Andrzej Matkowski (w górnym rzędzie, trzeci z lewej) ogląda zawody w Chabarovicach w Czechach / Fot. Archiwum prywatne
Odwiedza najlepsze stadiony żużlowe świata i tory zrobione na polu przez amatorów speedwaya. Ogląda ścigających się 12-latków i żużlowych weteranów. – Ten sport to skumulowana w kilkudziesięciu sekundach niesamowita bomba emocji i adrenaliny. Za to go uwielbiam – mówi Andrzej Matkowski. W tym roku pobił rekord – obejrzał 130 żużlowych zawodów.
– Rozpocząłem 20 stycznia w Jonsdorf w Niemczech, a moją ostatnią imprezą były zawody na miniżużlu na torze w Wawrowie. To było 9 listopada, taki niepodległościowy turniej dla dzieciaków – opowiada Andrzej Matkowski – żużlowy kibic z Bydgoszczy, teraz mieszkaniec Osielska.
Podliczył, że w tym roku obejrzał 130 zawodów żużlowych w pięciu krajach. – W ub. roku zaliczyłem 115 imprez i byłem przekonany, że to już maksimum, ale udało się zobaczyć jeszcze więcej. Sądzę, że teraz to naprawdę już nie dam rady pobić rekordu z 2024 roku – mówi Matkowski.
Średnio wychodzi więc, że żużel na żywo oglądał co 2.5 dnia. – Sezon trwa jednak od marca, kwietnia do października, więc naprawdę to trochę inaczej wygląda – podkreśla pasjonat żużla. Prowadzi dokładny spis wszystkich wyjazdów. 20 stycznia widział jako pierwsze zawody żużlowe na lodzie w Jonsdorf „Drift on Ice Rennen” – Taka bardziej zabawowa impreza. W opony żużlowych motocykli uczestnicy wkręcali śruby i ścigali się na lodzie. W lutym potem wypadł mi dwa razy icespeedway w Sanoku. Kulminacja nastąpiła w lipcu. W 31 dni zaliczył 26 zawodów. – Prawie wszystkie w regionie. Wokół Bydgoszczy mamy blisko Toruń. Na Motoarenie zaliczyłem najwięcej zawodów w tym roku – 24. Do Grudziądza z Osielska dojadę w 40 minut. To pomaga. Niedaleko jest też do Gniezna, Gdańska, Piły – dodaje Matkowski.
Po raz pierwszy obejrzał żużlowy mecz w Toruniu – To było 1982 w roku. Miałem 6 lat. Byliśmy u wujka na imieninach i ktoś rzucił hasło: To może pójdziemy na żużel. Apator jechał z Kolejarzem Opole. Niewiele widziałem. Staliśmy w trzecim rzędzie ludzi na koronie stadionu. Potem rozpoczęło się już regularne kibicowanie na Polonii – wspomina Andrzej Matkowski
Na żużlowe wyjazdy wybiera się z grupą znajomych – kilka, czasem nawet więcej osób. – Tworzymy zgraną paczkę. To także jedna z atrakcji wypadów na żużel. Dobrze jest spędzić czas w miłym towarzystwie. Przy okazji także zwiedzamy. W tym roku najdłuższy był wypad do Wielkiej Brytanii. Cztery dni i cztery meczże na czterech torach w Poole, Ipswich. Manchesterze i Middlesbrough. Za granicą byliśmy jeszcze w Niemczech, Czechach i raz na Słowacji, w Żarnovicy. Ten sport to skumulowana w kilkudziesięciu sekundach niesamowita bomba emocji i adrenaliny. Za to go uwielbiam – opowiada Matkowski.
Żałuje, że nie udały się dwie planowane wyprawy do Norwegii. – Jest taki piękny tor wśród skał położony w Kristiansand. W Norwegii mieli jakieś problemy z wodą i wprowadzono ograniczenie zużycia. Dlatego zawody zostały odwołane. W Finlandii natomiast bardzo podwyższono znacznie stawki ubezpieczeniowe. Organizatorów imprez żużlowych w tym kraju nie było stać na ich opłacenie. Szkoda, bo to ciekawe miejsce a nie wiadomo jak długo żużel tam przetrwa – mówi pasjonat speedwaya. Ogląda dwunastolatków walczących na miniżużlu i weteranów po 50-ce.
Najbardziej niezwykłe miejsce wśród tych 34 torów, na których był to Kostenice w Czechach. W tej wsi koło Pardubic mieszka 500 ludzi.
– Tor zbudowany dosłownie w polu przez niezwykłych zapaleńców żużla. Trochę przypomina ten nasz w podbydgoskich Strzelcach. Wszyscy staliśmy sobie wewnątrz toru, oglądając w październiku zawody nazywające się Rozlučkový Srandamač – mówi Matkowski. Rozlučkový Srandamač to po czesku po prostu „Pożegnalna zabawa”.