Wiosna na działce: Potrzeba edukacji dla początkujących działkowców. Żeby wiedzieli, jak się zachować

Lech Studziński, prezes Okręgowego Zarządu Polskiego Związku Działkowców w Bydgoszczy / Fot. B. Witkowski /

Zmienia się podejście do działkowania. Jedni chcą świętego spokoju i świeżych warzyw z własnej uprawy, inni weekendowego resetu i dobrej zabawy. Opowiada o tym Lech Studziński, prezes Okręgowego Polskiego Związku Działkowców.

O problemach działkowców, konfliktach sąsiedzkich, zmianie sposobu wypoczynku w Rodzinnych Ogrodach Działkowych i działkowym bon tonie rozmawiamy z Lechem Studzińskim , prezesem Okręgowego Zarządu Polskiego Związku Działkowców w Bydgoszczy.

Sławomir Bobbe: Ile ogrodów działkowych znajduje się w zarządzie PZD w Bydgoszczy?

Lech Studzińkski – W okręgu bydgoskim PZD, czyli w uproszczeniu na terenie dawnego województwa bydgoskiego, mamy 200 ogrodów działkowych, które użytkuje ponad 41 tysięcy działkowców. To duża siła, z tego 123 to ogrody miejskie, a 77 to ogrody pozamiejskie.

Jeszcze niedawno ci działkowcy drżeli z myślą o planach ogólnych, które są uchwalane w gminach. Traktowano je jako potencjalne zagrożenie dla Rodzinnych Ogrodów Działkowych…

– Po części te sprawy zostały wyprostowane, bo we wszystkich strefach planistycznych ujęto działkowców. Bo przecież ogrody istnieją w wielu miejscach, przy torach kolejowych, przy kościołach, cmentarzach, w miejscach parkowych, nad jeziorami – wszędzie tam są nasze ogrody. W pewnym okresie je pomijano w planach, ale decyzje zarządu PZD, rady i petycje działkowców spowodowały przyjęcie przez ministerstwo, że we wszystkich strefach jako strefa podstawowa istnieją ogrody. Zagrożenie ze strony planistycznej spadło, ale i tak musimy ich pilnować, bo plany zagospodarowania przestrzennego będą przygotowywane przez gminy w najbliższym czasie.

Tymczasem pojawiło się inne zagrożenie, z dosyć nieoczekiwanej strony. To nasze plany obronne.

– Pojawił się projekt o szczególnych zasadach przygotowania i realizacji strategicznych oraz kluczowych inwestycji obronnych. Gdy chodzi o naszą ojczyznę to oczywiście nie jesteśmy przeciwnikami jej obrony, wręcz przeciwnie. To nasz najświętszy obowiązek. Niemniej jednak są ogrody, które powstały na terenach dawniejszych terenów wojskowych, one dziś w różnej formie są zapisane w księgach wieczystych lub nie. W regionie i w mieście też mamy ogrody działkowe w takich strefach. Popatrzmy choćby na Szwederowo, gdzie jest lotnisko, element strategiczny. Nie będę wchodził w kompetencje wojskowych, ale te tereny będą bronione, tymczasem na podejściu do lądowania mamy ogród, w sąsiedztwie pasów startowych też. A strefy obronne mają być strefami zamkniętymi – więc czy my, działkowcy, będziemy mieli tam wstęp? A jak zajmą nasz teren, to czy dostaniemy odszkodowanie, rekompensaty tak, jak gwarantuje nam Ustawa o rodzinnych ogrodach działkowych? To złożony problem, jeszcze w rozstrzygnięciach.

Ten strach nie jest nieco na wyrost? Ostatnia likwidacja ogrodu działkowego w Bydgoszczy miała miejsce kilkanaście lat temu, gdy zajmowano teren ogrodu pod budowę biblioteki UKW.

– Miasto wtedy stanęło na wysokości zadania. Odtworzono ogród „Swoboda” kosztem 3,5 miliona złotych, został urządzony ekskluzywnie, ogrodzony, oświetlony, ze świetlicą, z ujęciami wody, parkingami. Ogrody to miejsca bardzo atrakcyjne, to często oazy zieleni. Ale niekiedy przeszkadzają w rozwoju miasta, zdajemy sobie z tego sprawę. Działkowcy, jeśli ogród jest przenoszony, rozumieją to. Ale chcą, by był odpowiednio wyposażony, żeby nie zaczynać wszystkiego od nowa.

Dla niektórych ogród działkowy nie jest nawet drugim domem, a staje się domem pierwszym. Jak to jest z zamieszkiwaniem na stałe w ROD?

– Zamieszkiwanie to ogromny problem, choć prezesi i prezeski ogrodów z tym walczą. Co to znaczy walczą? Informujemy nowych członków, że zamieszkiwanie jest zabronione. Bywa, że ci zapewniają, że mają adres zameldowania, że nie, że pod żadnym pozorem nie będą mieszkać na terenie ogrodu działkowego. Ale gdy tylko dostają zgodę na użytkowanie działki – już w niej mieszkają. Procedura jest następująca – informowanie, pouczanie, ostrzeganie i wreszcie wypowiedzenie umowy, to się dzieje. Mimo wszystko koleżanki i koledzy kierują się empatią wobec tych ludzi, zdarzają się różne życiowe sytuacje. Generalnie to ci, którzy są z marginesu są usuwani z ogrodów, ci spokojnie mieszkający w ogrodzie najczęściej w nim pozostają.

Wtedy pojawia się problem z wodą. Hydrofornie na zimę są przecież zamykane, ale wiele osób na działkach ma własne studnie, tzw. abisynki i chętnie z nich korzysta.

– Tam gdzie nie ma wodociągów i hydroforni powstawały studnie głębinowe. Są zgłoszone do Wód Polskich, mają zgody wodno-prawne. Martwi nas niestety podbieranie wody. Wykopuje się studnie, i wydobywa się wodę z 8-12 metrów i wykorzystuje ją do podlewania, bo ona się nie nadaje do innego użytku. Ale są tacy, którzy korzystają z niej nie tylko do nawadniania. W ten sposób korzystają z wody najczęściej ci, którzy zamieszkują na terenach ogrodów działkowych. Bo jesienią woda jest wyłączana na terenie ogrodów z wielu względów. Pobieranie wody z tych pomp jest nadużywane, bo cena tej wody jest niższa niż w wodociągach.

Czy zarządy uporały się już z kwestią ponadnormatywnych altan? Przepisy w tej sprawie są jasne, ale nie wszyscy się do nich stosują.

– Altany działkowe o powierzchni 35m2, a na takie pozwalają przepisy, są duże. W środku zmieści się pokój, łazienka, kuchenka, wszystko. A jeżeli altana jest z dachem spadowym i piwnicą, to się da wszystko wykorzystać. Tymczasem w miejscowościach wypoczynkowych, rekreacyjnych, mamy wielkie z tym problemy. Odziedziczyliśmy część ogrodów po zakładach przemysłowych, które pomagały w budowie inżynierom i technikom, którzy podejmowali w nich zatrudnienie. Niektóre mają po 70 metrów kwadratowych powierzchni i więcej, to właściwie już dacze.

Z biegiem czasu zmienia się podejście do „działkowania”, nie brakuje młodych działkowców, którzy spędzają swój czas wolny inaczej niż starsze pokolenia. Da się to pogodzić?

– Starsze osoby lubią nadal zasadzić jakieś warzywa, kwiaty, popracować przy tym dla zdrowia, nacieszyć się zielenią. Młodsze pokolenia mają już często inne podejście. Przyjeżdżają w piątek po pracy, odpalają grilla, bawią się i imprezują i jeśli odbywa się to w granicach obowiązujących zasad, nie ma z tym problemu. Gorzej gdy rozrabiają, nie zawsze po sobie sprzątają. Niestety, zapominają, że są tylko użytkownikami, a nie właścicielami działki.

By poprawić zachowanie niektórych działkowców Polski Związek Działkowców planuje wprowadzenie obowiązkowych kursów dla „początkujących”. Czego mają te kursy dotyczyć?

– Statut PZD jest już w sądzie rejestrowym, czeka na zarejestrowanie w KRS. Znalazł się w nim zapis obligatoryjnego szkolenia dla początkujących, nowych działkowców. Ma traktować o tym, jak się zachować w ogrodzie, jakie przepisy w nich obowiązują. Istotą sprawy są stosunki międzyludzkie i podejście bazujące na zasadzie „nie rób drugiemu, co tobie niemiłe”. A z tym bywa różnie, bo zdarza się, że kłótnie wybuchają o nic. Apeluję zawsze o poszanowanie drugiego człowieka, a także uznanie dla zarządów, które starają się jak mogą. Ale jak nie będą miały wsparcia od działkowców, to wiele nie zrobią. Tymczasem niektórym ułańska fantazja dopisuje, a jak dojdą procenty to i samochody z odsuniętymi dachami wożą po ogrodzie roznegliżowane panienki ze śpiewem na ustach. A w międzyczasie po skromnych alejkach małe dzieci jeżdżą na rowerkach i nieszczęście gotowe.

Sposób i styl spędzana wolnego czasu to tylko jedno ze źródeł działkowych konfliktów. Bywa ich znacznie więcej, często chodzi o sprawy zdawałoby się bez znaczenia…

– Tak jest z kotami na przykład. Są zwolennicy ich dokarmiania i wielcy wrogowie tego pomysłu. My mówimy, że zimą gdy organizuje się dokarmianie, niech ono się odbywa w jakimś jednym miejscu. Natomiast nie wolno rozrzucać jedzenia po wszystkich działkach. To nie służy niczemu dobremu. Do tego dochodzi kastrowanie kotów – niektóre ogrody dorzucają się do tego, generalnie płaci za to miasto. Inne prozaiczne rzeczy, to na przykład wystające gałęzie. Jeden posadził coś za blisko ogrodzenia i dopóki drzewko było małe, to nikomu nie przeszkadzało, ale jak urosło – to już zacienia sąsiednią działkę, gałęzie przechodzą przez ogrodzenie, a korzenie wysuszają teren – i jest problem. Podobnie kompostownik – według zasad winien być usytuowany nie bliżej niż metr od ogrodzenia, a lokowany jest tuż przy płocie. I kolejny konflikt.

Okres pandemii wywindował ceny działek do niespotykanych wcześniej rozmiarów. To zainteresowanie jest nadal spore, podobnie jak ceny?

– Wysokie ceny działek się utrzymują, podobnie jak popyt na nie. W miejscach atrakcyjnych działki potrafią kosztować nawet 300 tysięcy złotych, tak jest np. nad Zalewem Koronowskim.

Może trzeba pomyśleć o stworzeniu nowych ogrodów działkowych w Bydgoszczy i okolicach?

– W pierwszej kolejności dbamy o to, co mamy. Ale jeżeli miasto ma teren przeznaczony na przekazanie go pod ogrody, bo na przykład jakiś ogród jest przewidziany do likwidacji, to samorząd trzyma ziemię na przekazanie jej pod założenie ogrodu. To nie jest tak, że PZD ma jakieś pieniądze z których kupuje, na przykład od prywatnego właściciela, ziemię i na niej tworzy ogród. Ci działkowcy, którzy dostają odszkodowanie za zlikwidowanie ich działki, szukają miejsca w innym ogrodzie.

Zapisz się do newslettera Bydgoszcz Informuje!

Udostępnij: Facebook Twitter