Prezydent Bydgoszczy, Rafał Bruski i skarbnik miasta, Piotr Tomaszewski przedstawili radnym założenia budżetu na rok 2023. – Mamy budżet przetrwania – mówił prezydent.
Co w projekcie budżecie na rok 2023, którego założenia omawiano w trakcie tzw. pierwszego czytania na środowej sesji rady miasta jest najważniejsze? Znacznie więcej kosztów, mniej inwestycji i oszczędności w wielu dziedzinach życia.
Jakie są przyczyny? Wymieniali je prezydent Bruski i skarbnik Tomaszewski także w trakcie konferencji prasowej sprzed kilku dni: odbieranie dochodów samorządom przez rząd i jednoczesny wzrost wydatków, narzucanie nowych zadań, szalejąca inflacja, drożyzna, ogromny skok stóp procentowych.
– Mamy budżet przetrwania. Od razu uprzedzam, co może się stać za rok. Wtedy może to już być budżet agonii – mówił do radnych prezydent Bydgoszczy. Przypominamy: 2,38 mld zł to planowane dochody miasta w 2023 roku. Wydatki są większe – 2,74 mld zł.
– Bilans otwarcia tego budżetu to wzrost kosztów związanych z hiperinflacją, wzrost stóp procentowych, kosztów energii i ciepła, edukacji, płacy minimalnej, kosztów komunikacji i pracy. Bydgoszcz zachowa w 2023 roku zdolność płatniczą i zdolność do minimalnego rozwoju – tłumaczył radnym skarbnik miasta.
W trakcie prezentacji Bruski pokazał znany już wykres ukazujący spadek nadwyżki operacyjnej Bydgoszczy, która w 2023 roku wyniesie zaledwie 8 milionów złotych. W 2019 roku były to 292 miliony złotych. Dzieliła te kwoty czarna kreska. – Miasto wydaje środki z nadwyżki operacyjnej na inwestycje. Czarna kreska oznacza wprowadzenie Polskiego Ładu. Udało się nam w Bydgoszczy zbudować olbrzymie środki na inwestycje, 292 milionów w 2019 roku. Potem nastąpił krach – mówi prezydent Bydgoszczy.
Ważną kwestią jest sprawa wzrostu kosztów energii. Miasto musiało już, zobligowane do tego przez rząd, do wprowadzenia 10-procentowych oszczędności – Czujecie państwo, że i w tej sali jest chłodniej – podkreślał skarbnik.
– Na ten moment nie mamy zabezpieczonych dostaw energii na przyszły rok. Oferta w pierwszym przetargu była 500 procent wyższa niż do tej pory. W drugim przetargu nikt się nie zgłosił. W trzecim, w trybie wolnej ręki, poprosiliśmy Eneę, ale ta spółka państwowa odmówiła. W kolejny to samo zrobiła spółka PGE. Oczywiście miasto nie pozostanie bez prądu. Dostawy będą realizowane w trybie dostaw rezerwowych, ale to będzie kosztowało 500 tys. złotych więcej – przedstawiał prezydent Bydgoszczy, który zaprezentował także wykres wskazujący, że obecnie marże producentów energii są wyższe aż o 2370 procent. – To nie wszystko. Jeśli chodzi o ceny gazu, mamy ofertę wyższą o 250 proc. dla odbiorców w obszarze chronionym i 950 proc. w pozostałych – dodał Bruski.
Prezydent przedstawił także, ile miasto straciło z tytułu zwrotu podatku PIT, po zmianach wprowadzonych przez Polski Ład: to 114 mln złotych w tym roku, a przyszłym ma być mniej o 209 mln złotych. – Dochody z PIT przekazywane Bydgoszczy i jej mieszkańcom spadają. Za to dochody podatkowe państwa rosną, Rząd więcej od Polaków bierze, a nie chce się dzielić z Polakami i samorządami. Na inflacji zarabia tylko państwo i rząd. Tracą samorządy. Czy bydgoszczanie są dla rządu obywatelami gorszej kategorii? – dopytywał się prezydent Bydgoszczy.
Radni dyskutują o budżecie
– To budżet w którym jest mnóstwo nienawiści rządu do samorządu. Rząd PiS wykorzystuje nas, samorządowców , jako żywą tarczę. Zmusza nas do oszczędności w ogrzewaniu, w oświetleniu – rozpoczął dyskusję przewodniczący klubu radnych Koalicji Obywatelskiej, Jakub Mikołajczak.
Natomiast dla opozycyjnego szefa klubu radnych PiS, Jarosława Wenderlicha jest to „budżet drenowania portfeli bydgoszczan przez Platformę Obywatelską, podwyższania opłat dla mieszkańców”. Cytował list wiceministra finansów, Sebastiana Skuzy do prezydenta Bydgoszczy, który pisał w nim m.in. o „korzystnych rozwiązaniach dla samorządów, dodatkowych dochodach z PIT przekazywanych w formie subwencji”. Tę kwestię przedstawiali wcześniej Bruski z Tomaszewskim. Po wpływie subwencji z „dodatkowych dochodów z PIT” miasto straciło 209 mln złotych. – A rady w postaci podwyższania opłat to jedyne rady, jakie dostajemy od rządu – mówił skarbnik.
Radna Grażyna Szabelska (PiS) broniła władzy państwowej – W oszczerczej krytyce nie uwzględniacie kryzysów, w jakich obecnie żyjemy.
– Liczby nie kłamią w przeciwieństwie do propagandystów, których tu słyszymy. Czy wszyscy samorządowcy w Polsce, którzy się skarżą na działania rządu kłamią? Najsmutniejsze, że traktujecie mieszkańców jak idiotów. Czy nie macie wstydu zarzucając samorządowi drenowanie kieszeni mieszkańców przy inflacji, jaka obecnie szaleje – protestowała radna Elżbieta Rusielewicz (KO).