszliśmy do wniosku, że jest prawdopodobne, że znalezisko na ziemi można połączyć z tym, co działo się w przestrzeni powietrznej. W podobnym tonie wypowiadał się tego dnia premier Mateusz Morawiecki.
Rakieta pod Bydgoszczą – dwa pytania
Jak się tam znalazła – to ważne pytanie. 16 grudnia Rosjanie dokonali zmasowanego ataku na Ukrainę. Tego dnia, jak podaje RMF, w związku z pojawieniem się w pobliżu przestrzeni powietrznej NATO wielozadaniowego bombowca taktycznego Su-34, poderwano samoloty bojowe Sojuszu Północnoatlantyckiego. W trakcie tych działań na radarach naszych służb pojawił się obiekt, który wleciał do Polski znad Białorusi.
To najprawdopodobniej była rakieta znaleziona koło Bydgoszczy. Aby zmylić obronę przeciwrakietową, Rosjanie odpalili także stare pociski manewrujące typu Ch-55 i prawdopodobnie także ich zmodernizowany typ Ch-555. Miały być „wabikami” dla ukraińskich antyrakiet. Jeden z takich nieuzbrojonych pocisków wskutek błędu systemu nawigacyjnego miał się skierować nad polskie terytorium, przeleciał niemal 500 km i spadł w lesie.
Jest też drugie pytanie. Dlaczego wojsko zgubiło jego ślad i nie znalazło go potem przez pięć miesięcy? Jak podaje RMF, polskie służby śledziły obiekt, ale w okolicach Bydgoszczy straciły go z oczu. Doszło do tego mniej więcej dwa kilometry od miejsca, w którym szczątki rakiety zostały znalezione pod koniec kwietnia.