„Zbieram i szukam, żeby mieć komplet. Taki zmysł i pasja”. Kolekcjoner niezwykłych stempli pocztowych mieszka na Glinkach 

– Chętnie bym pokazał swoje eksponaty gdzieś na wystawie w Bydgoszczy – mówi Krystyn Mróz / Fot. B. Witkowski

– Przeglądam codziennie Allegro i eBaya, ale teraz mój zbiór jest tak bogaty, że trafić na coś nowego, to niemal jak trafić szóstkę w totka – mówi Krystyn Mróz, kolekcjoner pocztowych stempli z Bydgoszczy. Najstarszy ma niemal 500 lat.

– Jestem jednym z ostatnich dinozaurów bydgoskiej filatelistyki. Zbliżam się do 75 lat. Od ponad 50 lat zająłem się zbieraniem „bydgostian”. Zapraszam do siebie bo nie sposób nawet wyrywkowo przedstawić wielkości zgromadzonego materiału. – tak się zaczynał list, który napisał do redakcji „Bydgoszcz Informuje” Krystyn Mróz.

Umawiamy się – mieszkanie w bloku na Glinkach. Zwyczajne – poza jednym. Gdzie się nie rozejrzeć, na półkach stoją równo ustawione i uporządkowane grube teczki, segregatory i klasery. A oprócz nich jeszcze wiele pucharów i dyplomy. – To ja męża namówiłam, żeby do was napisał. Bo ma się czym pochwalić i warto to pokazać – małżonka Krystyna Mroza. 

Ile eksponatów ma pan swych zbiorach? – pytam.

– Tak naprawdę to już nie wiem. Nie liczyłem ich od dawna – odpowiada bydgoski kolekcjoner – Filatelistyką zorganizowaną, „zawodowo”, w kole młodzieżowym, param się od 1963 roku. Od wielu lat moją największą pasją są ostemplowania pocztowe, także tzw. frankatury mechaniczne – dodaje.

Zdobywał złote i srebrne medale na ogólnopolskich wystawach za eksponaty (tworzy go 80 kart) pod nazwami: „Dworcowe i ambulansowe znaki pocztowe Bydgoszczy od 1851 do 1945” czy „Bydgoszcz na znakach pocztowych do 1875 r.”.

Pierwszy był Mickiewicz

Na początku były znaczki pocztowe. – Pierwsze z tych, które zbierałem to obiegowe  z tzw. serii pomnikowej z lat 50. XX wieku –  Krystyn Mróz pokazuje klaser, w którym przechowuje swoje początkowe zdobycze kolekcjonerskie  – O, ten był pierwszy. Z pomnikiem Mickiewicza.

Krystyn Mróz i jego kolekcja

Pierwsza legitymacja koła filatelistycznego / Fot. B.Witkowski/UMB

Cała jego familia złapała w młodości tego bakcyla. – Moje dwie starsze siostry też zbierały znaczki. Wklejały je do zeszytu, „tak na mur”. Zdarzało mi się niektóre im wyciąć albo odkleić z listu. Na klaser mnie nie było stać. Kosztował 40 zł – tyle, co wtedy kilogram niezłej kiełbasy. Drogo, więc znaczki zbierało się w szkolnych zeszytach „na zakładkę” i z kumplami z podstawówki się wymieniało. Moja podstawówka to „dwunastka” na Kcyńskiej. Potem uczyłem się w zawodówce przy Romecie  w zawodzie tokarza i frezera  i potem jako technik-mechanik pracowałem na stanowisku mistrza w nieistniejącym już Formecie.  – opowiada.

Początek lat 60. ubiegłego wieku. Minęło ponad sześćdziesiąt lat, kiedy pewnego dnia do Szkoły Podstawowej nr 12 przy ul. Kcyńskiej kolega Krystyna Mroza – byli wtedy w siódmej klasie – przyniósł klaser

– I tak się to zaczęło. Kolega przyszedł do szkoły i pochwalił się prawdziwym klaserem. On należał już do , właśnie z tego koła, do którego się potem zapisałem i zacząłem zbierać zawodowo. Tak to nazywam, bo wówczas, a miałem wtedy 14 lat, wstąpiłem do młodzieżowego koła filatelistycznego przy Garnizonowym Klubie Oficerskim na Błoniu, w dawnym Lotniku. Uświadomiłem sobie, że można znaczki zbierać seriami, a nie pojedyncze.

Co jest interesującego w zbieraniu?

– Budowanie całej kolekcji, zbieranie, szukanie, żeby mieć komplet, wspomagając się katalogami. Taki zmysł i pasja. Kolekcjonowanie mam we krwi. W młodości zebrałem książeczki po 5 zł z tzw. serii Tygrysa o wojnie. Miałem ponad 560 sztuk, prawie wszystkie. I wszystkie przeczytałem.

Historia Bydgoszczy na pocztowych stemplach

Dumą Krystyna Mroza są jego „bydgostiana” – przebogata kolekcja różnych ostemplowań pocztowych.

– Poczta je wydawała i jeszcze czasem wydaje przy okazji różnych zdarzeń, rocznic. Potem stemplowało się nimi koperty czy widokówki. Moje stemple są wyłącznie związane z Bydgoszczą. Zbieram stemplowe „bydgostiana” z różnych okresów, począwszy od XIX wieku i czasów pruskich, z międzywojnia, okupacji i czasów powojennych – mówi kolekcjoner z Glinek.

Wyjmuje kolejne segregatory z wpiętymi kartami, a w nich umieszczone są listy firmowe i prywatne, kartki, widokówki – wszystkie wysłane z Bydgoszczy, wszystkie z „bydgoskimi” stemplami. Czasem na kartach są puste miejsca – Tutaj mi czegoś brakuje do wypełnienia kolekcji – tłumaczy.

Krystyn Mróz i jego kolekcja
Jeden z eksponatów kolekcji Krystyna Mroza / Fot. B.Witkowski / UMB

Treść mnie nie zajmuje

W kolekcji na Glinkach jest mnóstwo niezwykłych skarbów. Krystyn Mróz pokazuje jeden z nich. Z daleka eksponat wygląda na bardzo stary – widoczny jest na nim piękny odręczny wpis. Z bliska można rozpoznać, że to po łacinie. To najstarsze z jego „bydgostian”.

– Mam tu kopertę listu wysłanego w 1551 roku z tym łacińskim napisem. Pytałem nawet księdza na kolędzie, co tu napisano, ale nie potrafił rozszyfrować pisma.

To obwoluta listu. Jest i stempel. Wyjątkowy, bo wyciskany. Na papierze odbity jest piękny herb Bydgoszczy z XVI wieku – mur, wieże, pół otwarta brama. – To tylko obwoluta, bo w tamtym czasie właściwy list był obcinany. Pozostawała obwoluta ze stemplem.

Bydgoszczanin ma więcej podobnych rarytasów np. z początków XIX wieku. Pochodzą sprzed 1860 roku. – To ważna data, bo do niej liczy się tzw. okres przedfilatelistyczny, czyli czas sprzed użycia na poczcie pierwszych znaczków.

Jak się opłacało w takim razie wysłanie listu?

– Na poczcie, gotówką. Mam taki stempel z 1818 – pierwszy w moim zbiorze. Pokazywałem dziesięć podobnych listów na swej pierwszej wystawie w 1978r .

Oto inny z nich. Jest stempel z nazwą miasta i datą wysłania przesyłki. Na stemplu napis „Bromberg”, a pod spodem data  – 24 maja 1823 roku. List wysłano z Bydgoszczy do Bordeaux we Francji. Jest też koszt wysyłki – 8 srebrnych groszy pruskich.

– Treść listów pana interesuje? – pytam.

– Zbieram ostemplowania i koperty. Nie znam treści i to dla mnie sprawa drugorzędna – odpowiada kolekcjoner.

Jego bydgoska pasja rozpoczęła się w 1977 roku. Dostał zadanie, żeby stworzyć zbiór na wystawę z okazji 20-lecia jego koła filatelistów. – Najłatwiej było mi zbudować taki, który jest związany z moim miastem – stąd okolicznościowe stemple z Bydgoszczy z różnych okresów historii miasta

Wiele z nich dokumentuje ważne wydarzenia. Bydgoski zbieracz pokazuje stempel z 1902 roku, wydany z okazji Pomorskiej Wystawy Rzemiosła. – Cenna rzecz. Jest warta kilkaset euro – podkreśla.

Są i ciekawostki z okresu międzywojennego, kiedy próbowano rozkręcać pocztę lotniczą. Na kopercie widać odbity wizerunek samolotu. Wygląda na sławną konstrukcję RWD – To stempel z 1929 roku. Do Bydgoszczy latały już samoloty z pocztą. Na trasie był Lwów, Poznań, Gdańsk, Katowice. Te przesyłki były jednak raczej inspirowane przez kolekcjonerów filatelistycznych, dlatego takie stemple to rzadkość, bo listów było np. tylko po 50.

Pasja, którą żyje każdego dnia

Pierwsza, królewska poczta w Bydgoszczy istnieje od połowy XVIII wieku. Urząd pocztowy znajdował się w kamienicy na rogu ul. Batorego i Niedźwiedzia. Po zajęciu miasta przez Prusy został przeniesiony na ul. Długą. Od 1817 roku władze pruskie oddały poczcie siedzibę po drugiej stronie Brdy, przy obecnej ul. Jagiellońskiej. Potrzebne były stajnie, bo przesyłki przewożono oczywiście konnymi furgonami. Przełom w mieście nastąpił w 1851 roku, kiedy do Bydgoszczy dotarła kolej. – Wraz z nią powstał drugi urząd na dworcu. Dla ciekawości, w 1872 roku UPU postanowiło, że wszystkie poczty przy dworcach mają numer 2. Tak jest do dzisiejszych czasów. Około 2000 roku kończy się „kolejówka”. Pocztę przewozi się samochodami. W tym samym czasie zanikają też stemple – zbyt wysoki jest koszt wytworzenia, choć pojawiają się jeszcze stemple przy większych imprezach i jubileuszach – mówi Krystyn Mróz.

Zanikła też praktycznie kolekcjonowanie znaczków. – Do lat 70-80 zbieranie znaczków było lokatą kapitału. Potem jednak wartość zbiorów spadła poniżej wartości nominalnej. W okręgu bydgoskim, obejmującym woj. kujawsko-pomorskie zostało teraz tylko ok. 600 zarejestrowanych filatelistów. Było ponad 10 tysięcy. Sam Zachem miał ich blisko 1000. Tylko w moim kole, które prowadziłem w Formecie, miałem 202 członków. Na końcu zostało nas sześciu i rozwiązałem koło – opowiada.

Sam ciągle szuka nowych eksponatów do swych zbiorów stempli i frankatur mechanicznych (stempli maszynowych wykorzystywanych przez fabryki).

– Szukam na Allegro i eBayu. Potrzeba na to czasu każdego dnia. Kupiłem właściwie całą moją kolekcję. Nie miałem poprzednika, od którego przejąłbym jakieś zbiory. Teraz mój zbiór jest tak bogaty, że trafić na coś nowego, to niemal jak trafić szóstkę w totka. Ostatni walor, frankaturę mechaniczną, kupiłem w tym roku z Kanady. Kosztowała mnie niecałe 10 euro.

.

Udostępnij: Facebook Twitter