Prof. Roman Leppert/fot. B.Witkowski/UMB
– Młodzi nauczyciele mają pełną świadomość tego, że szkoła nie przystaje do potrzeb społeczeństwa i nie bardzo widzą możliwość zmiany tego stanu rzeczy – mówi prof. Roman Leppert, pedagog z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy
Roman Laudański: – Obecny rok szkolny rozpoczął się pod rządami ministra Przemysława Czarnka, a kończy z ministrą Barbarą Nowacką. Jaki wpływ na oświatę ma minister?
Roman Leppert: – To minister – a szerzej rząd decyduje o kształcie polityki oświatowej realizowanej przez ugrupowania rządzące.
– Lex Czarnek bardzo mocno odcisnął się na polskiej szkole.
– Jeżeli weźmiemy pod uwagę program Zjednoczonej Prawicy, to nie był niczym zaskakującym. Przemysław Czarnek bardzo konsekwentnie realizował program wyborczy Prawa i Sprawiedliwości, z ramienia którego sprawował swoją funkcję. W polskim systemie politycznym tak właśnie mamy, że ministrowie są realizatorami programów wyborczych, z którymi idą po władzę poszczególne partie polityczne. Wraz ze zmianą ugrupowania politycznego sprawującego władzę nastąpiła zmiana polityki oświatowej, która jest z kolei konsekwencję tego, z czym poszczególne ugrupowania szły do wyborów i co znalazło się w umowie koalicyjnej obecnych partii.
– Tylko, czy pomysły ministra Czarnka były dobre dla szkoły, uczniów?
– Ogólniejszym problemem jest nieprzystawalność szkoły do świata, w którym przyszło jej funkcjonować. Obecna szkoła jest wytworem społeczeństwa przemysłowego. Powstała w czasach rozwoju społeczeństwa przemysłowego. Doskonale odpowiadała potrzebom tego społeczeństwa. Przygotowywała wykwalifikowanych pracowników – na różnych poziomach – od podstawowego z umiejętnością czytania i pisania poprzez poziom zawodowy i średni, gdzie wymagana była np. znajomość określonych technologii i procedur, aż po poziom wyższy – z umiejętnością zarządzania czy projektowania. W społeczeństwie przemysłowym powstały dwa typu uczelni: politechniki i akademie. W przeciwieństwie do uniwersytetu kształciły również na potrzeby przemysłu i innych dziedzin gospodarki. W społeczeństwie przemysłowym wytworzyliśmy system, który dobrze się w nim sprawdzał.
– Tylko dziś jesteśmy już pewnie w innym miejscu?
– A szkoła, zwłaszcza publiczna, pozostała w okowach myślenia charakterystycznego dla społeczeństwa przemysłowego. Oczekiwanie, że w ciągu kilku miesięcy zmienimy szkołę na tyle, żeby odpowiadała potrzebom społeczeństwa informacyjnego czy ponowoczesnego jest oczekiwaniem na wyrost. Nikt tego nie jest w stanie spełnić. Władze oświatowe wybrały inne rozwiązanie. Motywem, który zdominował ten rok szkolny były prace domowe uczniów. Możemy dyskutować, czy to dobry pomysł, żeby ich nie było. Zdania są podzielone. Wyniki badań naukowych wskazują, że nie tyle same zadania domowe co ich rodzaj decyduje, czy uczeń się rozwija. Wątpliwości może budzić to, że realizując umowę koalicyjną, w której była mowa o likwidacji zadań domowych – zaczęto od końca – od zadań domowych, a do dziś nie opublikowano odchudzonej podstawy programowej! Chociaż powinno być odwrotnie. Kolejne pytanie, czy trzeba było robić to pierwszego kwietnia, w czasie roku szkolnego, a nie poczekać z tym do pierwszego września.
Działania podejmowane w tym roku szkolnym przez władze oświatowe są konsekwencją zapisów w umowie koalicyjnej. W ostatnich dniach minister Nowacka zapowiedziała, że od 2025 zmniejszy liczbę religii w szkole do jednej godziny tygodniowo. Jeśli chodzi o uczniów, to pewnie oporu nie będzie…
– Biskupi już protestują.
– To pewnie będzie problem polityczny, społeczny. Łatwo sobie wyobrazić, jakie stanowisko zajmą w tej sprawie poszczególne ugrupowania polityczne i jaką dyskusję w sprawie ograniczania liczby godzin lekcji religii to wywoła.
– Podobno nie ma chętnych do uczenia cudzych dzieci. W kraju brakuje ok. 18 tys. pracowników szkół i przedszkoli, czytamy w portalu Interia. W naszym województwie ok. 400.
– To nie jest stan nowy. Popatrzmy głębiej, „Dealerzy wiedzy” opublikowali zestawienie tego, co dzieje się z nauczycielami. Okazuje się, że w tym roku szkolnym przybyło nam nauczycieli. W ostatnim czasie kilkanaście tysięcy młodych nauczycieli odeszło z zawodu, ale do szkół wrócili emeryci.
– Pewnie z roczników 1963-64 lub wcześniejszych.
– Ta grupa ratuje w tej chwili działanie systemu. Problem braku nauczycieli jest problemem na teraz. Z danych demograficznych wynika, że w najbliższych latach on przestanie istnieć. Przez kolejne szczeble edukacji będą przechodziły roczniki niżu demograficznego.
– Wyszły już z podstawówek i wchodzą do szkół średnich.
– W tym roku o połowę mniej uczniów idzie do szkół średnich. Nadal mamy w szkołach dwa roczniki wynikające z kumulacji związanej z wprowadzeniem obowiązku szkolnego od szóstego roku życia. W związku z tym nauczyciele mają jeszcze sporo pracy, ale kiedy te dwa roczniki wyjdą, to w kolejnych latach pracy będzie mniej. Jedyny problem, który się tu pojawia, to struktura wiekowa nauczycieli. Średnia wieku nauczyciela w Polsce przekroczyła 50 lat. Co oznacza, że w ciągu najbliższych dziesięciu lat większość nauczycieli odejdzie na emeryturę, a nie mamy czegoś, co moglibyśmy nazwać prostą zastępowalnością. Nie mamy licznej grupy młodych nauczycieli w przedziale wiekowym od 30 do 40 lat. I może być tak, że za pięć czy więcej lat zabraknie nauczycieli. Pytanie, czy nadal uczyć będą nauczyciele emerytowani? Pamiętajmy, że nauczycielami w Polsce w większości są kobiety, które przechodzą na emeryturę w wieku 60 lat. Dzisiaj, jeżeli kobieta nie ma problemów zdrowotnych, to jest osobą w pełni sprawną i aktywną. Wiele osób gotowych jest nadal wykonywać pracę.
– Dlaczego młodzi nauczyciele nie chcą pracować w zawodzie? Zarabiają za mało, są za duże wymagania? Na dodatek doświadczają wiecznych zmian w programach nauczania?
– Pieniądze są podstawową kwestią. Wynagrodzenie nauczyciele rozpoczynającego pracę w szkole jest niewiele wyższe od minimalnego wynagrodzenia. To różnica trzystu złotych. Dla porównania, ktoś kończy szkołę podstawową, idzie do pracy, otrzymuje minimalne wynagrodzenie. A ktoś kończy studia, podejmuje pracę jako nauczyciel i otrzymuje wynagrodzenie niewiele wyższe. To ważny powód…
-…pewnie niejedyny.
– Drugi, nie mniej ważny powód, polega na tym, że młodzi ludzie – mówiąc żartobliwie – nie chcą już grać w tę grę. Mają pełną świadomość tego, że szkoła nie przystaje do potrzeb społeczeństwa i nie bardzo widzą możliwość zmiany tego stanu rzeczy. Dlatego omijają szkołę szerokim łukiem. Wychodzą z założenia, że społeczeństwo w inny sposób rozwiąże problem. Bez ich udziału.
Zapisz się do naszego newslettera!