Korty na Zamoyskiego – mecz Polska – Jugosławia / Fot. Archiwum
Przez całe lata pięćdziesiąte ub. wieku korty na Zamoyskiego stanowiły cel pielgrzymek bydgoszczan żądnych niezwyczajnych atrakcji. W erze przed telewizyjnej tylko tam można było oglądać w mieście gwiazdy sportowe i estradowe na żywo!
Dziś już nie istnieją, pozostałością po latach świetności jest tylko budynek na zapleczu ulicy, użytkowany przez prokuraturę. To było miejsce spotkań przedwojennej śmietanki towarzyskiej, uprawiającej elitarny sport, jakim był tenis.
Po II wojnie naszemu miastu brakowało miejsca, gdzie można było oddać się masowej rozrywce. Postanowiono rozbudować kortowy kompleks aby ludzie pracy mogli się rozerwać, uciec od alkoholu a także spod wpływów Kościoła. Było to zgodne z polityką kultury dla mas i ateizacji.
Jeńcy zbudowali trybuny
W szybkim tempie zbudowano drewniane trybuny, korzystając z pracy solidnych, niemieckich rzemieślników. Byli to jeńcy wojenni, byli żołnierze Wehrmachtu. Obiekt mieścił pięć tysięcy widzów! Jego architektura była bardzo ciekawa, do dziś bawiłaby oko. Z trzech trybun widoczność była znakomita. Między nimi powstał duży plac pod lodowisko z bandami, które się przydawały na mecze hokejowe. Tenis przestał tam w praktyce istnieć. Dawne korty zostały miejsce uprawiania hokeja i organizacji imprez artystycznych.
Korty były we władaniu milicyjnego klubu Gwardia (to przemianowana za czasów stalinowskich Polonia). Długoletnim szefem był Stefan Wojtulewicz. Dobry gospodarz, twardą ręka rządził kortami. Bano się go jak ognia. – Gonił wszystkich niepożądanych gości, a broń Boże, aby ktoś palił papierosy na tym drewnianym obiekcie. Korty były bowiem świetnym miejscem zbiórek miejscowej młodzieży, a także chuliganów, wagarowiczów i innych wałkoniów. Ja raz, mały brzdąc, próbowałem zapalić papierosa za namową starszego kolegi. Pan Stefan przyłapał nas – dwie godziny trzymał nas w swoistym areszcie. Co za strach i rozpacz! – wspomina autor.
Elegancki budynek kortów był mekką spotkań sportowców potężnej wówczas Polonii/Gwardii – żużlowców z Mieczysławem Połukardem, piłkarzy z Marianem Norkowskim i hokeistów z Jerzym Brzeskim. Podziwialiśmy ich – byli idolami bydgoszczan.
Lato i imprezy
Korty latem żyły imprezami kulturalnymi. Cała Bydgoszcz tam przychodziła aby oglądać i podziwiać polskie gwiazdy. Koncertowali nasi najlepsi piosenkarze, występował zespół „Śląsk”. W zasięgu wzroku były takie ówczesne gwiazdy piosenki, jak Jerzy Połomski, Janusz Gniatkowski, Natasza Zylska. Grały także zespoły jazzowe. Występy rozpoczynał się zawsze w niedzielę o godzinie 11. Dlaczego wtedy – wiadomo było, żeby ludzi odciągnąć od Kościoła.
Urządzano zawody sportowe dla dzieci i młodzieży. Wielu starszych kibiców wspomina mecz bokserski Polska – Jugosławia z 1958 roku. Zadebiutował w nim sławny później Jerzy Kulej. Podziwialiśmy Feliksa „Papę” Stamma. Legendarny trener stał w narożniku i kierował naszymi bokserami. W narożniku pomagał mu bydgoszczanin Witold Kaźmierczak.
– Sam jak urzeczony wpatrywałem się w niego. Byliśmy dumni, że Stamm to bydgoszczanin z ulicy Jasnej.
Zimą królował hokej. Lodowisko było naturalne i choć zimy były srogie, odwilż sprawiała kłopoty. Ileż to meczów odwołano z tego powodu. Podobnie było z występem światowej sławy tancerki na lodzie Mai Britt. Ona też „została na lodzie”. Mecze hokejowe przyciągały tłumy. Nikogo nie zrażały mrozy – wystarczyło włożyć do butów gazety, na głowę solidne nauszniki i …kłopot z głowy. Mecze przyciągały też miejscowych złodziejaszków. W tylko im znany sposób potrafili okradać drużyny z kijów hokejowych. Jeden z nich zwany „Cyganem”, mieszkaniec sutereny przy placu Weyssenhoffa, zaproponował mi raz złodziejskie trofeum.
– Sidor – chcesz kij od Smolenia, mam dobrą cenę. Zawahałem się. Próbowałem sił w tym sporcie; kij był produkcji słynnego producenta z Podhala. Pokusa była. Lecz rozmyśliłem się.
– Wiem, że jesteś tchórz, idź w diabły – zakończył.
W końcu lat pięćdziesiątych skończył się żywot tej szacownej instytucji. Bydgoszczanie żądali sztucznego lodowiska. Zbudowano Torbyd, a bazą chłodziwa była pobliska rzeźnia. Był to trzeci taki obiekt w Polsce. Radość była ogromna. Ludzie pomagali w budowie w czynie społecznym. W grudniu 1959 rozegrano tam pierwszy mecz. Zaproszono sławnych braci Warwicków z Kanady.
Los kortów został przypieczętowany. W roku 1961 rozpoczęto demontaż trybun. Szybko poszło. Teren, bardzo atrakcyjny, został zabudowany szpetnymi budynkami pasującymi w tej pięknej dzielnicy jak pięść do nosa.
Dziś Bydgoszcz nie posiada tego rodzaju obiektu na powietrzu dla kilkutysięcznej publiczności.. Amfiteatr w parku Ludowym wyburzono. Ten sam los spotkał podobny obiekt na stadionie Zawiszy.
Więcej o Bydgoszczy? Zapisz się na nasz newsletter!