Sebastian Szubski z kajakiem, którym opłynął Wielką Brytanię / Fot. R. Sawicki/UMB
36 dni, 6 godz. i 20 min – tyle czasu potrzebował Sebastian Szubski, aby opłynąć kajakiem Wielką Brytanię i ustanowić rekord Guinnessa. Został oficjalnie powitany w Bydgoszczy. – Do samego końca nie wiedziałem czy dokonam tego – mówi trzy tygodnie po dotarciu na metę.
Bydgoszczanin wystartował dokładnie w czwartek 12 czerwca o godzinie 8.48 ze szkockiego wybrzeża, kiedy to w Bydgoszczy szykowano się na festiwal „Ster na Bydgoszcz”. Brytyjską pętlę zamknął 18 lipca o 14.51. Jego wyzwaniem było pokonanie wcześniejszego rekordu Guinnessa w przepłynięciu kajakiem dookoła Wielkiej Brytanii. Jak się dowiedział już w trakcie bicia rekordu, dotychczasowy rekord wynosił dokładnie 39 dni i 14 godz.
W piątek, 9 sierpnia, uroczyście przywitano go w naszym mieście. Była to też okazja do posłuchania jego opowiadań o wyzwaniu i zadania mu pytań. Jak przystało na kajakarza, do Przystani Bydgoszcz, gdzie czekał na niego prezydent Rafał Bruski, podpłynął kajakiem. Z lekkością wniósł go na ląd, trzymając jedną ręką. Taki sportowy kajak waży 8 kg. Podczas próby używał dwóch kajaków o tej wadze. Pierwszy krótszy i trochę szerszy – pomagał na trudnych wodach wokół Wielkiej Brytanii, a tam takich nie brakuje, szczególnie przy brzegach Szkocji. Drugi jest węższy i szybszy, na nim nadrabiał trochę czasu na spokojniejszych wodach.
Na taras Przystani Bydgoszcz wszedł w akompaniamencie muzyki z filmu „Rocky” pod szpalerem wioseł młodych kajakarzy.
Silne prądy i wielkie statki
– Tak naprawdę do ostatnich 2-3 dni cały czas nie było wiadomo czy ten rekord pobiję. Dużo zależało od pogody. Miałem cztery dni, w których nie mogłem przez nią płynąć. Po dwudziestu dniach płynięcia myślałem, że widziałem już wszystkie konfiguracje pogody. Przemieszczałem się przy prądach osiągających 15 km/h. A tymczasem okazało się, że od dwudziestej do trzydziestej doby, każdy dzień był coraz trudniejszy. Wtedy zacząłem kalkulować czy ten rekord w ogóle będę w stanie pobić. Nie myślałem za daleko do przodu. Skupiłem się na wykonaniu swojej pracy każdego dnia – opowiada kajakarz.
Rekordzista pokonywał dziennie ok. 100 km w bardzo trudnych warunkach i schudł 10 kg. Wspominał, że miał problem z odpowiednim odżywaniem. – Nie byłem w stanie zjeść zakładanych ilości kalorii, pewnie przez stres spowodowany gorszymi warunkami. Ale już wróciłem do swojej wagi, jem za trzech – śmieje się 43-latek.

Dystans wokół wyspy pokonał omijając zatoki, tak aby niepotrzebnie nie nadrabiać dystansu. Na wodzie był dziennie od 12 do 16 godzin. Spał na lądzie w kamperze. Podczas spotkania w Bydgoszczy Sebastianowi towarzyszyli członkowie zespołu pomagającego mu podczas wyprawy: żona Karolina Nowotka-Szubska, Michalina Trempała i Marcin Ornowski. To oni wraz z jego kolegą Marcinem Kasperskim byli odpowiedzialni za całą logistykę, ale przede wszystkim mentalne wsparcie. – Dzięki nim byłem skupiony na płynięciu. Kiedy schodziłem z kajaka miałem przygotowane od razu ciepłe ubranie i mogłem szybko iść do łóżka – mówi z wdzięcznością.
Płynął nie tylko dla siebie
Dużym wsparciem był dla niego także Mike Lambert, który przepłynął Wielką Brytanię w 2024 roku w 58 dni, z czego przez 15 nie wiosłował przez pogodę. – Widział jak wyglądają wpływy i jak się w nich poruszać. Obrał nową taktykę na moje wyzwanie, płynąłem więcej po otwartych wodach, dzięki czemu pokonałem łącznie 200 km mniej niż on. Wyszło mi poniżej 3000 km. Ale musiałem w takich miejscach bardziej się napracować, bo był moment, że przez dwie godziny pokonałem tylko cztery kilometry, to tak jakbym stał w miejscu – wyjaśnia kajakarz.
Kolejnym wyzwaniem dla rekordzisty było poruszanie się po szlakach morskich. W takich warunkach kajakarz jest prawie niewidzialny dla większych jednostek. Musi sam dbać o swoje bezpieczeństwo. Wokół Wielkiej Brytanii jest sporo dużych portów i dopływających do nich statków. – Miałem jedną sytuację kiedy płynąłem przez Kanał Bristolski, sto kilometrów po otwartej wodzie, w dużej mgle nagle usłyszałem doniosły dźwięk rogu mgłowego statku handlowego. Był bardzo blisko, zauważyłem go w ostatniej chwili, na szczęście minęliśmy się.
Nie tylko płynął po rekord, ale przy okazji ścigał się z Billym Butlerem, który podejmował to wyzwanie w podobnym czasie. Polak pokonał go o trzy dni.
Oprócz pobicia rekordu, kajakarz chciał również poprzez swój wyczyn zwrócić uwagę na ludzi z chorobą dwubiegunową afektywną, która wykryto u niego w 2009 roku. Stąd motto wyprawy: „Nie widać, a płynę. Nie widać po mnie”. Z tym schorzeniem boryka się nawet 700 tys. osób w Polsce. W czasie płynięcia promował Fundację „Nie widać po mnie”, której misją jest m.in. mówienie otwarcie o problemach zdrowia psychicznego.
Ze wzruszeniem wspominał także o dwóch sytuacjach: – Zupełnie przypadkowo wylądowałem na plaży, gdzie nie planowałem i podszedł do mnie pan, który poprosił o zdjęcie i mnie zagadywał. Po bardzo krótkiej rozmowie opowiedziałem o celu mojej podróżny, a on przyznał się, że od 50 lat zmaga się z tą chorobą i zrujnowała mu życie. Drugie spotkanie miałem z rowerzystą na polu kempingowym. Okazało się, że jeździ od 5 tygodni po Wielkiej Brytanii i też na to choruje.
Za osiągnięcie rekordu i promowanie przy tym Bydgoszczy, od prezydenta miasta otrzymał oryginalny kadłub najdłuższego kajaka na świecie (50 m), skontrowanego w naszym mieście, którym w 2012 roku z Wyspy Młyńskiej wypłynęło dwadzieścia osób.
Czas na odpoczynek
Jest synem Zdzisława Szubskiego, również kajakarza olimpijczyka z 1980 roku, trenera Astorii Bydgoszcz. Sebastian kiedy miał 7 lat wyjechał do Portugalii, gdzie jego rodzice trenowali kadrę kajakarzy. Jako 16-latek wyprowadził się do Brazylii. Reprezentował ten kraj na igrzyskach olimpijskich w Atenach w 2004 roku.
To dla niego nie było jego pierwsze mierzenie się z rekordem Guinnessa. Ma już cztery na koncie. W 2019 roku pobił rekord dystansu pokonanego w 24 godziny kajakiem po wodach stojących w Polsce, a także przepłynął dwa razy Tamizę. Raz solo i raz w dwójce.
Zapytany o kolejne wyzwania, odpowiedział: – Byłem kajakarzem sportowym, więc zaczynałem na torach regatowych, pływałem po jeziorach i rzekach, a od zeszłego roku pływam na morzach, to następny w kolejności byłby ocean – mówi z dozą tajemniczości. Na razie nic nie ogłaszam, choć pomysły są. Muszę odsapnąć i przemyśleć czy chcę podejmować tak ryzykowne wyzwania – zakończył, otrzymując od publiczności duży aplauz.
Zapisz się do newslettera „Bydgoszcz Informuje”!