Marian Włazik z żoną przy grobie ks. Jerzego Popiełuszki, który znajduje się przy kościele św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu / Archiwum prywatne
– Witałem przy grobie kardynała Ratzingera, prezydenta Havla i prezydenta Busha. Taki reżyser, który nakręcił „Indianę Jonesa” też był na mojej służbie. Takie miałem szczęście – opowiada Marian Włazik. Od czterdziestu lat jest strażnikiem grobu księdza Jerzego Popiełuszki.
– To zasługa ks. Jerzego, że przez te czterdzieści lat, od pierwszej służby w 1985 roku nigdy nic złego się mi i moim bliskim nie stało. A jeździliśmy do Warszawy w nocy. Śnieg, mróz, różnie to było. Kiedyś na środku drogi stała nieoświetlona koparka. Jak wtedy zahamowaliśmy, nie wiem – opowiada Marian Włazik, 79-letni społecznik z Łęgnowa Wsi. Był przewodniczącym Rady Osiedla. Jako honorowy krwiodawca oddał ponad 50 litrów krwi. Od czterdziestu lat należy do grona strażników grobu księdza Jerzego Popiełuszki. – Teraz to już jestem najstarszy z tych, co ciągle mają dyżury – mówi bydgoszczanin.
Nigdy nie widziałem go osobiście
Październik 1984 roku – całą Polskę elektryzuje informacja, że w drodze z mszy w Bydgoszczy zaginął ks. Jerzy Popiełuszko, kapelan Solidarności, odprawiający w stanie wojennym msze za Ojczyznę, człowiek znienawidzony przez komunistyczne władze PRL. Jedenaście dni po porwaniu zwłoki księdza zamordowanego przez SB znaleziono w zalewie we Włocławku – tam wyrzucili je esbecy.
– A ja na tej jego ostatniej mszy w kościele św. Polskich Braci Męczenników na Wyżynach nie byłem. Syn miał wtedy roczek i musiałem z nim zostać w domu, bo żona pojechała do Warszawy. Księdza Popiełuszko nigdy nie spotkałem osobiście, ale jaki to był człowiek. Ostatnie buty z nóg zdjął i dał bezdomnym. Do mnie zawsze przemawiały jego słowa „Zło dobrem zwyciężaj”. Ważne, żeby wszyscy je rozumieli, bo dużo lepiej by się nam wszystkim żyło – w Polsce i na świecie – mówi Marian Włazik. Kiedy zginął ks. Popiełuszko, pracował w Zachemie.
3 listopada 1984 roku na pogrzeb ks. Popiełuszki w kościele na warszawskim Żoliborzu zjawiło się pół miliona ludzi. – Z Zachemu pojechaliśmy dwoma autobusami. Miałem tego dnia szczęście. Tłum był tak wielki, że nie dopuszczali już do kościoła, ale szedł akurat Wałęsa i razem z jego ludźmi przecisnąłem się bliżej. Byłem trzy metry przed bramą. Potem dwa tygodnie mnie ręka bolała, bo tyle wieńców podawałem przez płot na grób. Po pogrzebie mieliśmy wyjechać późnym popołudniem. Pod Zachemem czekało już na nas pięć milicyjnych wozów – wspomina Marian Włazik.

Pogrzeb ks. Jerzego Popiełuszki / Fot. Andrzej Iwański – http://fbc.pionier.net.pl/zbiorki/dlibra/docmetadata?id=25, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=26568427
Niespełna dwa miesiące później pojechał odwiedzić siostrę w Warszawie. – Dowiedziałem się, że są specjalne dyżury, żeby pilnować grobu i już od 1985 roku regularnie jeździłem na nie. Należałem do Bractwa Oblatów św. Brygidy przy kościele św. Polskich Braci Męczenników. Organizowaliśmy się po pięciu, sześciu. Z początku pociągiem, a potem samochodem, jechaliśmy na straż przy grobie. W roku byliśmy zawsze nie mniej niż sześć razy. Służba trwała po 24 godziny. Zaczynaliśmy o szóstej rano. Z Bydgoszczy musieliśmy wyjeżdżać zawsze o pierwszej w nocy, żeby zdążyć. Nigdy przez 27 lat nawet jednej minuty się nie spóźniliśmy – mówi Marian Włazik – Pilnowaliśmy porządku, ale za komuny to się trzeba było strzec przed jakąś prowokacją. Nagrywało nas SB. Mieli mieszkanie w domu naprzeciwko i tam ciągle z kamerą dyżurowali. Przy kościele specjalnie znaki zakazu zatrzymywania się, żeby ludziom utrudnić. Wiedzieliśmy, że ci co tam nas filmują, na wymianę kasety potrzebowali osiem minut. W jedne osiem minut udawało się nam odkręcić jedną śrubę z tego znaku. Potem drugą i znak znikał. Na każdej służbie udawało się jeden znak zlikwidować. Potem je znowu stawiali, czasem po tygodniu, czasem miesiąc im zajmowało. Kościół się wtedy bał prowokacji i trumna była podłączona do alarmu, żeby jej nie wykradli. Za tym płotem, przy grobie, czuliśmy się wtedy wolni. Inaczej się tam nawet oddychało. Witałem przy grobie kardynała Ratzingera, prezydenta Havla i prezydenta Busha. Taki reżyser, który nakręcił „Indianę Jonesa”, też był na mojej służbie. Takie miałem szczęście – wspomina strażnik grobu ks. Popiełuszki.
W 2012 roku opiekę nad grobem przejęła już Solidarność. – Z bydgoskimi związkowcami ciągle jeździłem. Na 30-lecie służby dostałem piękny list gratulacyjny od prezydenta Bruskiego. Napisał, że w imieniu miasta dziękuje za bezinteresowny czyn i czuwanie. A jeżdżę do dzisiaj. Jak byłem ostatni raz, to przez jeden dzień było na grobie 38 pielgrzymek.
Krzyże ks. Jerzego – na czterech krańcach Polski
W domu Mariana Włazika jest mnóstwo zdjęć i pamiątek związanych z ks. Popiełuszko. Są też krzyże. – Z tymi krzyżami wszystko zaczęło się od mamy. Bo ja zawsze mówiłem „mama” na mamę ks. Jerzego. Chciała, żeby wymyślić sposób na upamiętnienie księdza Jerzego. Wiadomo – to musiał być krzyż, bo on się z krzyżem nie rozstawał – opowiada bydgoszczanin.

Mama ks. Jerzego Popiełuszki, Marianna i Marian Włazik przy krzyżu, który znajduje się w Łęgnowie-Wsi / Archiwum prywatne
Pierwszy z takich krzyży pamięci ks. Popiełuszki stanął w Szawlach na Litwie na Górze Krzyży. Miało być ich 12 na pamiątkę 12 lat kapłaństwa ks. Jerzego. – Prośbą mamy było, żeby były na czterech końcach Polski, brakowało nad morzem, proboszcz w Kołobrzegu odmówił. Córka Renata zaproponowała, by był w Dębkach, gdzie ksiądz spędził swe ostatnie wakacje, przekonała do tego Jana Marczaka, głównego koordynatora. Dzięki niej dopełniła się wola mamy ks. Jerzego – wspomina Marian Włazik.
W 1999 roku, kiedy w Bydgoszczy był Ojciec Święty Jan Paweł II wnieśliśmy też nasz, bydgoski krzyż. O 4. rano byliśmy z nim na lotnisku. Ojciec Święty się zatrzymał i pobłogosławił. Dużych krzyży w Polsce i Europie jest 76. Ale są i mniejsze. Sam rozwiozłem ich ponad tysiąc. Ostatnio dostarczyłem je do Paryża. Zostały w polskich kościołach – mówi Marian Włazik, który rozwozi także relikwie ks. Popiełuszki.
Wszystko zaczęło się od 2006 roku, kiedy z powodu procesu beatyfikacji wyciągnięto trumnę, żeby zbadać doczesne szczątki ks. Jerzego. – Odjęli mu prawą rękę, żeby służyła jako relikwia. Trumnę też musieli wymienić, a ja dostałem z tej pierwszej kawałek deski. Dotykała ciała świętego, jest więc relikwią – opowiada bydgoski strażnik grobu i pokazuje stojący na półce w domu krzyż z fragmentem drewna z trumny.
Krzyż z relikwiami ks. Popiełuszki zawiózł nawet do Fatimy. – Mieli w muzeum powiesić przy gablocie poświęconej Janowi Pawłowi II. Póki zdrowie pozwoli, nie zrezygnuję z szerzenia pamięci o ks. Jerzym. Na następną służbę przy grobie jadę 9 sierpnia razem z żoną i synem, bo rodzina też czuwa od dekad – mówi Marian Włazik.
Zapisz się na nasz newsletter!