Flaga Bydgoszczy będzie powiewała na kajaku Sebastiana Szubskiego / Fot. B. Witkowski/UMB
3000 kilometrów w ciągu 40 dni albo mniej – takie zadanie postawił przed sobą Sebastian Szubski. W czwartek (12 czerwca) rano rozpoczął swój rekordowy rejs wokół Wielkiej Brytanii. W tym wyzwaniu wspiera swego krajana miasto Bydgoszcz.
40 dni, a może jeszcze mniej – to czas, jaki Sebastian Szubski sobie wyznaczył na pobicie rekordu Guinnessa. Zegar zaczął bić w czwartek (12 czerwca) o godz. 8.30 rano (czasu polskiego). Rekordowe 40 dni minie 22 lipca o poranku.
Jego wyczyn i trasę można oglądać na żywo – TUTAJ. Plan na dzień nr 1: 10 godzin wiosłowania na północ, pomiędzy szkockim wybrzeżem a wyspą Skye.
Kajakarz z Bydgoszczy planował wyruszyć 13 czerwca, ale otworzyło się korzystne okienko pogodowe, dlatego start przyspieszono o 24 godziny. Na wodę zszedł na zachodnim wybrzeżu Szkocji, około 10 km na południe od miejscowości Mallaig. Jak podaje nawigacja na jego kajaku płynie na północ z prędkością około 6 mil na godzinę.
„Od wielu miesięcy analizuję mapy pogodowe — teraz robię to niemal non stop, na bieżąco,” relacjonował Sebastian przed startem. Sytuacja była bardzo dynamiczna. Jeszcze na etapie opuszczania Polski planowany był start z Irlandii, jednak ostatecznie — po konsultacjach z zespołem i dokładnej analizie warunków — podjęto decyzję o przyspieszeniu startu, ale i zmianie miejsca.
Będzie używał dwóch kajaków. Oba ważą po 8 kilogramów. Pierwszy krótszy i trochę szerszy – to na trudne wody wokół Wielkiej Brytanii, a tam takich nie brakuje, szczególnie przy brzegach Szkocji. – Do tego drugiego wsiądę, gdy warunki do pływania będą lepsze i wody spokojniejsze. Przyda się do podgonienia tempa – mówi Sebastian Szubski, kajakarz z Bydgoszczy.
Do pokonania będzie od 2850 do 3000 kilometrów. Wszystko będzie zależało od warunków, przede wszystkim prądów morskich. Bydgoski kajakarz ruszył po rekord na północy Wielkiej Brytanii i najpierw płynie wzdłuż brzegów Szkocji. To będzie najtrudniejszy odcinek. Możliwe, że nie będzie mógł wówczas korzystać ze wsparcia logistycznego ekipy na brzegu, a nocować trzeba będzie w namiocie. – Zwykle noclegi odbywać się w będą w naszym vanie z podnoszonym dachem. Tam jest dla mnie miejsce – opowiadał kajakarz. Dziennie zamierza płynąć od 12 do 16 godzin. – Kiedy prądy będą niekorzystne, przerywam pływanie i czekam na ich odwrócenie. Nie da się płynąć pod prąd o prędkości 20 do 30 km na godzinę – mówi Szubski.

Przed podjęciem próby trenował pływanie kajakiem po morzu w Brazylii, Wielkiej Brytanii, Polsce. Regulamin Guinnessa wyklucza support z wody. Ekipa wspomaga go może tylko z lądu. Szubski na sobie mam m.in. sprzęt do określania pozycji i urządzenie do jej podania w jakiejś nagłej sytuacji. – Do kajaka zawsze będę przywiązany. On stanie się moją boją w razie wypadku – mówił kajakarz – Na pewno trudne będzie pokonanie Kanału Bristolskiego. Muszę uważać na pływające tam wielki statki.
W trakcie próby wspierają go ekipa w składzie: Marcin Ornowski (będzie z nim przez cały czas trwania wyścigu), Robert Kołata (pierwsza faza – około 2 tyg._, Marcin Kasperski (druga faza – około 2 tyg.). żona Karolina Nowotka-Szubska, Michalina Trempała (social media) oraz Tomasz Hoppe bydgoski radny, były kajakarz (foto).
Nie widać po mnie
Sebastian Szubski ma od 2009 roku zdiagnozowaną chorobę dwubiegunową afektywną. Motto jego wyzwania, które brzmi: „Nie widać, a płynę. Nie widać po mnie” nawiązuje do niej. – Otwarcie mówię i pokazuję, że osoby mierzące się z takimi problemami mogą normalnie funkcjonować – powiedział Sebastian Szubski.
– Bardzo dziękujemy Sebastianowi, że poza biciem spektakularnego rekordu, będzie także chciał pokazać o powiedzieć o czymś, co na co dzień jest niewidoczne. Choroba afektywna dwubiegunowa dotyka nawet 700 tys. osób w Polsce. Muszą borykać się z okresami depresyjnymi albo emanują nadmierną energią i sympatią do świata i ludzi. Na swoim przykładzie pokazuje, że choroby nie należy się bać i można z nią żyć. Pomóc poprzez szerzenie wiedzy na jej temat. Jest najlepszym przykładem, że niezależnie od jednostki chorobowej można spełniać marzenia – mówi Urszula Szybowicz, prezes Fundacji „Nie widać po mnie”.
Zapisz się na nasz newsletter!