– Bydgoszcz uratowała nam życie – mówi Wiktor Szuszpanow. Ukrainiec polskiego pochodzenia siedem lat temu wraz z żoną i czwórką dzieci przyjechał do naszego miasta z objętego wojną Donbasu.
Wyciągnięta pomocna dłoń
Żeby opowiedzieć tę historię, trzeba się cofnąć do końcówki 2013 roku. 21 listopada setki Ukraińców zaczęły protestować na ulicach Kijowa. Doszło do brutalnej próby stłumienia buntu. Protesty skończyły się dymisją prezydenta i tragicznym bilansem stu zabitych i ponad 3 tys. rannych. Ale wśród dalekosiężnych skutków trzeba też wymienić wywołanie przez Moskwę wojny w ukraińskim Donieckim Zagłębiu Węglowym (Donbas).
Wiosną 2015 Teresa Piotrowska, ówczesna minister spraw wewnętrznych, zaapelowała do samorządowców, żeby zgłaszali chęć przyjęcia z Donbasu uchodźców polskiego pochodzenia. Na apel zareagował prezydent Bydgoszczy Rafał Bruski. Potwierdził chęć przyjęcia dwóch rodzin. Wsparcie było możliwe dzięki decyzji radnych.
Bark mi szwankuje, ale co tam
Obie rodziny zostały ewakuowane z Donbasu na początku 2015 roku do Ośrodka Caritas w Rybakach na Mazurach. W maju 2015 Natalia i Wiktor Szuszpanow z żoną i czwórką dzieci oraz Tatiana Jerochowa z trójką dzieci, przenieśli się do Bydgoszczy.
Najstarszy syn Szuszpanowów, 17-letni Denis, był uczniem liceum. 9-letni Bogdan i o dwa lata młodszy Platon – uczyli się w szkole podstawowej. Najmłodszą, czteroletnią Mariją, opiekowała się mama.
Po siedmiu latach w życiu Szuszpanowów zmieniło się wszystko. – Jesteśmy szczęśliwi i bezpieczni, Bydgoszcz to nasze miasto – opowiada Wiktor. On sam miał problemy ze zdrowiem, pracuje jako ochroniarz. – Bark szwankuje, ale to nic, prawdziwe kłopoty mają ci, którzy zostali na Ukrainie.
Siostra Wiktora mieszka w Doniecku, w regionie objętym wojną są też kuzyni. – Dzwonię codziennie, wspieramy się. Czuję bezsilność, mogę się za nich modlić. Natalia dostała pracę w Cukierni Sowa. – Dekoruje ciasta i się w tym spełnia –opowiada Wiktor.
Świetnie radzą sobie dzieci. Denis, 24-latek, studiuje informatykę w Warszawie. Mieszka z arzeczoną. – Planują już ślub – uśmiecha się ojciec. Bogdan uczy się w liceum, tym samym, które skończył brat. Platon kończy w tym roku ósmą klasę. W nauce idzie mu dobrze, przygotowuje się do egzaminów. Marija jest uczennicą pierwszej klasy.
Olesia została lekarką
Poradziła też sobie w Bydgoszczy Tatiana Jerohowa z trójką dzieci. Jej rodzice i dziadkowie byli Polakami. W Doniecku pracowała jako ginekolog. Obawiała się, czy uda się jej nostryfikować dyplom i znaleźć pracę w zawodzie. Wszystko poszło dobrze, pracuje w Szpitalu Miejskim, przyjmuje też w Centrum Medycznym Gizińscy.
Podobną drogą poszła jej najstarsza córka, Olesia. Wyjeżdżała z ogarniętego wojną Donbasu jako studentka medycyny. Marzeniem były studia w Collegium Medicum UMK. Udało się – jest po obronie dyplomu, pracuje i mieszka we Wrocławiu. Tam też robi specjalizację. Z zapartym tchem śledzi doniesienia medialne z wojny na Ukrainie. Wie, co znaczy otrzeć się o śmierć. Kiedy pociski spadały na Donieck, ze swoim chłopakiem opuściła mieszkanie przenosząc się do mamy.
Ten ruch uratował im życie – dom został zniszczony przez bomby. – Mogę jeszcze raz podziękować prezydentowi, pani minister Teresie Piotrowskiej, radnym bydgoskim i wszystkim cudownym ludziom z tego miasta – zawdzięczamy wam nowe życie – mówi Wiktor Szuszpanow. I dodaje: – Nie przestaję myśleć o ukraińskich braciach i siostrach, ich tragedii, kiedy to się skończy. Boże, daj pokój i nowe życie. My już to dostaliśmy.