Rakieta pod Bydgoszczą. „Wystarczyłoby wysłać tam dwóch poruczników. Od razu ustaliliby, co to za pocisk”

Mamy stan wojny na granicy. Przy wschodniej granicy był już przypadek, kiedy na nasze terytorium spadła rakieta. Ludzie mają prawo się obawiać, a im większa niewiedza, tym większy strach – mówi dr Sławomir Sadowski, politolog z UKW w Bydgoszczy

Roman Laudański: – Naprawdę wojsko przez kilka dni nie potrafi ustalić, co spadło w lesie pod Zamościem?

dr Sławomir Sadowski, politolog z UKW w Bydgoszczy: – Doskonale wiedzą, tylko nie ma politycznej woli, żeby to ujawnić. Nie wiemy, w jakim kawałku to coś spadło. Mogły spaść niewielkie fragmenty, ale wyboru wielkiego nie ma. To może być element samolotu, ale nie słyszeliśmy o żadnej katastrofie pod Bydgoszczą; element rakiety lub drona. Dlatego uważam, że to niezbyt trudne do ustalenia. Nie wykluczam jeszcze jednego wariantu, że ktoś samodzielnie skonstruował coś w rodzaju rakiety, odpalił, poleciało i tyle. Nie przymierzając jak w serialu „Ranczo” konstrukcja przygotowana przez dzieci Sulejuka. Zwlekanie z ujawnieniem tego jest wyrazem bezradności. Chyba że była to rakieta rosyjska, która przeleciała przez nasz system obrony przeciwlotniczej, który nie zareagował. To jednak mało prawdopodobne.

– Taki wariant byłby możliwy?

– Mało prawdopodobne, ale musielibyśmy zobaczyć, co to jest. Od granicy rosyjskiej mamy około 300 kilometrów, to musiałaby być spora rakieta typu S300. Nie sądzę, żeby była to rakieta operacyjno – taktyczna typu Scud, bo to kawał ogromnej maszyny. Może być jeszcze jedna możliwość. Być może to było jakieś urządzenie wystrzelone z toruńskiego poligonu.

– Czyli być może artylerzyści ćwiczyli strzelanie, nie trafili, a pozoracja celu poleciała?

– Przecież zdarzały się takie przypadki. Nie wygląda na to, żeby ten lej zrobiło coś wielkiego. Może był to pocisk Himarsa? Amerykanie stacjonują na toruńskim poligonie. Może coś im się wymsknęło? Nie ma się co wstydzić. Trzeba się przyznać, bo w obecnej sytuacji powoduje się niepotrzebne spekulacje.

– Mieszkańcy powinni wiedzieć, co się stało?

– Oczywiście! Mamy stan wojny na granicy. Przy wschodniej granicy był już przypadek, kiedy na nasze terytorium spadła rakieta. Ludzie mają prawo się obawiać, a im większa niewiedza, tym większy strach. Byłoby dobrze, gdyby rządzący ujawnili, co spadło w lesie pod Zamościem. W podobnym tonie wypowiadał się poseł Jan Szopiński. Byłoby dobrze, gdyby posłowie zostali poinformowani przez rządzących i mogliby łagodzić lęki i obawy mieszkańców. Okazuje się, że poseł także nic nie wie, tak jak i my. Odnoszę wrażenie, że rządzący nie bardzo wiedzą, co z tym zrobić.

– Ale media informują o napisach wykonanych cyrylicą, choć nie wiemy, czy to prawda.

– I nie bardzo wiadomo, kto to widział. Gdyby był tam napis cyrylicą, to od razu należałoby taką informacje ujawnić. Przecież nasze wojsko ciągle jeszcze ma na wyposażeniu sprzęt i amunicje poradziecką. Rozwiązań może być wiele. Cały czas spekulujemy, bo nie mamy zielonego pojęcia, co tam się stało. Nikt nas o niczym nie informuje, a bez informacji rodzić się będą kolejne hipotezy. Media nie odpuszczają, ciągle o tym informują.

– A może politycy i wojsko liczą na to, że inny wydarzenia przykryją tę sprawę?

– Może rzeczywiście liczą na przeczekanie lub na wygenerowanie fałszywej informacji, która zostanie podana jako prawdziwa?

– Czyli czekamy i spekulujemy, chyba że oni naprawdę nic nie wiedzą.

– Tajemnicza sprawa, ale nie wystawia ona dobrej opinii tym, którzy pojechali na miejsce zdarzenia. Wystarczyłoby wysłać tam porucznika z obrony przeciwlotniczej i porucznika artylerzystę, którzy od razu ustaliliby, co to za pocisk. No bez żartów!

Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje”!

Udostępnij: Facebook Twitter