– Samorządy uległe rządzącym opływają w pieniądze, a te niepokorne – ledwo wiążą koniec z końcem, nie są w stanie wykonywać zadań, obniżają jakość usług publicznych. To bezpośrednie wpływanie na wynik wyborczy – mówi wieloletni prezydent Gliwic Zygmunt Frankiewicz.
Dlaczego rządząca większość jest od 2015 roku w permanentnym sporze z samorządowcami, szczególnie prezydentami dużych miast?
Zygmunt Frankiewicz, senator, prezes Związku Miast Polskich: – To kolizja systemowa. Obecnie rządzący mają wizję Polski jako państwa scentralizowanego, a samorząd jest emanacją państwa zdecentralizowanego. Nie da się tych dwóch wizji pogodzić. Wystarczy przeanalizować tworzenie prawa przez PiS – kolejne pomysły nakładają na samorządy ograniczenia i centralną kontrolę.
Od 2019 roku doszły do tego intensywne ograniczenia finansowe. Politycy PiS mówią wprost – nadszedł czas na wsparcie tych, którzy, w ich mniemaniu, do tej pory mieli być gorzej traktowani.
Co w tym złego?
– Samo założenie jest niezgodne z faktami. Przyjęło się uważać, że największe miasta w Polsce są najbogatsze. Nieprawda. Wystarczy przeliczyć dochód na jednego mieszkańca i okazuje się, że na czele tabeli w większości województw są gminy wiejskie, a nie stolice regionów czy miasta prezydenckie.
To nie są jednak zwyczajne gminy, tylko takie, które miały dużo szczęścia.
– Ważniejsze od szczęścia są sprawne rządy i różne czynniki, dzięki którym w tych samorządach dobrze się wiedzie. Położenie przy autostradzie, uzdrowisko, elektrownia albo inny duży zakład w pobliżu, „przyklejenie” do metropolii itp.
Przez 30 lat wolnej Polski nabraliśmy przekonania, że pozycja samorządów jest nie do ruszenia. Pan wciąż w to wierzy?
– Wierzę, że przy urnach wyborczych obronimy samorząd i odsuniemy PiS od władzy. Inaczej los samorządów jako takich może być zagrożony.
Potrafię sobie wyobrazić nawet ich likwidację. To nie jest zbyt pesymistyczny scenariusz?
– Zacznijmy od stwierdzenia faktu, że rządzący totalnie zmienili zasady finansowania samorządów, bez zmiany Konstytucji czy nawet ustawy. Jeśli zmniejszają podatki, to tylko te, z których mniejsze wpływy uszczuplają kasę samorządową.
Obniżki VAT-u, czyli podatku płynącego do kasy centralnej, nie uchwalili. W pierwszej wersji tzw. Polskiego Ładu w ogóle nie przewidzieli rekompensat dla samorządów. Zareagowali dopiero na wielki ruch sprzeciwu i zmasowaną akcję protestacyjną. Tylko jak zareagowali – w gminach wiejskich skompensują straty z nadmiarem, a w budżetach miast pozostaną ogromne luki. Drastycznie są obniżane dochody własne samorządów. Rząd stworzył antymotywacyjny system, w którym zamiast dochodów własnych, o których decydował samorząd, mamy pieniądze uznaniowo rozdzielane przez centralę. Taki model finansowania wspiera partyjniactwo i klientelizm. Samorządy uległe rządzącym opływają w pieniądze, a te niepokorne – ledwo wiążą koniec z końcem, nie są w stanie wykonywać swoich zadań, obniżają jakość usług publicznych. To bezpośrednie wpływanie na wynik wyborczy. Kto będzie chciał głosować na prezydentów miast, którzy sobie nie radzą z rządzeniem?
W perspektywie czasu nie wykluczam, że któryś z polityków PiS rzuci pomysł: „Po co nam samorządy, które nie spełniają swojej roli? Może zastosujmy model węgierski i obsadzajmy administrację terenową w stolicy Samorząd okazał się przereklamowany?”.