Zsiadam z motocykla z lekką głową, a kłopoty zostawiam za sobą – mówi autorka książki „Słowenia motocyklem”

Monika Skora-Tuptanowska / Fot. R. Laudański/UMB

Jadąc motocyklem do Słowenii, odbyła również podróż w głąb siebie. Opisała wszystko w książce „Słowenia motocyklem, osobiste historie z drogi”.

– Książka opowiada o podróży do przepięknej Słowenii oczami pasażerki motocyklowej kanapy – mówi Monika Skora-Tuptanowska. – Oprócz przemierzenia kilometrów, odbyłam także podróż ku własnemu wnętrzu: podsumowałam dotychczasowe lata, życiowe zawirowania. Poruszam także tematy trudnego dzieciństwa, kryzysów w związku, osobistego rozwoju, poszukiwania drogi zawodowej. Książkę napisałam po to, żeby motywować i inspirować, pokazując, że możemy pięknie żyć.

Monika Skora-Tuptanowska jest mediatorką, tłumaczką, prezeską własnej fundacji i autorką książki. – Mam dużo zainteresowań, a ostatnią pasją jest pisanie, które długo we mnie dojrzewało.

Zaczerpnąć powietrza

– Wspólna pasja motocyklowa rodziła się bardzo powoli – uśmiecha się autorka „Słowenii motocyklem (…)”. – To była pasja Przemka, męża, ja nigdy nie byłam urodzoną motocyklistką. Kiedy mąż kupił swój pierwszy motocykl, początkowo jeździł sam, a maszyna była kością niezgody pomiędzy nami. Potem przyszła pandemia, która zamknęła nas w domu i wywróciła nasze życie do góry nogami. Było ciężko, żadne z nas nie pracowało na etacie. Dzieci uczyły się zdalnie, ja jeszcze zdalnie studiowałam. Do tego praca, także zdalna, a w głowie gonitwa myśli.

– Pewnego dnia pomyślałam, że muszę zaczerpnąć powietrza, przemyśleć różne sprawy i od razu wiedziałam, co mi w tym pomoże – wspomina Monika Skora-Tuptanowska. – No i pierwszy raz w życiu wsiadłam z mężem na motocykl. Przepadłam! Urzekła mnie jazda w stronę zachodzącego słońca, pęd powietrza, zapachy budzącej się do życia wiosny. Odetchnęłam, przestała mnie boleć głowa, zregenerowałam się podczas jazdy, po czym zapragnęłam jeździć częściej i dalej.

Fot. R.Laudański/UMB

Na początku jeździli kilkunastoletnim motocyklem. – Kiedy dosiadałam go po raz pierwszy miałam na sobie stare dżinsy i skórzaną kurtkę, na którą założyłam zestaw crossowy syna: zbroję crossową, kask i buty za kostkę – Monika śmieje się na to wspomnienie. – Akurat w tym momencie wszystko pasowało, idealna synchronizacja. Zupełnie nie przeszkadzało mi to, że to nie był strój motocyklowy i ktoś mógłby się ze mnie śmiać. To było nie tylko doświadczenie motocyklowe. Uświadomiłam sobie, że zmiana perspektywy jest kluczową sprawą. Uwierzyłam, że poradzimy sobie ze wszystkimi problemami. I tak się stało. Motocykl trzeba było sprzedać, co bolało, bo dopiero co się w nim zakochałam, ale nie mieliśmy wyboru. Maszyny co prawda nie było, ale marzenia o jeździe, o podróżach, pozostały. Kiedy po dwóch ciężkich latach odbiliśmy się od dna, kupiliśmy turystyczny motocykl: BMW R1250 GS Adventure z powiększonym zbiornikiem paliwa, który – jak sobie żartujemy – nas sobie wybrał, stojąc beztrosko w salonie, mimo że normalnie trzeba było na niego czekać miesiącami. Ten wyjątkowy egzemplarz kupiliśmy od ręki. Wiedzieliśmy, że to marka bezpieczna, to był dla nas priorytet. Maszyna waży 270 kilogramów, prawdziwy potwór, do tego wygodny na dalsze trasy. Wjazd pod stromą górę z nami obojgiem i sporym bagażem, w ogóle nie robi wrażenia na silniku.

Serpentyna goni serpentynę

– Nie jeździmy na zloty, nie należymy do żadnego klubu motocyklowego, pragniemy intymnych wyjazdów, kiedy mamy czas dla siebie. To dobry sposób na budowanie relacji. Motocykl nas zespolił – mówi Monika Skora-Tuptanowska. – Czy nauczyłam się kierować? To nie moja bajka – uśmiecha się. – Jestem pasażerką i jak najbardziej mi to odpowiada. Proszę sobie wyobrazić, że jedziemy przez Alpy, mijamy przepiękne górskie panoramy, na dole zieleń, a szczyty pokryte śniegiem. Pogoda wymarzona. Serpentyna goni serpentynę. Mąż skupiony na prowadzeniu, na manetkach, przygotowywaniu się do składania w ostrych zakrętach, a ja patrzę na urwiska i przepaście. Podziwiam przepiękne krajobrazy. W życiu nie zrezygnowałabym z widoków, których nie widzi skupiony na jeździe kierujący.

Tam, gdzie nas oczy poniosą

Słowenia to nie była ani najdłuższa, ani nie pierwsza zagraniczna trasa Moniki i Przemka. A jednak wyjątkowa, bo powstała z niej książka. – Często podróżujemy spontanicznie, tam, gdzie nas oczy poniosą – mówi autorka. – Na motocyklu są trzy kufry, w które musimy spakować się na tydzień.

Kiedy Monika złapała bakcyla motocyklowych podróży, uczyli się coraz dłuższych wyjazdów. Dojechali nad Bałtyk, na Mazury i w góry. Stwierdzili, że zagranica stoi przed nimi otworem i wzywają ich piękne trasy.

– Podczas jazdy samochodem nie czujesz zapachów, pędu powietrza, a na motocyklu niemalże ocierasz się o skały na serpentynach. Kiedy gdzieś się zatrzymujemy, wystarczy uchylić szybkę kasku i już słyszysz śpiew ptaków czy szum potoku. Dla mnie to najwspanialszy wypoczynek, regeneracja i ładowanie akumulatorów – zapewnia Monika Skora-Tuptanowska. – Zawsze zsiadam z motocykla z lekką głową a kłopoty zostawiam za sobą. Jedziesz i rozkoszujesz się jazdą.

Zimą można jeździć motocyklem w ciepłych krajach. Co prawda wymaga to zapakowania motocykla na przyczepkę i pokonania drogi samochodem, ale na miejscu już przesiadasz się na motocykl. Można też maszynę wysłać i odebrać na miejscu, a samemu wsiąść w samolot. Wszystko wiąże się z zasobnością portfela.

– A co do kosztów, to życie jest kwestią wyborów: albo inwestujemy w jeszcze piękniejszy dom z basenem, albo we własne pasje. W książce napisałam, że można swoje życie przemyśleć w siedem dni na motocyklu. Ja tak zrobiłam. 

– Motocykl jest komfortowy, ale po godzinach w siodle boli cię wszystko – dodaje. – Mam oparcie, po bokach poręcze do uchwytu, natomiast ciało i tak jest napięte, pochylone. Cierpnie z powodu braku ruchu. Co półtorej godziny robimy przerwę. A kierujący musi mieć oczy dookoła głowy. Nigdy nie chciałam kierować motocyklem, dobrze mi na tylnej kanapie, gdzie mogę planować następne książki.

– Chyba każdy z nas w okolicy 40. urodzin po raz pierwszy zaczyna się nad sobą zastanawiać, to czas życiowych podsumowań – mówi Monika. – Rozmyślasz nad dalszą drogą życiową. Za mną była m.in. praca w Londynie, w korporacjach. Doszłam do wniosku, że nie chciałabym dalej tego robić. Podróż uruchomiła we mnie takie myśli. Słowenia jest krajem cudów natury. Dużo zieleni, gór, kontrastów z niebieskim niebem, rzekami i jeziorami. Jak po sznurku można przejechać z atrakcji do atrakcji.

Czego jest więcej w książce: podróży do Słowenii czy w głąb siebie?

– Po równo. Moja historia życiowa wpleciona jest w podróż. To także historia walki z własnymi demonami, by przekuć je w wartościowe życie. To mój cel. Pokazuję, że nie ma sytuacji bez wyjścia, każdy problem można rozwiązać. Skupiam się także na szeroko pojętej edukacji prawnej i nie tylko. To misja społeczna ukierunkowana na młodzież, kobiety, żeby pokazywać naszą siłę. Każdy ma jakiś potencjał, talent. Wystarczy go odkryć, rozwijać, wieść fajne, świadome życie i budować dobre rzeczy. Stojąc przy pięknym wodospadzie poczułam, że muszę to wszystko opisać. Zapisy z wyprawy nagrywałam na dyktafonie. Po powrocie na ogrodowej huśtawce je odsłuchałam. Zanurzyłam się w świat Słowenii i siadłam do pisania. Książka jest bardzo osobista. Ci, którzy ją przeczytali, mówią, że jest także bardzo bezpośrednia. Dotyka trudnych tematów. Bolące wspomnienia możemy zidentyfikować, nazwać, przepracować i pójść dalej. Moja opowieść wychodzi naprzeciw tematom tabu. Boimy się rozmawiać o trudnym dzieciństwie, o problemach alkoholowych rodziców czy podobnych sprawach. Jako mediator mam do czynienia także ze sprawcami czynów karalnych. Chcę pokazywać, że każdy zasługuje na drugą szansę. Jeśli włożymy dużo pracy, to możemy zbudować piękne życie. Oczywiście jeżeli się na to odważymy. Dlatego tak ważna jest odwaga w spełnianiu marzeń. Jeśli źle się czujesz w tej pracy, w tym związku, to dlaczego nie spróbujesz tego zmienić? Książka ma inspirować do zmian na różnych płaszczyznach. A zmiany mogą nas zaprowadzić w piękne miejsca.

Siła i moc kobiet

Na spotkanie Monika przynosi także książkę „Przemiana kobiecości. Prawdziwe historie kobiet o mocy osobistych doświadczeń”.

– Wydawnictwo, z którym współpracuję, zaprosiło dwanaście kobiet z całej Polski, by każda z nas opowiedziała swoją historię. To opowieści o sile kobiet. O rozwoju, spełnieniu, sile marzeń i budowaniu pięknego życia. To prawdziwa i autentyczna książka. Kiedy przeczytasz historie innych kobiet, to wiesz, że nie jesteś sama ze swoimi problemami. Jestem z pokolenia, w którym pewnych rzeczy nigdy nie wynosiło się poza dom. Teraz to się zmienia i pozwala innym ludziom zrobić kolejny krok. Kiedy opowiedzą o tym głośno, przepracują na terapii, to wezmą byka za rogi, by się z tym uporać.

Korzenie na Jarach

– Kiedy pracowałam w Londynie, wiedziałam, że to nie jest moje miejsce – wspomina Monika Skora-Tuptanowska. – Moim miejscem jest Bydgoszcz. Po Londynie lubię spacerować, ale świetnie czuję się w swoim rodzinnym mieście i cieszy mnie, że ono pięknieje. Teraz mieszkam pod Bydgoszczą, ale uwielbiam odkrywać nowe zakątki Bydgoszczy. Lubię bydgoską historię, gwarę, chodzę na spotkania dotyczące historii miasta. Babcia przyjechała do Bydgoszczy z Kaszub. Rodzina zapuściła tu korzenie. To miejsce ma dobra aurę. Mieszkałam na Jarach, gdzie pradziadek od drugiej strony zbudował dom, niedaleko kanału. Uwielbiam oglądać stare fotografie, na których panie w pięknych sukniach i parasolkach spacerowały nad Kanałem Bydgoskim. Mam nadzieję, że zostanie on jak najlepiej zrewitalizowany. Z bratem, Kacprem dużo czytamy i wymieniamy się informacjami na temat kanału. Mamy nadzieję, że nad kanałem znowu zakwitnie życie, że wróci tam rodzinna atmosfera. Przecież ludzie potrzebują natury, książek, kontaktu w cztery oczy.

Myślę, że potrzebują też motocykli, to inny rodzaj odpoczynku, adrenaliny. A jeśli chodzi o plany na inne książki, to mam ich dużo – uśmiecha się autorka. – Kiedy już otworzyłam drzwi do tego świata, to chcę go dalej eksplorować.

Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje”!

Udostępnij: Facebook Twitter