Marta Pawłowska / Fot. B. Witkowski / UMB
– Lubię Bydgoszcz za odważnych ludzi, którzy zostali tu pomimo powszechnego narzekania, że w Bydgoszcz niczego nie da się zrobić. Za architekturę, zmiany w mieście. Za historię, którą powoli zaczynamy wydobywać i z niej korzystać – mówi fotografka, Marta Pawłowska.
W „Bromberg Kaffee” przy ul. Gdańskiej 16 można obejrzeć wystawę zdjęć pt. Alchemicy. To portrety ludzi, którzy zmieniają Bydgoszcz. Ich autorką jest Marta Pawłowska. W czwartek 19 stycznia o godz. 18.00 w „Bromberg Kaffee” odbędzie się spotkanie autorskie.
Rozmowa z Martą Pawłowską
Roman Laudański: – Skąd pasja fotograficzna?
Marta Pawłowska: – Jako dziecko wzięłam do ręki aparat fotograficzny taty. Hobbystycznie robił zdjęcia i modne wówczas slajdy. W ubiegłym roku chcieliśmy powiesić na meblościance prześcieradło i wyświetlić slajdy sprzed lat. Kiedy byłam trochę starsza, aparat mnie wezwał i zaczęłam robić zdjęcia. Interesuje mnie fotografia wizerunkowa, dbam o wizerunek w sieci, w książkach i w promowaniu twórców, artystów czy przedsiębiorców. Kto potrzebuje dobrych zdjęć – zgłasza się do mnie.
– Czy w czasach, w których komórkami” robimy tysiące zdjęć jest jeszcze miejsce na fotografię artystyczną ?
– Ten zawód ma sens. Fotografowie tacy jak ja mogą uczyć tych, którzy robią zdjęcia telefonem. Ciągle zgłaszają się nowe osoby zainteresowane polepszeniem swojego warsztatu, chcą robić coraz lepsze zdjęcia. A część osób potrzebujący dobrych zdjęć wizerunkowych.
Alchemik to ktoś, kto próbował stworzyć złoto. Wystawa pani prac nosi tytuł „Alchemicy”.
– Część z tych osób spotykam na kawie w „Bromberg Kaffee”. Osoby ze zdjęć, jak alchemicy przed wiekami, także przemieniają swoje otoczenie, firmy, pasje na „złoto”. W fantastyczny sposób układają sobie życie w Bydgoszczy. Jedni nie wyjeżdżają z naszego miasta, a inni, zauroczeni nim przeprowadzają się do nas z całej Polski. Także z Warszawy.
Lubi pani Bydgoszcz?
– Tu się urodziłam, jestem lokalną patriotką.
Bydgoszcz ma w sobie to coś?
– Oczywiście! Zrozumiałam to w Poznaniu wysiadając z tramwaju podczas egzaminów wstępnych na wyższą uczelnię. Zauważyłam plakat z wielkimi kręgami. Przyciągnął moją uwagę.
Kręgi jakby znajome?
– Plakat mówił o planowanej rewitalizacji Wyspy Młyńskiej. Pomyślałam sobie wtedy: w Bydgoszczy zaczyna się coś dziać! To był pierwszy moment, kiedy poczułam, że Bydgoszcz będzie się rozwijać. Na studiach spotykałam ludzi z innych miast, także obcokrajowców, którzy na hasło: „pochodzę z Bydgoszczy” reagowali: „jakie to jest piękne miasto! Byłem, chcę tam jeszcze wrócić”. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że mieszkamy nie dość, że w pięknym, rozwijającym się mieście, w którym warto żyć.
Za co lubi pani Bydgoszcz?
– Za odważnych ludzi, którzy zostali tu pomimo powszechnego narzekania, że w Bydgoszcz niczego nie da się zrobić. Za architekturę, zmiany w mieście. Za historię, którą powoli zaczynamy wydobywać i z niej korzystać.
W końcu rozmawiamy w „Bromberg Kaffee”. Na początku nazwa wywoływała sporo kontrowersji. Co robią pani „alchemicy”?
– Prezentuję tu prace z szesnastu lat mojej działalności. To zbiór różnych sesji zdjęciowych z wizerunkiem, jako klamrą wiążącą. W części to moi klienci: muzycy bydgoskiej Akademii Muzycznej, fotografka, założyciele dwóch firm, właścicielka studia tańca. A na kolejnym zdjęciu mistrzyni relaksu, którą nazywam „szamanką”.
Spotyka się pani z opiniami znajomych z kraju, którzy krzywią się na hasło: Bydgoszcz?
– Najwięcej krzywych spojrzeń pochodzi od mieszkańców uważających, że „tu się nic nie da zrobić”. No i chcą wyprowadzić się z Bydgoszczy.
Skąd pomysł, żeby urządzić wystawę w tej modnej kawiarni?
– Miejsce zabiło w moim sercu. W końcu to część rozszerzającego się centrum Bydgoszczy. Jeszcze do niedawna był tu bank, a proszę jak bardzo się zmieniło. Odbywają się tu nie tylko spotkania prywatne, ale i biznesowe.
Kiedy patrzy pani na ludzi siedzących przy kawie lub mijanych na ulicy, to rodzi się pokusa: sfotografowałabym o, tamtą osobę?
– Etap chodzenia z aparatem po mieście mam już za sobą. Natomiast bardzo lubię rozmowy i to one prowadzą mnie do robienia zdjęć. Wszystko zaczyna się od spotkania, konwersacji, to pomaga w późniejszym robieniu zdjęć. Obserwuję rozmówcę, on zmienia pozycję, pokazuje mi się z różnych stron. Podczas spotkania odsłania również trochę serca, tego co mu w duszy gra. Później łatwiej zrobić zdjęcia. Sesje trwają przynajmniej godzinę, a najczęściej dłużej.
Czego brakuje pani w Bydgoszczy?
– Marzą mi się kolebki artystyczne, grupy zrzeszające się pod szyldem i przy wsparciu miasta. Przestrzeni, pracowni do działań artystycznych.
– W końcu to ludzie stanowią o sile miasta. Ma pani swój ulubiony kadr zdjęciowy związany z Bydgoszczą?
– Nie będę oryginalna, mam bardzo dobre wspomnienia związane z fotografowaniem Łuczniczki. Oglądałam ją z każdej możliwej strony. Skadrowałam delikatnie z dołu. Jest w niej jakiś majestat, piękno kobiecych kształtów, także twarz, której tak naprawdę nikt nie zna, bo koncentrujemy się na innych częściach ciała. Znakomicie wypadła na tle pięknych kamienic z ulicy Mickiewicza. Zagościła w moim sercu! Takich obrazków mam więcej. Perspektywa ulicy Gdańskiej, ujęcie Fary wykonane kiedyś przez Jerzego Riegla.
Kolejne wystawy?
– Przygotowuję wystawę związaną z kobietami na marzec. W końcu to nie tylko dzień, ale i miesiąc kobiet.
Wystawa „Alchemicy”, na którą zapraszamy, będzie czynna do końca stycznia.
Chcesz wiedzieć więcej? Zapisz się na nasz newsletter!