Turyści przyjeżdżają do Bydgoszczy, a na koniec opada im szczęka – mówi Katarzyna Kociniewska

Katarzyna Kociniewska Fot. OH PHOTO Ewelina Szindler

– Bydgoszcz jest cudowna i ciągle jeszcze niedoceniona, chociaż w ostatnich latach bardzo zyskuje na popularności – mówi Katarzyna Kociniewska, przewodniczka po Bydgoszczy należąca do Bydgoskiej Lokalnej organizacji Turystycznej ByLOT i Regionalnego Oddziału PTTK „Szlak Brdy”.

Roman Laudański: – W tym roku do Bydgoszczy przyjedzie milionowy turysta?

Katarzyna Kociniewska: – To prognoza jeszcze z zimy ubiegłego roku. Bydgoszcz cały czas ma tendencję wzrostową. Wynika to z obserwacji ruchu turystycznego w regionie. Zawsze mówiło się, że Toruń jest turystycznym miastem i każdy Toruniowi zazdrościł, ale teraz co roku gwałtownie przybywa turystów w Bydgoszczy. Na podstawie obserwacji obecnego sezonu turystycznego można powiedzieć, że to się sprawdza. 

– Jak to się ma do liczby turystów odwiedzających Toruń?

– Tam jest więcej turystów, Toruń ma stałą, nie tak gwałtowną jak Bydgoszcz tendencję. W ubiegłym roku w ByLOT wyszkoliliśmy kolejną grupę przewodników. Przyszło do nas trzech doświadczonych przewodników toruńskich. Żartowaliśmy, że może trochę pozazdrościli nam bydgoskiego rynku, że chcą u nas rozszerzyć zakres usług przewodnickich. Prowadzą wycieczki po Bydgoszczy.

– Co takiego wydarzyło się w Bydgoszczy, że staliśmy się tak atrakcyjnym miastem?

– To kumulacja różnych działań. Mamy tu wielu społeczników i ludzi zaangażowanych w promocję miasta. Mamy bardzo dużo ciekawych miejsc, ale to ludzie nakręcają aktywność i promują miasto. Bez zaangażowania i charyzmy społeczników ludzie spoza Bydgoszczy nie dowiedzieliby się o mieście. To przewodnicy, muzealnicy, propagujące wiedzę o mieście ludzie z Bydgoskiego Centrum Informacji, pracownicy Młynów Rothera, organizatorzy najróżniejszych wydarzeń, osoby pozyskujące pieniądze z Bydgoskiego Budżetu Obywatelskiego, autorzy książek o Bydgoszczy. Np. Tomasz Izajasz działający prężnie nad Kanałem Bydgoskim. To jest promocja oddolna, nakręcająca turystyczną ciekawość, że warto coś zobaczyć, bywać na tematycznych wycieczkach. Kreacja wydarzeń przyciąga innych. Za ludźmi stoją inwestycje. Co roku w Bydgoszczy powstaje coś nowego. Czy to nowe rzeźby, rewitalizacje, obiekty, odnowione kamienice i skwery. Także nowe atrakcje i nowe wystawy. Kiedy słyszę ludzi mówiących, że w Bydgoszczy nic się nie dzieje, to odnoszę wrażenie, że te osoby nie bywają, nie interesują się. Co roku przybywa w Bydgoszczy atrakcji, o których chcemy opowiadać.

Katarzyna Kociniewska Fot. OH PHOTO Ewelina Szindler

– To wycieczki po Śródmieściu, konkretnych ulicach, tematyczne? Urzekł mnie temat jednego z pani spacerów: „Dworcowa – historia jednej ulicy”.

– Dla przyjezdnego turysty standardowo proponujemy najatrakcyjniejsze części miasta – Stare Miasto z Wyspą Młyńską, Śródmieście od placu Teatralnego do Łuczniczki. Wszyscy przewodnicy z nich korzystają, ale każdy opowie coś innego. Mamy też inicjatywę: „Zostań turystą w swoim mieście”, i tu wielu bydgoszczan chce poznawać swoje miasto. Nie można im proponować ciągle tych samych podstawowych tras, bo niektórzy wiedzą już więcej niż przewodnik. Jest moda na wycieczki tematyczne. Każdy z przewodników proponuje inne, ponieważ mamy różne zainteresowania i specjalizacje.

Pomysł opowiedzenia o Dworcowej powstał na zlecenie Filipa Krauze – inicjatora projektu „Zostań Turystą w swoim mieście” realizowanego z Bydgoskiego Budżetu Obywatelskiego. Podobne wycieczki po konkretnych ulicach realizowałam też z Maciejem Bakalarczykiem, menedżerem Starego Miasta i Śródmieścia, który organizuje kolejne święta ulic. Były święta Magdzińskiego, Batorego, Rybiego Rynku, Długiej czy Gimnazjalnej. W większość imprez byłam zaangażowana jako przewodnik. W sierpniu przez dwie godziny oprowadzałam wycieczkę po ulicy Pod Blankami, która ma tylko 440 metrów. Nagromadzenie ciekawych tematów występuje prawie na każdej ulicy.

Z ByLOT organizujemy corocznie wycieczki pod hasłem „Za dwie dyszki bez zadyszki”, gdzie przewodnicy mają autorskie spacery np. o secesji, muralach, nieistniejących kinach, kolei, utraconych zabytkach, muzycznej Bydgoszczy, Starym Kanale Bydgoskim, przyrodzie, ogrodzie botanicznym, ważnych bydgoszczanach, flisakach i szyprach, kościołach i wielu innych tematach. Mamy też uprawnienia i oprowadzamy po obiektach zamkniętych: np. Exploseum czy wystawy w Młynach Rothera.

– Każda ulica niesie z sobą ciekawe historie?

– Szukamy ciekawostek w Archiwum Państwowym, w bibliotekach. Coraz więcej wiadomo o Generalnej Dyrekcji Pruskich Kolei Wschodnich przy ul. Dworcowej, ale o kamienicach, w których kiedyś mieściły się hotele już mniej. Mogłabym zrobić wycieczkę szlakiem nieistniejących hoteli przy ul. Dworcowej. Zainspirowała mnie ostatnio książka właściciela „Hotelu Centralnego” przy dworcu, pana Miłosza Heliasza. Obiekt od lat jest zamknięty, przez okna widać, że czas się w nim zatrzymał, ale właściciel nadal w nim mieszka. Przy Dworcowej mieściły się także nieistniejące już zakłady, jak np. drukarnia, do której zapewne starsi dziennikarze mają sentyment. Ponadto były tam fabryki rowerów starszych niż te z „Rometu”. Produkowano tam m.in. rowery „Tornedo”, także inne. Na nich wygrywano międzynarodowe zawody. Przy dworcu była też ogromna fabryka cygar „Adama”.

– Mieszkańcy są ciekawi historii miasta?

– Zbieram archiwalne zdjęcia Bydgoszczy. Powiększone i zafoliowane wykorzystuję podczas oprowadzania wycieczek. Do każdej wycieczki wybieram tematycznie zdjęcia, by pokazać, jak dana część miasta wyglądała np. w XIX wieku. Mam wiernych turystów przychodzących prawie na każdą moją wycieczkę. Koledzy przewodnicy mają również swoich wiernych fanów. Ludzie lubią styl, sposób opowiadania konkretnych przewodników, szukają kolejnych terminów wycieczek, a na listach powtarzają się te same nazwiska. To miłe, jedni zachęcają drugich.

– Wychodzicie także poza Śródmieście.

– Oczywiście. Pojawiła się moda na osiedla. Zapoczątkował ją Piotr Weckwerth, który dużo zrobił przy promocji kolejnych osiedli. Tłumy ludzi przychodziły na darmowe wydarzenia dofinansowane z różnych projektów. Chyba już po raz czwarty z Filipem Krauze robimy Bydgoszcz do odkrycia, „Zostań turystą we własnym mieście” sfinansowany z BBO. Na moją wycieczkę po Dworcowej przyszło 120 osób! Ciężko ustawić taką grupę, by każdy słyszał przewodnika, a o pokazywanie zdjęć muszę prosić najwyższego pana.

– Jak to się stało, że pani, tak wiele podróżująca dużo po świecie została przewodnikiem?

– Nie zrezygnowałam z poznawania świata. Raz do roku nadal biorę udział w wyprawie rowerowej. Najpierw lecimy samolotem, na miejscu skręcamy rowery i jedziemy np. tysiąc kilometrów wokół danego kraju czy dwóch. Ostatnio przejechaliśmy tysiąc kilometrów po Azerbejdżanie. Przez pustynie, góry Kaukazu, tuż przy strefie militarnej, gdzie biją się o Karabach. Sama lubię niekomercyjne wycieczki po świecie. Nie chcę, by ktoś mnie oprowadzał, wolę sama przygotować się do zwiedzania i po swojemu poznawać świat. Czasem trafiamy na niesamowitych gospodarzy, którzy goszczą nas w swoich domach. Dziwią się, co robimy poza miejscami turystycznymi, tysiąc kilometrów od Baku, bo do nich turyści nie trafiają.

Przygody dają radość ze zwiedzania. Dzielimy się na turystów i podróżników. Podróżnikom zdarza się więcej przygód, a turyści mają zaplanowany pobyt. Jedna i druga forma spędzania czasu jest jak najbardziej potrzebna.

– Najciekawsza podróż?

– Przed laty przez Indie. Pojechałam tam na wolontariat z koleżanką – dziennikarką jako pracowniczka Radia Gra. Pracowałyśmy w szkole dla dzieci pozakastowych, nie było lekko. Szkole, w której uczyło się kilka tysięcy osób pomagali ludzie z całego świata. Później intensywnie zwiedzałyśmy Indie. Przygoda życia. Po takich doświadczeniach docenia się to, co ma się w Polsce. Niedawno zwiedzałam na rowerach Rumunię. Przez kilka dni byliśmy poza cywilizacją na wysokości 2,3 tys. metrów. Woda tylko z potoku lub ze śniegu, którego nasypało na dwa metry. W końcówce maja temperatura minus pięć. Przeżyliśmy cztery dni niesamowitej przygody. Po czymś takim docenia się ciepłe łóżko w kraju.

Dużo podróżuję po Polsce i za granicę. Ostatnio to nawet 8 krajów w roku i chyba wszędzie się już odnajdę nawet w spartańskich warunkach.

– Jak u pani zaczęła się przygoda z oprowadzaniem turystów i mieszkańców po Bydgoszczy?

– Przewodnikiem zostałam z przypadku po kursie organizowanym przez ByLOT. Nie spodziewałam się,  że po zdaniu egzaminów od razu zacznę pracować i że da mi to taką satysfakcję. Jestem geografem, więc interesuje mnie to co jest wokół mnie, lubię dzielić się wiedzą i jestem gadułą, lubię też kontakt z ludźmi, więc to wszystko sprawiło, że świetnie się w tej roli odnalazłam.

– Urodziłam się w Bydgoszczy, ale pochodzę z Zakola Dolnej Wisły z gminy Dąbrowa Chełmińska. Dziadek był starofordoniakiem, poznał babcię z drugiej strony Wisły, gdzie zamieszkali. Uczyłam się w nieistniejącym już dziś XVI LO w Starym Fordonie. Przyznam się, że wtedy nie znałam jeszcze Bydgoszczy. Dla dziewczynki ze wsi liczącej 300 osób, bez sklepu wyprawa do dużego miasta była wydarzeniem, dziś się z tego śmieję. Później Bydgoszcz zaczęła mi się coraz bardziej podobać. Przez wszystkie lata studiów i doktoratu mieszkałam w 27 miejscach w Bydgoszczy, co skrzętnie policzył tata. To była okazja do poznania bydgoskich osiedli. Teraz mieszkam w Śródmieściu i to jest moje miejsce. Stąd mam blisko do turystów i najważniejszych wycieczek. W tym miejscu skumulowała się historia miasta, Stare Miasto i Wyspa Młyńska są na wyciągnięcie ręki, a Londynek z industrialnym charakterem i swoją historią pozytywnie zaskakuje. Mieszkając w Śródmieściu nie potrzebujesz samochodu, bo wszędzie jest blisko. Na kawę, na koncert idziesz pieszo.

Uczestnicy wycieczki Pod Blankami Fot. nadesłane

– Idea miasta piętnastominutowego.

– Jak najbardziej. Sprawdza się również hasło: miasto – ogród. Są tu piękne parki. Wszystko w zasięgu ręki. Przedszkola, przychodnie.

– Bydgoszcz to fajne miasto?

– Jest cudowna i ciągle jeszcze niedoceniona, chociaż w ostatnich latach bardzo zyskuje na popularności dzięki mediom turystycznym przygotowującym najróżniejsze rankingi, konkursy, w których zajmujemy wysokie miejsca. Czasem pojawiają się u nas turyści z przypadku i po zwiedzaniu widzę u nich efekt „wow”! W Toruniu niezmiennie króluje: gotyk na dotyk, piernik i Kopernik. Turyści przyjeżdżający do Bydgoszczy nie mają takich oczekiwań. Coś wiedzą o wodzie, architekturze miasta, ale nie spodziewają się tego, co im pokazujemy. No i na koniec opada im szczęka. Nie spotkałam się jeszcze z opinią, by po wycieczce ktoś powiedział: nie podobało mi się, jestem zawiedziony, zawiedziona. Ludzie mówią rzeczy, których my, mieszkańcy nie zauważamy, np. że Bydgoszcz jest czysta, uporządkowana i zorganizowana. My narzekamy na betonozę, a turyści widzą zieleń i kwietniki. Ludzie z zewnątrz porównują nas z innymi miastami i chwalą. Mamy się w Bydgoszczy czym chwalić, to jest fajne miasto.

– I będzie pani dalej przewodnikiem?

– Oczywiście! Do końca życia i jeden dzień dłużej! (śmiech)

Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje”!

Udostępnij: Facebook Twitter