Doktor Robert Bujak, kardiolog z „Biziela”/ Fot. B. Witkowski/UMB
– Przed laty przyjechałem do zupełnie innego miasta, które po trzech dekadach bardzo się zmieniło – mówi o naszym mieście doktor Robert Bujak – kardiolog, fotograf i wędkarz
Roman Laudański: – „Fotograf (amator), wędkarz (zaawansowany?), kardiolog (profesjonalista, mam nadzieję ;)” – tak się pan doktor przedstawia w mediach społecznościowych.
Dr Robert Bujak: – Fotografuję od początku studiów. W czasach PRL-u dominował sprzęt radziecki. Moim pierwszym aparatem fotograficznym był kompakt Vilia, dopiero później udało mi się kupić lustrzankę Zenit. Smieną fotografował mój tata, z zawodu geodeta, który dokumentował na zdjęciach życie rodzinne. To nie były dobre aparaty. Obiecałem sobie, że nigdy więcej nie kupię radzieckiego aparatu fotograficznego, dlatego kilka lat później nabyłem przywiezionego ze Stanów Zjednoczonych Olympusa, którego mam do dzisiaj.
– Studiował pan doktor w Gdańsku, a liceum kończył w Radomiu?
– W tamtych czasach kandydatów na medycynę obowiązywała rejonizacja. Powinienem zdawać do Lublina, ale chciałem studiować gdzieś dalej. Na moją prośbę pozytywnie zareagowali rektorzy Akademii Medycznych ze Szczecina, Gdańska i Białegostoku. Wybrałem Gdańsk. Dlaczego medycyna? Między innymi dlatego, że moimi ulubionymi przedmiotami były biologia i chemia. Myślałem o oceanografii, ale ostatecznie wybrałem medycynę.
– A kardiologia?
– Już na studiach chciałem być kardiologiem. Specjalizacja nie jest łatwa, pacjenci ciężko chorują, choć w ostatnich latach postęp w leczeniu schorzeń kardiologicznych jest bardzo duży. W bydgoskim szpitalu kiedyś XXX-lecia PRL, dziś Szpitalu Uniwersyteckim Nr 2 im. dr. Jana Biziela pracuję od ponad 30 lat. Moim pierwszym szefem był profesor Bogdan Romański.
– Dokumentował pan doktor życie studenckie?
– Minęło kilkadziesiąt lat od skończenia studiów i do dziś z przyjemnością oglądamy te zdjęcia! (uśmiech). W akademiku miałem ciemnię, gdzie wywoływałem czarno – białe zdjęcia. Mocno niedoskonałe w porównaniu z dzisiejszą techniką. Ale mają dla mnie wielką wartość sentymentalną.
– Może dzisiejsze, cyfrowe zdjęcia są zbyt doskonałe?
– Rzeczywiście, znacznie łatwiej jest dziś robić zdjęcia i ich jakość jest nieporównywalna z tamtymi. Komórki, niestety zabijają fotografię zawodową. To cena postępu. Zawodowych fotoreporterów dziś już chyba nie zatrudnia się na etatach w żadnych gazetach.

Fot. Robert Bujak. Zdjęcie z zawodów lekkoatletycznych w Bydgoszczy, wyróżnione na największym konkursie fotograficznym na świecie CEWE Photo Award „Our world is beautiful”
– Sport to jeden z tematów fotografowanych przez pana doktora. Wymienię jeszcze inne: wędkarstwo, przyroda, miasto Bydgoszcz, dzieci i jazz. Gratuluję zdjęcia wyróżnionego na największym konkursie fotograficznym na świecie CEWE Photo Award „Our world is beautiful”. Spośród około 4 milionów zdjęć przysłanych w czasie trwania konkursu organizatorzy wybrali 152 fotografie i zakwalifikowali je na wystawę w Linzu (Austria).
– Cieszę się, bo na ten konkurs wpływa mnóstwo zdjęć. Na wystawie były oczywiście zdjęcia znacznie lepsze od mojego. Ale jestem zadowolony, że kuratorzy wystawy docenili też moje.
– Uchwycił pan chwilę radości młodych lekkoatletek na bydgoskim stadionie.
– To było zdjęcie z pojedynczego „strzału”. Udało mi się zrobić kilka zdjęć sportowych, z których jestem zadowolony, były nawet nagradzane. Robię zdjęcia jako amator, nie wchodzę zawodowcom przed obiektyw, bo to ich praca. Zdjęć nie sprzedaję i nie przekazuję za darmo, np. gazetom, bo psuje to rynek zawodowcom. Fotografuję przede wszystkim lekkoatletykę.
– To ulubione dyscypliny pana doktora?
– Zdecydowanie tak. Lubię też tenis stołowy, kiedyś z przyjemnością grałem i chciałbym także robić zdjęcia tej dyscypliny. Próbowałem wcześniej fotografować żużel, ale dla mnie jest zbyt monotonny. W lekkoatletyce mieści się dużo dyscyplin, co daje przeróżne możliwości uchwycenia ciekawej chwili.
– Zdjęcia robi pan wyłącznie dla siebie?
– Mój poprzedni szef, profesor Władysław Sinkiewicz poprosił, żeby na ścianach w klinice nie wieszać kolejnych reprodukcji obrazów znanych malarzy, tylko zdjęcia wykonane przez pracowników. Udostępniłem moje zdjęcia i teraz na ścianach kliniki wisi ich tam kilkadziesiąt. Nasi pacjenci spacerują po korytarzach i z tego co widzę, chętnie je oglądają. Przede wszystkim fotki z Bydgoszczy, z którą jestem związany od kilkudziesięciu lat.
Nie zrobiłem może tak wielu dobrych zdjęć, jak doktor Zosia Ruprecht, moja koleżanka, która ajfonem pięknie portretuje miasto. Ale próbuję rywalizować z najlepszymi.

– Teraz o wędkarstwie. Dużo zdjęć powstaje podczas wyjazdów na ryby.
– To moja druga pasja i nie wiem, która większa. Wędkarska jest chyba jednak bardziej zwariowana niż fotograficzna, bo na ryby potrafimy pojechać w bardzo egzotyczne miejsca, jak Patagonia, Kanada czy Oman.
– Macie swoje „kółko wędkarskie”?
– Bardzo sympatyzuję z „Bayan Goł”, Klubem Wędkujących Globtroterów jeżdżących po całym świecie (byłem z nimi w Patagonii). Teoretycznie nasz kraj jest duży, ale ci, którzy pasjonują się wąskimi działkami, znają się. Jestem w grupie miłośników wędkarstwa, także egzotycznego. Łowimy pstrągi, lipienie, łososie, tuńczyki i GT. Rafał „Słowik” Słowikowski jest szefem „Bayan Goł” i kilka razy do roku organizuje najróżniejsze wyprawy np. w tym roku byli z grupą na Falklandach i w Patagonii, w zeszłym roku m.in. w Mongolii. „Słowik” to świetny wędkarz i fotograf. Uważam, że powinien wydać książkę o swoich wyprawach, na pewno byłaby bestsellerem.
– Na rybach ważniejsze jest branie czy fotografia?
– Jedno i drugie. Aparaty zawsze zabieram ze sobą w podróż. Problem robi się wtedy, kiedy np. podczas dwutygodniowego wyjazdu łowiliśmy w Oceanie Indyjskim stojąc po pas w wodzie. Czasami fale nas przelewały. Zabieranie kosztownych lustrzanek w takie warunki jest bardzo ryzykowne. Nawet komórkę udało mi się zamoczyć.
Dziś fotografia się spauperyzowała. Więcej ludzi robi zdjęcia, a to znaczy, że więcej jest dobrych zdjęć, tylko ludzie już ich tak chętnie nie oglądają. Odbitek na papierze praktycznie się nie wykonuje. Zdjęcia oglądane są głównie w komputerze lub komórce. Prawie wszyscy tak robimy.
– Czym jest fotografia? Naszym śladem w przemijaniu?
– Widzę to po sobie i najbliższych. Fotografuję dwie piękne wnuczki. Widzę, jak one rosną, jak mija czas. Moja ośmioletnia wnuczka Iga z zaskoczeniem ogląda swoje zdjęcia sprzed pięciu lat. Robię dużo zdjęć, żeby uchwycić właściwy moment. Dzieci bardzo szybko się zmieniają, więc warto je często fotografować.
– Kiedy powstanie album z pańskimi zdjęciami?
– Zrobiłem kiedyś prywatny album ze swoimi najlepszymi zdjęciami. Teraz dostałem album z tym jednym moim, wyróżnionym zdjęciem, z konkursu, o którym rozmawialiśmy. Zosia Ruprecht miała pomysł na albumy, w których Bydgoszcz jest tematem przewodnim. Ja lubię różne style i rodzaje fotografowania. Głównie sport, „street photo”, krajobrazy, fotografię makro, czyli m.in. zdjęcia owadów i roślin w powiększeniu. Bardzo chętnie robię zdjęcia ptakom. W naszym ogrodzie sfotografowaliśmy z żoną już ponad 30 gatunków. W maju, w okresie lęgowym, zaczyna się bardzo dobry okres na ich fotografowanie. Zdarza mi się też robić fotografie księżyca, Perseidów oraz zorzy polarnej, którą coraz częściej można w Polsce zobaczyć.
A co do albumu… chyba jednak robię zbyt różnorodne zdjęcia. Gdybym miał ciekawy, duży zbiór zdjęć sportowych, to może kiedyś nadawałyby się na stworzenie albumu? Jeszcze nie mam. Zaznaczam, że mam dystans do tego, co robię. Widzę, jak pracują zawodowcy, np. sportowa fotografka Ola Szmigiel, chyba najlepsza fotografka sportowa w Polsce. To tacy jak Ola robią niesamowite zdjęcia.

Młyny Rothera. Fot. Robert Bujak
– To może pokaże pan doktor swoje zdjęcia np. w Młynach Rothera?
– Może kiedyś… Z Młynami Rothera związane jest jedno z moich ulubionych zdjęć. Podczas remontu cały obiekt był ogrodzony, ale w jednym miejscu była luźna deska, po odsunięciu której ukazał się widok wnętrza młynów. Na zdjęciu, w stojącej wodzie ciekawie odbijały się ceglane mury budynku. Unikalne zdjęcie, po remoncie tego widoku już nie ma.
– Zapytam o wędkarstwo. Jakiego największego wodnego „potwora” pan doktor złowił?
– Wędkarze tak tego nie klasyfikują. Wszystko zależy od gatunku. Np. lipień długości 50 centymetrów jest okazem. Jak ktoś złowi lipienia 55 cm, to szacunek. 70-, 80-centymetrowy pstrąg to wybitny okaz. Na Malediwach łowiliśmy GT (Giant Trevally – Wielki Trewal), to jedna z najsilniejszych ryb na świecie. Łowiliśmy też tuńczyki. Wspólnie wyholowaliśmy tuńczyka ważącego ponad 40 kilogramów. Holuje się go bardzo długo 30-40 minut. Kiedy rekiny wyczują, że holowany tuńczyk zachowuje się nienaturalnie, potrafią go zaatakować nim zostanie wydobyty na pokład. W zeszłym roku, w Omanie złowiliśmy z łodzi tuńczyka, który miał około 90 kilogramów. Osobiście najbardziej lubię łowić z przyjaciółmi lipienie i pstrągi w rzekach lub łososie w Bałtyku.
– Wędkarstwo to emocje. A co robicie z rybami?!
– Zdecydowaną większość ryb wypuszczamy, zabieramy tylko w specyficznych warunkach. Np. na Malediwach prawie wszystkie ryby złowione przez nas wypuszczaliśmy, ale tuńczyki oddawaliśmy naszym przewodnikom, którzy prowadzili restaurację. Podobnie robiliśmy w ubiegłym roku w Omanie.
Wędkarz ma szanse wypuszczenia złowionej ryby. Można też stosować haki bezzadziorowe. Nie twierdzę, że nie robimy krzywdy rybom, ale zdecydowana ich większość jest uwalniana. To przewaga wędkarstwa nad myślistwem.
– Jeszcze inne wędkarskie marzenia?
– Nie pojadę już do wszystkich miejsc, w których chciałbym łowić ryby. Na pewno chciałbym jeździć więcej, a na to potrzeba wolnego czasu. Wyprawy egzotyczne zdarzają mi się najczęściej raz w roku. Decyduje czas i pieniądze. Bardzo chętnie pojechałbym jeszcze raz do Kanady. Przepięknym miejscem, praktycznie bez ludzi jest Ziemia Ognista w Patagonii. Są tam wspaniałe krajobrazy, piękne ryby. Jeszcze raz odwiedziłbym także Malediwy, najchętniej jakąś małą wyspę. W takie miejsca wybieramy się razem z żoną, która oprócz wypoczynku pływa i ogląda podwodny świat, a ja łowię ryby.
– A w Polsce?
– Tu także są urocze miejsca. Niedługo jadę do przyjaciół na Dunajec, na pstrągi. Jedną z najpiękniejszych rzek jest San, nad którym co najmniej dziesięć razy spędziłem wakacje. Łowię też na Brdzie i na Wdzie.
– W mediach społecznościowych u pana doktora jest dużo zdjęć miasta.
– Myśli pan o tzw. street photo? Taka fotografia czasem bywa dyskusyjna. Większość ludzi nie chce być fotografowana. Dlatego bardzo lubię fotografię sportową. Podczas zawodów na stadionie wolno robić zdjęcia, bo to przestrzeń publiczna. Biorący udział w zawodach muszą wyrazić zgodę, żeby ich portretować. To ułatwia pracę fotoreporterom. Na ulicy zdjęcia robi się zdecydowanie trudniej, może łatwiej komórką? Kiedy ktoś wychodzi robić zdjęcia z dużym aparatem, to większość osób czuje się nieswojo.
– A jazz?
– Lubię jazz, podczas wielu koncertów robiłem zdjęcia jazzmanom. Niektóre są już historyczne, zmarł Jan „Ptaszyn” Wróblewski, Tomasz Stańko. Mam wiele ich zdjęć koncertowych. W planach mam kolejne koncerty muzyczne, nie tylko jazzowe.
– Jak postrzega pan doktor Bydgoszcz?
– Przed laty przyjechałem do zupełnie innego miasta, które po trzech dekadach bardzo się zmieniło. Brda, Wyspa Młyńska są wizytówkami Bydgoszczy. Można tam zabierać znajomych i chwalić się miastem. Brda stała się naprawdę czystą rzeką. Przy jazie farnym powstaje przepławka z prawdziwego zdarzenia dla ryb łososiowatych. To świetny pomysł. Można tam zamontować liczniki wchodzących ryb, wstawić kamerę.

Fot. Robert Bujak
– Mamy w Brdzie łososie?
– Łososia, królewskiego Kinga widziałem w czasie tarła w Patagonii. To były ryby metrowe i większe. A jeśli chodzi o nasze rzeki, to od kilku lat trwa reintrodukcja łososia do polskich rzek. Wpuszczane są m.in. do Wisły, na kilka lat płyną do Bałtyku i jako duże ryby wracają na tarło tam, gdzie zostały wpuszczone. Jeśli przepławka w Bydgoszczy będzie sprawna, to jest szansa, że łososie będą wchodziły na tarło aż do zapory wodnej w Smukale. Mam nadzieję, że dzięki przepławce migrujące łososie i trocie niedługo będzie można spotkać w Opławcu. Wcześniej wchodziły pojedynczo, a teraz jest szansa, że będzie się to działo powszechnie. Już nawet nie mam chęci ich złowienia. Chciałbym po prostu takie wspaniałe zjawisko zobaczyć.
Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje”!