Z centrum Bydgoszczy do podmiejskiego pałacu. – Nie boję się tego zobowiązania. To była miłość od pierwszego wejrzenia

Maciej Karpusiewicz i jego pałac

Była jesień 2019 roku, kiedy Maciej Karpusiewicz zakochał się w pałacu w Kijewie Szlacheckim. Od pięciu lat ratuje zrujnowane wnętrza. Teraz to miejsce artystycznych inicjatyw.

„Słoma z sufitu mi wystaje” i „Dziewczyna na traktorze” to nie tytuły kolejnych rozdziałów z „chłopskiej” powieści. Tak żartobliwie i na przekór wszystkiemu swoje filmy tytułuje właściciel Zespołu Pałacowo-Parkowego w Kijewie Szlacheckim. Barwne obrazki z codziennego życia pałacu znajdziemy na kanale Głowa w Ruinie. To opowieść o ratowaniu zrujnowanego zabytku i codziennych obowiązkach gospodarczych, przeplatana z refleksjami na temat sztuki, malarstwa i muzyki.

– Prowadzę ten kanał na YT i dzielę się z publicznością codziennością pałacu aby dać moim widzom szansę wspierania działań remontowych. W Polsce jest kilka tysięcy zabytkowych pałaców skazanych na śmierć, nie ma skutecznych rozwiązań systemowych, które pomogłyby je uratować – twierdzi Karpusiewicz – Na YT nie chcę robić show na temat swojej osoby, chodzi o ratunek tego zabytku, który częściowo będzie przeznaczony do działań publicznych. Obecnie na koncie zbiórki jest 17 tys zł. To starczy na kosmetyczne naprawy. Tak naprawdę z tym wszystkim jestem tutaj sam. Nie chodzi tylko o sprawy formalne (tj. rozliczanie dotacji), ale o zwykłą codzienną pracę, np. wygrabienie liści czy prace porządkowe. To spala dużą część mojej energii i czasu. Większość napraw finansuję z własnego portfela, posiłkując się dotacjami konserwatorskimi i ministerialnymi. Ale to wciąż za mało, żeby wyremontować dach. Brakuje mi również wsparcia fachowców, którzy wiedzą, jak pozyskać większe środki z UE, czy pomogliby w wytwarzaniu celowych dokumentacji konserwatorskich. Na YT otrzymuję od moich widzów wsparcie duchowe, jest wiele miłych gestów ze strony sympatyków pałacu. – opowiada Maciej Karpusiewicz.

Nowy etap życia

Wyposażenie Pałacu w Kijewie to w zdecydowanej większości przedmioty zabytkowe. Nie brakuje starych mebli i pamiątek „z duszą”. W salonie wzrok przykuwa stara fotografia w ozdobnej ramce. Przedstawia niewielki pałacyk, przypominający nieco ten w Kijewie.

Co to za miejsce? – pytam właściciela.

– To zdjęcie wyjaśnia, skąd u mnie zamiłowanie do zabytków, skąd mam taki sentyment. Jestem rodzinnie związany z miejscem z fotografii. To pałac w Kowanówku, należał do mojej rodziny. Tam spędzałem u mojej babci wszystkie wakacje. To miejsce zostało zabrane w czasach komunizmu, a po przemianach ustrojowych nie udało się go odzyskać. Zostało sprzedane holenderskiemu inwestorowi, który zrobił z tego kanarkowo-żółty budynek, który nie nawiązuje do dobrych praktyk konserwatorskich – tłumaczy Maciej Karpusiewicz. Wspomina, że szukał dla siebie „takiego miejsca”. Po długich poszukiwaniach natknął się na ofertę z Kijewa Szlacheckiego.

– Na początku umówiłem się z Tomkiem Wojnowskim (poprzednim właścicielem) na próbę. Stwierdziłem, że nie kupię „kota w worku”, musiałem to miejsce wypróbować. Udostępnił mi klucze na weekend. Przywiozłem tutaj swój sprzęt audio, zawsze muszę sprawdzić, jak w nowym miejscu brzmi muzyka. Po tych trzech dniach pomyślałem: Ja to muszę mieć – dodaje.

Bydgoszczanina nie odstraszył stan pałacu i okalającego go parku. Miejsce nie było zamieszkane przez 10 lat i stopniowo popadało w ruinę. Wymagało ogromu pracy i sporych nakładów finansowych.

-Jestem w takim stanie ducha i miejscu w życiu, że nie boję się tego zobowiązania. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Pałac kupiłem jesienią. To był 2019 rok. Później przyszła pandemia, ten czas był dla mnie ciekawym doświadczeniem. Wtedy ten pałac stał się moim azylem. Całe życie pracowałem w korporacjach, w firmach IT. Teraz nie chcę już do tego wracać. Kultura, w szczególności malarstwo jest dla mnie naturalnym i kolejnym etapem życia – opowiada właściciel pałacu.

Pałac w Kijewie Szlacheckim z duszą

Pała w Kijewie Szlacheckim został wybudowany w roku 1908 w stylu neogotyku angielskiego. Miał charakter rezydencji wypoczynkowej. W naszym województwie znajdziemy niewiele obiektów w takim stylu. Polacy przejęli posiadłość od Niemców w 1918 roku. Pałac był od początku swojego istnienia stale zamieszkały przez osoby prywatne, nigdy nie przeszedł w ręce władz PRL, stąd tak wysoko ceniony przez konserwatorów stan oryginalności. Stał pusty przez ostatnie 10 lat, od chwili śmierci ostatniego lokatora.

– Pan Wojnowski mieszkał tutaj i umarł. Zostawił pałac w spadku swojemu synowi Tomkowi. Wybudował się obok, jednak postanowił sprzedać pałac.  Pałac niszczał tak naprawdę stopniowo, przez wiele lat, nikt tu nie mieszkał, lokalne władze nie były zainteresowane pomocą. Tomek jedynie tego doglądał. Co mnie dziwi?  Mimo długiej historii i trudnych czasów, również okresu wojny kiedy rezydowali tutaj Niemcy, pałac jest bardzo dobrze zachowany pod kątem konserwatorskim. Zostały zachowane wszystkie oryginalne stolarki okienne i drzwiowe. Ich stan jest oczywiście różny i część z nich wymaga kosztownych napraw. Był czas w latach 90., kiedy dzisiejsze praktyki konserwatorskie, procedury na poziomie administracyjnym, dopiero się kształtowały. Wtedy dochodziło do wielu samowoli budowlanych i „remontów” w różnych zabytkowych obiektach. Mimo tego w kijewskim pałacu nikt nie wymienił np. okien na plastikowe, nie zniszczono starego układu pomieszczeń – opowiada aktualny właściciel.

Pomimo upływu czasu poprzedni właściciele wciąż „żyją” w pałacu. Żyją w licznych pamiątkach, bibelotach i na zdjęciach. – Wszystkie okna, drzwi i stolarka w pałacu są oryginalne, tak samo jak wapienne tynki. Można powiedzieć że oryginalne nie są jedynie meble i wyposażenie. Zachowało się bardzo wiele przedmiotów po poprzednich właścicielach. Zastałem sporo mebli po nich – tłumaczy Maciej Karpusiewicz. W jednym z pokoi stoi stara szafa. Poprzedni właściciele zostawili w niej m.in. futra. Na drzwiach obok kołnierza z lisów wisi.. welon ślubny. – Takich rzeczy jest tutaj sporo. Część z nich magazynuję w piwnicy – dodaje nowy właściciel pałacu. Ściany korytarza „zdobią” inne pamiątki z minionej epoki. To poroża jeleni, być może tych, które dawniej spacerowały po rozległym majątku? – Kiedy na początku tutaj wszedłem, pomyślałem sobie: pierwsza rzecz, jaką zrobię, gdy to kupię, zrzucę stąd te poroża. Są okropne! Po jakimś czasie przyzwyczaiłem się do nich i tak wiszą do dziś – słyszę.

Na innych zdjęciach w ramkach poprzedni mieszkańcy Kijewa.

Zostawił ich pan ze sobą? – pytam.

– Tak, mam nawet ich zdjęcie ślubne. Dlaczego mam to usuwać? Oni tu mieszkali, niech świecą przykładem. Tych zdjęć rodzinnych było tu więcej, jednak większość została zabrana przez potomków.

Woda lała się z sufitu

Pomimo kilku lat ciężkiej pracy w pałacu wciąż widać ślady po latach zaniedbań. Nowy właściciel przyznaje, że to był ostatni moment, aby ratować obiekt. Na miejscu oglądamy nie tylko pałacowe pokoje, lecz również strych i piwnicę. Na strychu widać, jak wiele zostało już włożone w ratowanie pałacu.  – Tutaj wszystko było zgniłe, zostało wymienione z zachowaniem sufitów, które były pod spodem. Te prace zostały wykonane na całej powierzchni strychu. Po wojnie zmieniono kąt dachu w pałacu. Nowy projekt budowlany zatwierdzony przez konserwatora zakłada przywrócenie pierwotnej konstrukcji dachu. Będzie pod większym skosem, jak było dawniej. Na murach dawniej były sterczyny które zostały zrzucone. Chcę je odtworzyć. W przyszłości na strychu powstanie galeria sztuki, kameralne miejsce wystawiennicze, których w regionie brakuje. Chodzi o miejsce kultury otwarte na kameralne działania artystyczne, plenery, warsztaty. To fajna przestrzeń, można się po niej swobodnie poruszać. Miejsca jest też sporo, ponad 400 metrów – opowiada Maciej Karpusiewicz.

Ze strychu można przejść do pierwszej kondygnacji 3-piętrowej wieży. Według właściciela to idealne miejsce do odpoczynku, pod warunkiem że nie boimy się sów. – Całą drewnianą konstrukcję wieży i jej dach wymieniłem. Jej przeznaczenie było czysto rozrywkowe. Tutaj grano w karty, znalazłem wiele przedmiotów które o tym świadczą. Sezonowo używam tego miejsca jako pracowni malarskiej. Przez cały dzień jest odpowiednie oświetlenie. No i czuć takie odseparowanie od wszystkiego. Praktycznie od kiedy kupiłem pałac, nieustannie w nim „sprzątam”. Tutaj była wielka hałda „wszystkiego”. Na wieży znalazły się stare dywany, a nawet szkielet krowy. Wszystko to przez okno wyrzucałem prosto na trawnik. Taka „rupieciarnia” była w wielu miejscach tego pałacu.

Niestety, gdzieniegdzie wciąż przecieka woda. Stąd kilkanaście wiaderek porozkładanych na strychu.

Ze strychu schodzimy do piwnicy. Do niedawna nie było to możliwe, ponieważ schody były zawalone. Właściciel dostawał się do niej przez ogród. Cały obiekt jest podpiwniczony. Powierzchnia odzwierciedla swoim kształtem układ pokoi. Dużą część piwnicy zajmuje pomieszczenie, z którego jest wyjście na ogród. Ma obrys salonu, który się nad nim znajduje. – Gdyby połączyć tę część piwniczą z salonem i wieżą schodami, powstałaby przestrzeń którą chciałbym przeznaczyć jako publiczną – np. z kawiarnią. W piwnicy mogłaby być część klubowa.  Legenda mówi, że w czasie II wojny światowej w tej piwnicy Niemcy trzymali sowieckich więźniów. Myślę, że tu byli przetrzymywani Polacy, których później przewożono w okolice i mordowano. O tym są filmy robione przez towarzystwo historyczne z Unisławia. Zajmują się rekonstrukcjami w postaci filmowej, tutaj w pałacu stworzyli wiele ujęć. Można je obejrzeć w internecie – tłumaczy właściciel.

Miejsce skupiające artystów

Chociaż pałac w Kijewie Szlacheckim wciąż nie przypomina luksusowej willi, regularnie gości artystów z różnych zakątków Polski. Surowe wnętrza i rozległy park pozwalają odetchnąć i oddać się sztuce. Taki kierunek funkcjonowania pałacu pragnie obrać jego właściciel. – Moim nadrzędnym celem jest, żeby pogodzić dwa żywioły: moich marzeń o działaniach artystycznych i działań związanych z remontem Pałacu. Drugi obszar to finansowanie tych działań. Fundacja którą planuję założyć ma przynosić przychody na remonty, przede wszystkim remonty dachu. Wcześniej robiłem wszystko z własnej kieszeni, jednak chciałbym się posiłkować również pieniędzmi publicznymi, fundacja ma w tym pomóc. To jest droga, która nie ma końca, na pewno jeszcze wiele lat inwestycji przede mną. Chcę, żeby każdy mógł tutaj przyjechać, zostać na noc. Nie mówię wyłącznie o plenerach malarskich dla ludzi z okolicy. Różni artyści z drugiego końca Polski mogą tu przyjechać ale do tego potrzebne są warunki – mówi Maciej Karpusiewicz.

W części ogrodu jest palenisko, wydzielone miejsce do posiedzeń i wspólnych biesiad. Plenerowe warsztaty malarskie odbywają się w każdej części pałacu, nie ma do tego wydzielonego skrawka przestrzeni. Tu chodzi o to, żeby każdy znalazł swoją inspirację w ogrodzie, niektórzy malują we wnętrzach. Relację z plenerów można obejrzeć na moim kanale Głowa w Ruinie – kończy swoją opowieść.

Zapisz się do naszego newslettera!

Udostępnij: Facebook Twitter