Zhenia Doliak jako Stella Walsh / Fot. B.Witkowski/UMB
Uwięziona we własnym ciele, skrępowana przez tajemnice i sekrety o swej płciowości, które musiała ukrywać przez całe życie. 80 minut z artystami Teatru Polskiego i ich nowym dziełem „Stella Walsh. Najszybsza osoba na świecie” mija błyskawicznie. Ślad pozostawia długo.
Stella Walsh, czyli Stanisława Walasiewiczówna – mistrzyni olimpijska w biegu na 100 metrów z igrzysk w Los Angeles, w roku 1932; srebrna medalistka igrzysk w Berlinie na tym samym dystansie. W latach 30. ub. wieku ta emigrantka z Cleveland była jedną z najpopularniejszych sportsmenek w Polsce. Sławą mogli się nią równać tylko Janusz Kusociński i Halina Konopacka. Na bieżni nikt nie był w stanie jej dogonić. Poza nią musiała się skrywać i żyć w więzieniu sekretów.
Stella Walsh – uwięziona we własnym ciele
Przedstawienie w Teatrze Polskim w Bydgoszczy rozpoczyna się od reporterskiej sceny ukazującej jej dramatyczną śmierć – Stella Walsh została zastrzelona podczas napadu rabunkowego na parkingu przed sklepem w Cleveland. Podczas sekcji zwłok odkryto jej tajemnicę – była osobą interpłciową. Miała żeńskie i męskie narządy płciowe. To początek utkanej w niezwykle zajmujący sposób przez dramaturżkę, Annę Mazurek, opowieści o dramacie Stelli, zmuszonej do ukrywania prawdy o własnym ciele. Zmuszą ją do tego świat i matka. W tej roli Małgorzata Witkowska – stworzona przez nią postać to największy atut spektaklu. Miłość do córki, strach przed jej nietypową płciowością czasem przeradzający się w odrazę, obawa o drugą z córek, Klarę, bezradność i lęk przed krzywdą, jaka może spotkać Stellę w świecie. Mnóstwo jest emocji w postaci matki. Najbardziej przejmującą sceną spektaklu jest dialog między nią a Stellą, dorosłą i świadomą już osobą. Wstrząsająca jest rozmowa o tym, dlaczego matka skryła ją za zbudowanym murem sekretów i ukrywania prawdy.
Zhenia Doliak w roli Stelli pokazuje na scenie swą obcość dyskretnie, ale wyraziście. Tylko w relacjach z mężem i czasami siostrą – znakomite role Michała Surówki i Katarzyny Pawłowskiej – „otwiera drzwi więzienia”, w którym musi żyć. Ujawnienie prawdy zabrałoby jej przecież sens życia – wygrywanie na bieżni. Bo tylko tam czuje się naprawdę wolna.
Poza główną osią fabularną spektaklu toczy się na scenie dyskurs o miejscu kobiet w życiu i sporcie – tym sprzed wieku, kiedy dyskutowano, czy w ogóle można je dopuścić do startów w igrzyskach o współczesnym, kiedy ich płciowość poddawana jest obowiązkowym i szczegółowym testom. I to miejsce dla postaci granej przez Jerzego Pożarowskiego, odtwórcy roli barona de Coubertin, twórcy nowożytnych igrzysk olimpijskich. Wszystkich łączy i wyzwala długa scena szalonego, psychodelicznego tańca w choreografii Wojciecha Grudzińskiego.