Łukasz Maźnica z Fundacji Warsztat Innowacji Społecznych spotkał się z bydgoszczanami w Młynach Rothera / Fot. Roman Laudański
-Okazało się, że w okresie szkoły średniej młodzi rezygnują z własnych pasji, z wolontariatu np. byli harcerzami w szkole podstawowej, ale w liceum już nie mają na to czasu – mówi Łukasz Maźnica z Fundacji Warsztat Innowacji Społecznych.
Łukasz Maźnica – moderator procesów kreatywnych, trener design thinking i badacz, specjalizujący się w badaniu doświadczeń odbiorców. Został zaproszony do Młynów Rothera na spotkanie, podczas którego opisywał rzeczywistość młodych ludzi: dlaczego muszą zarywać noce trzy dni w tygodniu, jak z nimi rozmawiać i jakie techniki badań są skuteczne w odkrywaniu potrzeb i nawyków tej grupy. W trakcie spotkania przekazywał wyniki badań przeprowadzonych wśród krakowskiej młodzieży.
Roman Laudański: Czy potrzeby krakowskiej młodzieży bardzo różnią się od potrzeb młodych w Bydgoszczy lub innych miastach? Po co takie badanie?
Łukasz Maźnica: Myślę, że potrzeby są zbliżone. A co do badania, to posłuży ono do opracowania polityki młodzieżowej w Krakowie. Przedstawiciele Miasta, a dokładnie Wydziału Spraw Społecznych i Zdrowia, stwierdzili, że zanim zaczną z ekspertami projektować politykę młodzieżową, warto byłoby spróbować zrozumieć świat młodych. Chodzi o to, by to nie eksperci narzucali młodym rozwiązania, które – rzekomo – są stworzone z myślą o nich, ale by od samej młodzieży dowiedzieć się jak wygląda ich świat i jakie w związku z tym mają potrzeby. Trwają właśnie warsztaty, podczas których młodzież szkół średnich – liceów – zapoznaje się z wynikami naszych badań. To ma być dla nich inspiracją do tworzenia propozycji rozwiązań pod kątem nowej polityki młodzieżowej.
– Dlaczego akurat młodzież szkół średnich?
– Zajmowaliśmy się młodzieżą ze szkół średnich, bo w poprzednim badaniu (realizowanym przez Miasto Kraków przed pięcioma laty) wyszło, że ta grupa jest wyjątkowo „niezaopiekowana”. Dla studentów jest szeroka oferta uniwersytetów. Oferta dla uczniów szkół podstawowych zależna jest od rodziców, a młodzież szkół średnich jest już trochę samodzielna, ale brakuje dla nich dedykowanej oferty.
– A czy potrzebna jest w mieście osobna polityka przeznaczona dla młodzieży?
– Myślę, że tak. Przemawia za tym kilka argumentów. Po pierwsze, młodzież to duża grupa mieszkańców o specyficznych potrzebach. Ich budżet jest ograniczony. Często bazują na publicznym transporcie, czy na publicznej ofercie związanej ze spędzaniem czasu wolnego. To także grupa, która powinna mocno interesować miasta, bo to młodzi będą determinować przyszły potencjał rozwojowy miasta. Jeśli będzie im się źle żyć w danym miejscu, to nie będą mieć skrupułów, by – jako dorośli ludzie – przenieść się do innego miasta, a to nie będzie sytuacja stymulująca rozwój danej aglomeracji. W tym kontekście, warto podejmować działania, które są młodzieżo-centryczne. Mam przez to na myśli, że miasta powinny się zastanawiać, jakie są codzienne praktyki młodych i jak my, jako miasto, możemy im ułatwiać realizację tych praktyk, tak by podnosić ich jakość życia. Warto, przynajmniej od czasu do czasu, z badawczą uważnością zaprosić młodych na spotkanie, pogadać z nimi, poobserwować, by oni nam zaufali i zaprosili nas do opowieści o swoim świecie.
– Co z tej opowieści wynika? Czego chcą młodzi? Dobrego internetu, bo oni podobno siedzą tylko w sieci, a mało w realu?
– OK, spędzają wiele czasu w sieci, to w wielu przypadkach prawda, ale kluczowe pytanie brzmi: dlaczego tak się dzieje? Kiedy zaczęliśmy rozmawiać z młodymi, analizować ich dzień, to okazało się, że około 12 godzin każdego dnia poświęcają szkole, nauce i zajęciom dodatkowym. Półtorej godziny to dojazdy. 48 proc. uczniów szkół średnich nie mieszka w Krakowie, są tylko użytkownikami miasta. Wszystkie dane wskazują, że brakuje im czasu na spotkania w realnym świecie, stąd silna potrzeba by komunikować się ze sobą wirtualnie. W tym kontekście telefon „przyklejony do ręki” jest łatwiejszy do zrozumienia.
– Możemy założyć, że potrzebują dobrej komunikacji, choć część pewnie przywożą rodzice.
– Część korzysta z autobusów podmiejskich dojeżdżając z miejscowości oddalonych o 5 – 20 kilometrów od miasta, część korzysta z pociągów. Zdarzały się osoby, które każdego dnia dojeżdżają nawet 50 km i zajmuje im to dwie godziny w jedną stronę. Spędzają sześć – siedem godzin w szkole, później powrót busem, autobusem lub pociągiem, które nie kursują przecież co 10 minut, tylko raz na godzinę. Chwila odpoczynku, deklarowane dwie godziny na naukę, a jeszcze rodzice dorzucają im kolejne korepetycje, bo kariera jest ważna.
– To kiedy mają się spotykać?
– Spotkanie z rówieśnikami po lekcjach jest trudne. Dlatego telefon nie jest fanaberią, a narzędziem do komunikowania się ze sobą. Co ciekawe, młodzi generalnie chwalą swoje szkolne relacje – lubią swoich szkolnych kolegów i koleżanki, jednocześnie bardzo mocno podkreślają fakt, że brakuje im czasu na spotkania. W efekcie, media społecznościowe zastępują im spotkania w realu. Messenger pozwala im na rozmowy, Instagram umożliwia bycie na bieżąco z tym co robią rówieśnicy.
Ten brak bieżącego kontaktu nie sprzyja samopoczuciu młodych. Nasze badania pokazują, że młodzi czują się generalnie przeciążeni szkołą. W prowadzonych przez nas rozmowy pojawiały się opowieści o regularnie zarywanych nocach np. w związku z dużą liczbą sprawdzianów. Jeden z wniosków z badania wskazuje, że chcąc zrobić coś dobrego dla młodzieży należałoby się częściowo skoncentrować na nauczycielach i uczulić ich, żeby przestrzegali praw uczniów. Jeśli w statucie szkoły jest zapisany tylko jeden sprawdzian w tygodniu, to niech tak będzie. Również niektórzy rodzice powinni zastanowić się, czy gromadzenie wiedzy na trzecich lub czwartych korepetycjach w danym tygodniu, to na pewno dobry pomysł. Może lepiej dać dziecku przestrzeń na realizowanie pasji lub spotkania z przyjaciółmi.
– Rodziców młodych z „pokolenia Z” nazywa się „helikopterowymi” rodzicami, czyli takimi, którzy przeniosą dzieci ponad wszystkimi kłopotami.
– Rodzice są na pewno różni. Trudno mi się o nich wypowiadać, bo nie ich dotyczyły nasze badania. To co można zarekomendować rodzicom, patrząc na nasze wyniki, to zdroworozsądkowe podejście do budowania oczekiwań względem wyników w nauce. Może pasek na świadectwie jest mniej warty niż rozwinięte kompetencje społeczne, wynikające z dobrych relacji z grupą koleżeńską? Z opowieści młodych, z którymi się spotykaliśmy wynika, że istnieje grupa rodziców, którzy oczekują od dzieci, że będą dobre z każdego przedmiotu, bo to zapewni im lepszy start w przyszłość.
– Młodzi chcą tego samego? Może to realizacja marzeń rodziców?
– Uczniowie szkół średnich czują presję na przyszłą karierę. Jednocześnie, czują, że szkoła w niewielkim stopniu przygotowuje ich do pracy zawodowej i do dorosłości w ogóle. Znakomita większość z nich ma poczucie, że to, czego się uczą, nie przystaje do realiów rynku pracy. W wielu przypadkach nawet nie pomaga im podjąć decyzji w sprawie wyboru kierunku studiów, co dotyczy szczególnie uczniów liceów.
– Tylko co miasto może z tym zrobić? Są programy nauczania, które nauczyciele muszą realizować.
– Jeśli chodzi o system nauczania, to miasto nie ma wiele do powiedzenia. Jest jednak pole do miękkiego oddziaływania. Urząd Miasta organizuje wiele inicjatyw, które dzieją się w szkołach lub są adresowane do szkół i uczniów. One mogą wspierać pewne postawy i budowanie zmiany społecznej. Pokłosiem naszych poprzednich badań jest, realizowany w Krakowie, program „Szkolny Budżet Obywatelski”, czy program „Wsparcia Samorządów Uczniowskich”. W ramach obu tych inicjatyw uczniowie mogą ubiegać się o pieniądze na realizację najróżniejszych inicjatyw w szkołach.
– Jakieś przykłady?
– Działania na temat popularyzowania praw ucznia – np. wydawanie broszur dla uczniów z informacjami o ich prawach, o których przestrzeganie mogą i powinni się starać. Tworzenie stref relaksu w szkołach. Zapotrzebowaniem na takie strefy młodzi pokazują, że potencjalnie szkoła mogłaby być miejscem, gdzie po zakończeniu lekcji mogliby choć na chwilę spotkać się w realu.
– Co jeszcze wyszło w badaniach?
– Przy okazji badań okazało się, że w okresie szkoły średniej młodzi rezygnują z własnych pasji, z wolontariatu. Np. byli harcerzami w szkole podstawowej, ale w liceum już nie mają na to czasu. Wcześniej chodzili na basen, korzystali z jazdy konnej, grali w piłkę, a kiedy zaczyna się szkoła średnia, to liczba godzin spędzonych w szkole plus godziny przeznaczone na dojazdy i naukę sprawiają, że masowo rezygnują z wcześniejszych aktywności. Dopiero na studiach część z nich wraca do wolontariatu, a być może część nigdy już tym się nie zajmie.
– Czy nie jest tak, że w miarę szybko zauważyliśmy, że w mieście potrzebne są miejsca dla seniorów, a nie dostrzegamy potrzeb – poza istniejącymi młodzieżowymi domami kultury – takich miejsc dla młodych?
– Zgadzam się. Mam nadzieję, że wyniki naszego badania będą dla urzędników argumentem do przekonywania lokalnych decydentów, by tych miejsc dedykowanych młodzieży powstawało w Krakowie więcej. Dzisiejsza rzeczywistość jest taka, że mamy w mieście jest około 50 punktów aktywności seniorów, a tylko 2 lub 3 dedykowane młodzieży. I tworzenie nowych postępuje dużo wolniej niż w przypadku seniorów.
– Niedawno opublikowano przerażające wyniki raportu „MŁODE GŁOWY. Otwarcie o zdrowiu psychicznym”. Pytaliście młodych, czy potrzebują pomocy psychologicznej?
– W naszym badaniu był to wątek poboczny, ale widać, że szkoła mocno ich stresuje, a z ich dobrostanem psychicznym nie jest najlepiej. Byłoby dobrze, gdyby miasto miało jakiś program wsparcia młodych. W trakcie warsztatów przeprowadzanych w szkołach, pytaliśmy młodych, z czym kojarzy się im dorosłość? Prawie zawsze odpowiadali, że z depresją, smutkiem. To zadziwiające.
– Gdyby to pan był decydentem dzielącym pieniądze, to na co by je pan wydał dla młodych?
– Spróbowałbym przez jakiś czas skoncentrować istniejące programy, jak choćby wspominany wcześniej Szkolny Budżet Obywatelski, na prawach ucznia oraz kwestii dobrostanu psychicznego młodych. Sprawiłoby to, że to nie miasto wymyślałoby inicjatywy dla młodych, tylko młodzi, w ramach oferowanych pieniędzy, wymyślaliby konkretne działania, które miałyby odpowiadać na ich obecne wyzwania. Miasto było jedynie podmiotem zachęcającym do działania i dającym dostęp do środków finansowych. Popracowałbym też z nauczycielami. Zastanowiłbym się, jak połączyć nauczycieli w sieci, chociażby opiekunów samorządów uczniowskich, tak by mieli przestrzeń, gdzie mogą trochę bardziej rozwinąć swój warsztat pracy z organami samorządu, czy poznać dobre praktyki z innych szkół.
Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje”!