Śmierć i żałoba. W naszej kulturze odwiedzanie grobów jest bardzo ważne

Katarzyna Borowczak z jedną ze swoich rozmówczyń. Fot. archiwum prywatne Katarzyny Borowczak

  • W Polsce musisz mieć grób. Nawet po spaleniu prochów nie możesz ich rozsypać gdziekolwiek.  W Wielkiej Brytanii przeciwnie, nie musisz mieć fizycznego miejsca pochówku. Możesz, ale nie musisz – opowiada Katarzyna Borowczak, bydgoska psycholożka zajmująca się edukacją ds. żałoby oraz członkini Instytutu Dobrej Śmierci

– Skąd u pani zainteresowanie śmiercią?

– Kiedy uczyłam się w bydgoskiej „jedynce”, zaangażowałam się w wolontariat w hospicjum domowym dla dzieci. Chciałam robić coś bardziej znaczącego niż tylko nauka. Nasze liceum, „jedynkę”, oraz „szóstkę” otaczała aura szkół dla wybrańców. A ja nie czułam takiej narracji u siebie. Odwiedzałam rodzinę z dwójką dzieci z niepełnosprawnościami intelektualnymi. Jedno zmarło, nie znam losu drugiego, kontakt nam się urwał. Następnie studiowałam pedagogikę specjalną i psychologię, a pracę licencjacką napisałam na temat wsparcia rodziców w obliczu terminalnej choroby dziecka. Cztery lata temu, kiedy zmarł tata, temat śmierci wrócił.

– Nie mieszkała pani wtedy w Bydgoszczy.

– Pracowałam w Londynie. Tata zmarł przed pandemią. Przyjechałam na pogrzeb, zdążyłam wrócić i zaczął się lockdown. Zostałam sama, bez możliwości kolektywnej żałoby. Pracowałam wśród osób z wielu krajów i kultur. Nim wszystko pozamykano, dopytywali się, jak się czuję po śmierci taty. Kulturowo i antropologicznie to było ciekawe doświadczenie. Najbliższa koleżanka z pracy pochodziła z Etiopii. Jej tata umarł, kiedy miała 18 lat. W pracy postawiła mi na biurku worek z jedzeniem na trzy dni. Napisała: nie musisz się niczym przejmować. Zabieram cię na lunch.

Fot. archiwum prywatne Katarzyny Borowczak

– Nie każdy potrafi podejść umiejętnie do tematu żałoby.

– No tak, ja do swojej też nie potrafiłam. Nawet jeśli masz doświadczenia utraty w swoim życiu, to każda następna będzie inna. Potrzeby osoby po stracie też.

– Koleżeństwo z pracy chciało o tym rozmawiać?

– Niektórzy tak, inni mniej. Zastanawiało mnie, dlaczego w zachodniej kulturze nie potrafimy ugryźć tego tematu od czulszej strony. Postanowiłam, że sprawdzę w innych kulturach, religiach, społecznościach, jak podchodzą do śmierci i żałoby. Czy lokalna społeczność daje wsparcie kolektywne? Rozpoczęłam projekt: Rozmowa. Z kim? Znajomych z zagranicy pytałam, jak żałoba wyglądała u nich. Czy u nich było, jest wsparcie? Jak traktują stratę, śmierć, żałobę? W mediach społecznościowych otworzyłam konto, zaczęłam rozmawiać z ludźmi z pięciu kontynentów.

– Ich opowieści czymś się różnią?

– Tak i nie. Doświadczenie ludzkie na poziomie egzystencjalnym, emocjonalnym specjalnie się nie różni, ale w wymiarze kulturowym, religijnym, obyczajowym – tak.

– Zwrócę uwagę na rytuały pogrzebowe, które chyba pomagają nam się z tym zmierzyć.

– One porządkują czas po śmierci bliskiej osoby. Dziś firmy pogrzebowe załatwiają za nas większość spraw związanych z pogrzebem, ale odnoszę wrażenie, że chyba także chcielibyśmy brać w nich udział. Na przykład w przygotowaniu ciała.

– Przygotowanie ciała?! Może przetrwało gdzieś na wsi, ale w miastach?

– Myślę, że zakłady pogrzebowe i my sami zdajemy sobie już sprawę, że niektórzy z nas potrzebują kontaktu ze zmarłym ciałem. Mogą zapytać, czy chcemy w tym uczestniczyć. To opcja, którą możemy wybrać lub nie.

Fot. archiwum prywatne Katarzyny Borowczak

– Po śmierci osób bliskich najczęściej zostajemy sami.

– A potrzebujemy wsparcia. I nie tylko w rocznicę śmierci czy urodziny. W inne, takie zwykłe dni też. Byłoby dobrze, gdybyśmy je czuli albo umieli je sobie dawać.

– Potrzebujemy grupy wsparcia przyjaciół, czy też pomocy zinstytucjonalizowanej?

– Jednego i drugiego. Ktoś potrzebuje wsparcia psychologicznego, komuś innemu wystarczy pogadanie ze znajomymi. Czasem potrzeba nawet pomocy psychoterapeuty czy psychiatry. Do żałoby może dojść trauma czy depresja. Najważniejsza jest możliwość wyboru. Czego potrzebujemy? Czy dostaniemy wsparcie?

*INSTYTUT DOBREJ ŚMIERCI*

– Czym jest Instytut Dobrej Śmierci, który pani reprezentuje?

– To kolektyw ludzi założony przez Anję Franczak, towarzyszkę w żałobie i doule umierania, która w profesjonalny sposób towarzyszy osobom po stracie. Pomaga przez nią przejść w sposób czuły, z wiedzą na temat współczesnych sposobów przeżywania żałoby. Nie tylko zaraz po stracie bliskiej osoby, ale także po latach, kiedy wybrzmiewają w nas historie, które nosimy w sobie.

– Na taką pomoc jest zapotrzebowanie?

– Tak, choć ten zawód dopiero się w Polsce rozwija. Jeśli masz problem, to myślisz o spotkaniu z psychoterapeutą. A niekoniecznie wszyscy terapeuci mają doświadczenie we wspieraniu osób w żałobie.

– W czym pomoże towarzyszka w żałobie? Potrzyma mnie za rękę? Porozmawia? Przytuli?

– Także, ale przede wszystkim stworzy przestrzeń rozmowy o tym, co się u ciebie dzieje. Czego potrzebujesz. Może coś nie jest dla ciebie jasne i chcesz o tym porozmawiać? Często osoby przeżywające żałobę mówią: nie wiem, co się ze mną dzieje. Kiedy to się skończy? Jakie są fazy, bo w naszym społeczeństwie utarł się model pięciu faz żałoby.

Fot. archiwum prywatne Katarzyny Borowczak

– Proszę je przypomnieć

– Wolałabym nie, bo one nie mają raczej za dużo wspólnego z tym co się dzieję z kimś kto jest w żałobie.

Kiedy Anja poznawała ludzi, którzy tak jak ona zajmują się tym tematem, chciała stworzyć przestrzeń do wymiany wiedzy, doświadczeń. Jak my, jako społeczeństwo, reagujemy na ludzi zajmujących się śmiercią? Wyobraźmy to sobie: czym się zajmujesz? Śmiercią?! Czy to aby nie smutne?! A Anja stworzyła kolektyw wspierających się osób, działających razem, przygotowujących fajne wydarzenia, inicjatywy. Jest nas już chyba około 90: artystów, psychoterapeutów, naukowczyń, naukowców, lekarzy, pielęgniarek mających do czynienia ze śmiercią w swojej pracy zawodowej, artystycznej czy naukowej. Działamy razem, żeby stworzyć przestrzeń do rozmów i edukacji o śmierci, żałobie, umieraniu. O wszystkim, co jest z tym związane. Działamy od kilku lat, organizujemy dużo wydarzeń.

*SPOTKANIE, DEATH CAFE*

– Takim wydarzeniem będzie pani spotkanie w Bydgoskim Centrum Organizacji Pozarządowych i Wolontariatu.

– Już raz prowadziłam tam Death Cafe, w którym uczestniczyło kilkanaście osób. W sieci spotyka się dużo więcej. Teraz organizuję dwa bezpłatne spotkania: ogólne i dla seniorów. Centrum dziękuję za udostępnianie przestrzeni.

– Nazwa Death Cafe wywołuje ciarki na plecach.

– To tylko rozmowa o śmierci przy kawie. Przecież teraz też siedzimy przy kawie i rozmawiamy o śmierci.

– Dlatego zamówiłem piernikowe latte, żeby przywoływało dobre, świąteczne wspomnienia.

– Prowadzimy także kursy wspierania w żałobie. Tłumaczymy etapy umierania. Ktoś opiekuje się starszymi rodzicami i chce rozszerzyć swoją wiedzę na ten temat. Ktoś rozpacza po stracie ulubionego zwierzątka – jesteśmy. Prowadzimy kręgi żałoby po stracie. Także kręgi związane z kryzysem ekologicznym. Wiele osób odczuwa duży lęk z tym związany. Czasem jest on wyśmiewany, najczęściej nie ma przestrzeni do rozmowy na ten temat. Młodzi ludzie, ale nie tylko, obawiają się kryzysu ekologicznego, który będzie miał wpływ na następne pokolenia.

– Wcześniej, szczególnie w środowisku wiejskim, śmierć była czymś tak naturalnym jak następujące po sobie pory roku. Było czuwanie przy zmarłym, pieśni i modlitwy. Wyprowadzenie ciała w kondukcie na cmentarz. Ludzie przeżywali śmierć razem.

– Wcześniej w obrzędach związanych z pochówkiem każdy uczestniczył. Czy wtedy mniej bali się śmierci? Nie wiem. Może zawsze się jej baliśmy? A jeśli chodzi o zwyczaj czuwania, to on zachował się w Ameryce Południowej. Może to być doba lub dwie, w zależności od kraju. Teraz już najczęściej czuwa się przy trumnie z dwoma wiekami, jednym szklanym. Ktoś mi mówił, że kiedyś obcowanie ze zmarłym było inne – nie wiem czy gorsze czy lepsze. Życie się zmieniło, nie ma już rodzin wielopokoleniowych, a zakłady pogrzebowe zaczęły świadczyć usługi, które wcześniej należały do rodziny zmarłego. I teraz niektórzy się zastanawiają, czy nie zrobiłoby nam dobrze, gdybyśmy do części z tych rytuałów wrócili.

Pochówki na Kubie. Fot. archiwum prywatne Katarzyny Borowczak

– Proszę opowiedzieć o najciekawszych spotkaniach z przedstawicielami innych kultur i religii.

– W naszej kulturze odwiedzanie grobów jest bardzo ważne. Mamy na to dzień wolny od pracy. Jeśli ktoś powiedziałby, że nie chce jechać na groby lub tego nie potrzebuje, to nastąpiłaby konsternacja. Dlaczego? Przecież pamięć o zmarłych jest ważna. Tradycja! Pamiętam rozmowy z osobami z Wielkiej Brytanii i Indii. W hinduskim regionie, z której pochodził mój rozmówca, odwiedzanie grobów nie jest istotne, bo fizycznie ich nie ma. Tam ciała są palone, a prochy rozsypywane do rzeki.

– A w Wielkiej Brytanii?

– Tam obowiązuje inne prawo. W Polsce musisz mieć grób. Nawet po spaleniu prochów nie możesz ich rozsypać gdziekolwiek.  W Wielkiej Brytanii przeciwnie, nie musisz mieć fizycznego miejsca pochówku. Możesz, ale nie musisz. Rodzina otrzymuje prochy. Możesz postawić urnę na półce lub rozsypać prochy w ulubionym miejscu. Są opcje. Nie ma społecznego oczekiwania chodzenia na groby. U nas pamięć o zmarłych przymusza wręcz do odwiedzania grobów, a tam nie. To daje inną perspektywę, pokazuje, że pamięć o zmarłym, przeżywanie żałoby może być indywidualne.

– A doświadczenia z Meksyku?

– Pojechałam tam na kilka tygodni. Dla mnie było oczywiste, że w tym kraju kultura śmierci jest obecna. Na ulicach mijasz graffiti z czaszkami, kościotrupami. Zdobią one cmentarne mury. Pytałam mieszkańców, czy to im w czymś pomaga. Jak na nich wpływa? Skłania do refleksji, do rozmów o sprawach ostatecznych? Czy boją się śmierci?

– Profesor Maria Szyszkowska opowiadała, że kiedy z biegiem lat nabieramy mądrości i doświadczeń, to musimy rozstać się z życiem.

– I nie ma przestrzeni, żeby wykorzystać nasze doświadczenia. Jest na to za późno. Od niektórych w Meksyku usłyszałam, że te czaszki, kościotrupy, malowidła to tylko folklor. A kiedy bliska osoba choruje i umiera, to jest tak samo bolesne jak w innych częściach świata. Meksykanie podkreślają, że ten folklor został zakorzeniony w ich kulturze przez połączenie wierzeń prekolumbijskich z tradycją chrześcijańską. Inny natomiast wychwalają tą tradycję, dzięki której mają wspaniałe Święto Zmarłych. I że to jedyny moment, kiedy przychodzą do nas bliscy zmarli. Przed świętem przygotowywane są specjalne ołtarze, ulubione potrawy zmarłych. Jedna z osób, z którą rozmawiałam stawia nawet zmarłemu tacie kieliszek ulubionej tequili.

– A jakie wyniosła pani doświadczenie spraw ostatecznych na Kubie?

– Zadziwiła mnie sprawa pochówków. Reżim kubański wpłynął na ograniczoną liczbę zasobów naturalnych i to ma też swoje odzwierciedlenie na cmentarzach. Kiedy odwiedziłam jeden z nich zauważyłam, że na wielu nagrobkach, stały betonowe skrzyneczki. Myślałam, że na prochy, ale na końcu cmentarza była szopa wyładowana tymi betonowymi skrzynkami bez żadnych tabliczek. Na niektórych ktoś palcem wyrył w mokrym betonie imię i nazwisko. Często bez dat. Czasem z nazwiskami namalowanymi farbą. Zapytaliśmy z mężem napotkanych ludzi, czy to prochy po kremacji. Otóż nie. Na Kubie nie ma takich pieców, w tych skrzyneczkach znajdowały się ludzkie szczątki. Na cmentarzu była specjalna ściana z trumnami, do których ciało trafia na dwa lata. Po tym czasie następuje rytuał przeniesienia szczątków, przy którym musi być obecna rodzina. Właśnie do tych szarych skrzynek. Tak na zwyczaje pogrzebowe wpływa sytuacja polityczno – gospodarcza.

Podobnie jest w Kolumbii, gdzie po pięciu latach przenosi się szczątki do cmentarnego ossuarium.

Fot. archiwum prywatne Katarzyny Borowczak

– Przyjęło się, że żałoba trwa 12 miesięcy.

– Może to dlatego, że ludzie potrzebowali nadać temu jakieś ramy czasowe z nadzieją, że kiedyś, np. po tych 12 miesiącach przyjdzie lepszy czas? A przecież i po tym czasie możesz być smutny, czy nosić czarne ubrania. W Boliwii opowiadali mi, że są miejsca gdzie rok po pogrzebie spotyka się rodzina. Osoby najbardziej związane ze zmarłym siadają na środku pokoju ubrane w swoje czarne żałobne ubranie, a reszta oblewa ich wodą. Następuje symboliczne pożegnanie z żałobą. Już nie musisz obnosić się z nią na zewnątrz. Teraz będziesz nosić ją w sercu. A mokre czarne ciuchy wykładane są na dachu domu. Nie wolno ich ruszać. Mają same zniknąć. Bywa, że leżą tam przez lata. Poniewiera nimi deszcz, słońce i wiatr, a w niektóre dni nic się z nimi nie dzieje. To również symbolika relacji z zmarłym. Ona nie jest jednolita. A rzeczy kiedyś znikną z dachu, ale nie z twojego serca czy myśli.

– Podkreśla pani również, że pracodawca odgrywa dużą rolę w procesie żałoby.

– O śmierci taty dowiedziałam się w pracy, gdzie obowiązywały zasady, co przysługuje pracownikowi w żałobie. Był np. rodzaj urlopu współczującego. Pracowałam w międzynarodowym towarzystwie. Koleżeństwo otoczyło mnie opieką. Dostałam kwiaty. Pozwolenie na dostosowanie pracy do mojego nastroju. Chciałam płakać? Płacz – mówili. Miałam przestrzeń na żałobę. Niczego nie musiałam ukrywać, bo przecież wydarzyło się dla mnie coś bardzo ważnego – umarł mój rodzic. Kiedy wstawałam rano z płaczem czy lękiem, to wiedziałam, że nie zostanę zwolniona. Wiedziałam, że jeśli zaloguję się do systemu i napiszę, że miałam złą noc i rozpocznę pracę później, to nie będę miała kłopotów ze strony pracodawcy. Dzięki tej świadomości byłam bardzo zmotywowana do jak najlepszej pracy. 

– Chyba nie mówi się także o roli pracodawcy, kiedy umiera pracownik, który był częścią zespołu.

– W pandemii umarło wielu ludzi. Nie tylko trzeba znaleźć zastępstwo, ale również stworzyć przestrzeń dla pracowników, by mogli o tym porozmawiać. Przez lata mój mąż siedział obok kolegi, którego dziś już nie ma. Jak go upamiętnić, podkreślić, że był ważny dla zespołu? Wszystkim go brakuje. Jak się tym podzielić z innymi? To ważne dla ludzi.

– Czy w innych kulturach, religiach ludzie radzą sobie lepiej z cierpieniem po utracie?

– Ono jest uniwersalne. To chciałam pokazać w moim projekcie. Chciałam odgrodzić się od narracji polityczno – religijno – światowej. Nie jesteśmy różni, nie potrzeba nam granic, wojen, mimo że wyznajemy inne religie czy wartości. Mamy różne orientacje seksualne, kolory skóry, inne statusy w związkach, ale cierpienie jest uniwersalne.

– Boimy się śmierci czy nie?

– Pewnie, że się boimy.

Warto wiedzieć:

Death Cafe to spotkanie dla osób, które chcą porozmawiać o tematach związanych z umieraniem, śmiercią i żałobą. Dla ludzi, którzy mają świadomość tego, że nikt z nas nie będzie żyć wiecznie. Zapraszamy Cię do przestrzeni wolnej od tabu, w której można zadawać pytania, słuchać historii innych osób i wymieniać się doświadczeniami. Spotkanie Death Cafe to nie wykład, tylko przestrzeń dialogu.

Death Cafe jest miejscem otwartej rozmowy o śmierci. Autentyczny dialog ma wspierającą moc i może być źródłem siły. Jednak pragniemy podkreślić, że Death Cafe nie pełni funkcji terapii lub grupy wsparcia. Udział nie jest zalecany dla osób w stanie kryzysu lub w świeżej żałobie.

31 października 2023 | 17:00 – 19:00

Bydgoskie Centrum Organizacji Pozarządowych i Wolontariatu, Gdańska 5 | Bydgoszcz
Pierwsze piętro. Wstęp wolny

Następne spotkanie (dla seniorów)

3 listopada 2023 | 16:30 – 18:30

Bydgoskie Centrum Organizacji Pozarządowych i Wolontariatu, Gdańska 5 | Bydgoszcz
Pierwsze piętro. Wstęp wolny

Udostępnij: Facebook Twitter