To muzyczne odkrycie sezonu – Orkiestra na Dużym Rowerze towarzyszyła Festiwalowi Drums Fusion, wyruszyła w trasę po Polsce, podbija serca widzów „Mam talent”. Na czym polega jej fenomen?
Na początku był Kontrabus, pięcioosobowy zespół grający muzykę retro z folkowym zabarwieniem. Zaczęli w 2017 roku, wydali dwa single, koncertowali po Polsce, zżyli się z sobą. Dalej mieli grać i nadal grają – nie sądzili jednak, że przyjdzie im koncertować w tak niecodziennej formule.
Marek Maciejewski, dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Perkusyjnej DRUMS FUSION, wpadł na pomysł stworzenia orkiestry, która będzie grała i jednocześnie jechała na rowerze. I nie chodzi tylko o efektowny trik przyciągający publiczność.
– Genezą pomysłu było poszukiwanie nowych form prezentacji kultury, w tym przypadku – muzyki. I to form innych niż tradycyjne – mówi Maciejewski. – Chcieliśmy, po pierwsze, zatrzeć granice między artystą a odbiorcą, znaleźć wspólny mianownik, wyższy poziom porozumienia, kontaktu i wymiany energii. Ale też chodziło o pokazanie kultury zaangażowanej w sprawy istotne dla świata, zaangażowanej we współczesne problemy ludzkości. Nazwaliśmy to „nowymi instrumentami zmiany społecznej”.
W ten sposób udało się pokazać, że kultura może wpływać i aktywnie zmieniać istotne – z globalnego punktu widzenia – sprawy. Tak pojawił się rower najbardziej ekologiczny środek transportu, który nie zwiększa emisji gazów cieplarnianych, nie zanieczyszcza atmosfery i nie zwiększa korków. Dodatkowo, promuje zdrowy tryb życia. I taki też miał być – i był, cały tegoroczny Festiwal DRUMS FUSION, który pożenił ekologię z kulturą na wiele sposobów. A rower na sześć osób był jednym z ważnym wydarzeń festiwalowych.
Rower jak autobus
Najpierw trzeba było znaleźć taki wieloosobowy pojazd, ale przede wszystkim –znaleźć muzyków, którzy chcieliby i mogliby użyć jednośladu w trakcie grania. Telefon od Maciejewskiego odebrał Maciej Drapiński z Kontrabusa, wirtuoz akordeonu. – Wysłuchałem propozycji Marka. Było w tym odrobinę szaleństwa – wspomina z uśmiechem Drapiński. – Ale też nasz sposób myślenia o kulturze okazał się bardzo podobny. Chcieliśmy spróbować zaistnieć w niekonwencjonalnej przestrzeni artystycznej i w inny sposób zaprezentować siebie. Zgodziliśmy się od razu. Plan był taki, że pierwsze występy odbędą się na DRUMS FUSION w 2021 roku. Jesteśmy w roku 2020 – trzeba skądś zdobyć taki rower! W sklepach takich pojazdów nie ma. Trzeba go po prostu skonstruować. Nowe zadanie zostaje powierzone Grzegorzowi Klucznikowi z „Klucznik Warsztat Rowerowy” przy ul. Gdańskiej 42. – Na początku wydawało mi się to mało realne skonstruować rower dla sześciu osób i to taki, żeby jadąc, można było na nim grać trzymając w dłoniach różne instrumenty – mówi Klucznik. – Rozrysowałem projekt i pomyślałem, że jednak się uda.
Rower ma kilka elementów motocyklowych, na przykład koła. Niektóre części trzeba było po prostu wymyślić i odpowiednio przyspawać do reszty. Tak było z „siedzeniem” dla kontrabasisty, który – jako jedyny – nie pedałuje, a siedzi tyłem do kierunku jazdy i gra. – To wyzwanie. Zrobić bagażnik, na którym oprócz człowieka, zmieści się tak duży instrument, jak kontrabas – zamyśla się Klucznik. – I wykombinować, w jaki sposób na dość cienkich rurkach usadowić tak duży ciężar.
Jak się na takim rowerze jeździ? – Trochę jak autobusem – przyznaje Klucznik. – Nie łatwo nim manewrować, trzeba wyczuć balans, nauczyć się startować i, przede wszystkim, utrzymać równowagę.
Kontrabasista ma najlepiej
Z tą równowagą bywało różnie. Skrzypek podczas kręcenia pierwszego klipu wsadził nogę pod pedał. Stopa ocalała, but już nie. Później, przy kolejnych próbach skrętu, zahaczyli o drzewo – kontrabasista spadł. Takich wypadków było więcej, a pierwsze próby jazdy wyglądały jak kreskówka „Flinstonowie”. – Rozpędzaliśmy rower nogami i na „trzy cztery” wskakiwaliśmy na siodełka – mówi Maciej Drapiński. – Zanim zaczęliśmy grać, uczyliśmy się po prostu na nim jeździć. Trzeba było złapać synchron i pedałować równo, bysię nie przewrócić.
Ćwiczyli w tajemnicy – przecież ludzie mieli zobaczyć rower dopiero na DRUMS FUSION. A trudno nie zwracać uwagi jadąc na czymś takim. Parkingu użyczyła im Pronatura, która została partnerem festiwalowej akcji „Kultura ProNatura”. Dziś równowaga na rowerze nie zaprząta już uwagi muzyków. Ich ciała doskonale radzą sobie z jednoczesnym wprawianiem w ruch pojazdu i grą na instrumentach.
Po udanych występach na DRUMS FUSION, pojechali w trasę po Polsce. Występowali w kilkunastu miejscowościach, od Bałtyku, po Tatry. Wszędzie witani owacjami. I zawsze tymi samymi okrzykami. – „Uwaga! Jadą i grają!”. I „Kontrabasista ma najlepiej”. – To nie do końca prawda – mówi Drapiński. – Mimo że kontrabasista to jedyny członek orkiestry, który nie pedałuje, nie ma wcale lekko. Musi bardzo uważać, bo jego balast wpływa na cały rower. Nie da się w sumie powiedzieć, kto ma łatwiej, kto trudniej. Każdy z czymś się zmaga. Dla klarnecisty to duży wysiłek fizyczny, bo gra na instrumencie dętym. Ja za każdym razem, jak rozwijam miech akordeonu, zmieniam środek ciężkości. Jest jeszcze kierowca, który to wszystko musi jakoś kontrolować.
„Mam Talent” – trzy razy tak
Wieści o Orkiestrze na Dużym Rowerze rozniosły się w tempie błyskawicy. – Dostaliśmy zaproszenie od produkcji programu „Mam Talent” – mówi Drapiński. – Nie do razu się na to zdecydowaliśmy. Obawialiśmy się, że ludzie mogą pomyśleć, że bardziej z nas cyrkowcy, niż profesjonalni muzycy. Ale jednak muzyka jest w tym projekcie najważniejsza i zaufaliśmy odbiorcom. Dzięki telewizji zyskali wiele propozycji koncertowych.
Orkiestra na dużym rowerze Sześć indywidualności, sześć temperamentów i tyle samo męskich charakterów złożyło się na utworzenie niepowtarzalnego bandu, który nie kopiuje stylów wypracowanych przez geniuszy sceny artystycznej, ale sam toruje drogę przez nieodkryte do tej pory sfery aranżacji muzycznej. Skrzypce w dłoniach Jędrzeja Rocheckiego stają się narzędziem najbardziej szalonych muzycznych improwizacji. Kontrabas w rękach Szymona Wicińskiego, niczym aranżacyjny fundament stoi na straży całości kompozycji. Lecz tylko z pozoru – po chwili okazuje się bowiem, że ten instrument sprytnie napędza motorykę poszczególnych utworów. Szalony multiinstrumentalista – Krzysztof Biernacki – zagra na wszystkim, a na dużym rowerze najczęściej śmiga z klarnetem w dłoniach.
Maciej Drapiński, zawodowo wirtuoz akordeonu, posługuje się instrumentem, by wymknąć się sztampie w kierunku niepohamowanych eksperymentów harmonicznych. Z kolei Tomasz Stannyto prawdziwy rytmiczny dynamit.
A śpiewający kierowca, Adrian Zasada dba o spójność brzmienia wykonując piosenki, które przenoszą widzów w najróżniejsze zakątki świata. Koncerty zespołu to niepowtarzalne wyprawy przez różne gatunki i style całego muzycznego świata, natomiast publiczność zgromadzona na występach staje się uczestnikiem podróży, której kierunek nadaje spontanicznie załoga bandu (a czasem sami słuchacze w roli pasażerów). Wynikiem takiej często improwizowanej, dźwiękowej ekspedycji, są żywiołowo tworzone aranżacje, które zaskoczyć mogą nawet najbardziej wnikliwych poszukiwaczy nietuzinkowych brzmień.