Prof. Leppert: – Należę do grupy osób, która twierdzi, że to my, dorośli sprawiliśmy, że doświadczamy sytuacji opisanej w raporcie „Młode Głowy” / Fot. Nadesłane
–Staliśmy się społeczeństwem powszechnego nadzoru! Kontrolowania wszystkiego za pomocą wszechobecnych kamer. Natomiast młodość, dzieciństwo, zwłaszcza późne dzieciństwo i wczesna młodość mają to do siebie, że potrzebują swobody – mówi prof. Roman Leppert, pedagog z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy.
Projekt „MŁODE GŁOWY. Otwarcie o zdrowiu psychicznym” to największe w Polsce, bezpłatne i anonimowe badanie stanu zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży oraz kampania edukacyjna skierowana do młodych, rodziców i nauczycieli. Badanie rozpoczęło się w szkołach 25 października 2022 r. i trwało do 26 lutego 2023 r. Celem było zwrócenie uwagi na problemy ze zdrowiem psychicznym wśród młodych, wskazanie związanych z tym wyzwań i przyczynienie się do normalizacji sięgania po pomoc.
Roman Laudański: – Co my – dorośli zrobiliśmy młodym? Wyniki raportu „Młode Głowy. Otwarcie o zdrowiu psychicznym” są przerażające i porażające. Co poszło nie tak, że wychowaliśmy pokolenie z tak skrajnie niską samooceną, brakiem motywacji do działania? Dlaczego 1,5 miliona dzieci i młodzieży myśli o samobójstwie?!
Prof. Roman Leppert – Jeszcze bardziej przerażająca jest rzeczywistość. W badaniach wzięło udział ponad 180 tysięcy uczniów w przedziale od 10 do 19 roku życia. Dostępne są twarde dane na temat liczby podejmowanych prób samobójczych, skutecznych prób samobójczych, liczby dzieci hospitalizowanych w klinikach psychiatrycznych, dzieci korzystających z terapii. To potwierdza zgodność między twardymi danymi a wynikami badań.
Należę do grupy osób, która twierdzi, że to my, dorośli sprawiliśmy, że doświadczamy sytuacji opisanej w raporcie „Młode Głowy”. Raport przedstawia wybrzmiewającą bardzo głośno triadę: nic nie znaczę, nic nie potrafię, dla nikogo nie jestem ważny.
– Co drugi badany uczeń twierdzi, że ma niską samoocenę!
– Uczniowie tak odpowiadali na pytania ankieterów. W rzeczywistości może niekoniecznie mają tak niską samoocenę jak deklarują w badaniu.
– Kiedy byliśmy dziećmi, biegaliśmy po podwórku z kluczem na szyi. Czy ktoś wtedy myślał o niskiej samoocenie?
– To były jednak inne czasy. Socjolodzy opisują szczegółowe kolejne pokolenia. Tu szersza refleksja. Profesorowi Zygmuntowi Baumanowi zawdzięczamy pojęcie „później nowoczesności” lub „ponowoczesności”. Z kolei prof. Zbigniew Kwieciński przywoływał problemy ludzkość w poszczególnych epokach rozwoju. Pierwszym było przetrwanie. Drugim – zapewnienie wystarczającej ilości pożywienia. Trzecim – sprawiedliwa dystrybucja dóbr. Społeczeństwo, lepiej czy gorzej je rozwiązało. Oczywiście trudno tu o zadowolenie, ale właśnie po to wymyślono podatki czy system ubezpieczeń społecznych, żeby jakoś sobie z tym radzić. Teraz zmagamy się z problem utraty sensu. Szukamy odpowiedzi na pytanie: po co to wszystko?
– Mają z tym problem dorośli, a co dopiero dzieci i młodzież.
– Zjawiskiem rejestrowanym współcześnie, opisywanym w literaturze i publicystyce są tzw. helikopterowi rodzice, którzy starają się usuwać wszelkie przeszkody z drogi pokonywanej przez dzieci. Starają się zabezpieczyć im możliwie najlepsze warunki rozwoju, oczywiście w ich mniemaniu. Zapewniamy dziecku własny pokój, różnego rodzaju sprzęty i urządzenia, markowe ciuchy a także dodatkowe zajęcia, żeby się lepiej rozwijało. Nawet usuwamy dzieciom trudności związane z uczęszczaniem do szkoły, bo w szkole – wiadomo, dzieją się różne rzeczy – nie tylko te, rozgrywające się w oficjalnej warstwie, ale także ukryte, jak relacje między rówieśnikami. One są równie ważne jak to, co dzieje się podczas lekcji szkolnych.
– Czyli ja się trzymam z lepszymi, a ty z gorszymi?
– Jednych lubimy, a innych nie akceptujemy. Ja akceptuję tylko szczupłych, a ty jesteś otyły, dlatego nie utrzymujemy ze sobą kontaktów. Jak usuwamy szkolne pułapki spod nóg dzieci? Odkryliśmy np. ponownie edukację domową, wymyśliliśmy „szkołę w chmurze”, w której zarejestrowanych jest około 20 tys. uczniów. Oni nie muszą chodzić do szkoły, ale usuwając przeszkody pozbawiliśmy młodych możliwości ich pokonywania. Nie mają gdzie uczyć się rozwiązywania problemów współżycia w grupie, współpracy. Jeżeli nie posyłamy dziecka do szkoły, to rozwiązujemy jakiś problem, ale z drugiej strony tworzymy inny problem.
– Najprościej powiedzieć, że za tak słaby stan psychiczny naszych dzieci i wnuków odpowiada szkoła, która nie wychowuje.
– Szkoła także nie nadąża za zmianą społeczną, która nastąpiła. Szkoła, w podstawowym wymiarze ciągle jest skoncentrowana na przekazywaniu wiedzy, w mniejszym stopniu – na kształtowaniu umiejętności, a w najmniejszym stopniu na kształtowaniu takich umiejętności, które są potrzebne nie tyle w szkole. Nie chodzimy do szkoły po to, żeby się w niej dobrze czuć, tylko chcemy czuć się dobrze w codziennym funkcjonowaniu. Nastąpiło zjawisko, które nazwałbym profesjonalizacją wszystkiego. Kiedyś woźny i sprzątaczka zauważali, co działo się w szkole i reagowali na to. Dziś próbujemy te sprawy rozwiązywać w zinstytucjonalizowany sposób zatrudniając specjalistów – pedagogów i psychologów.
– To również czasy, w których chcemy mieć kontrolę nad dzieckiem.
– Staliśmy się społeczeństwem powszechnego nadzoru! Kontrolowania wszystkiego za pomocą wszechobecnych kamer. Natomiast młodość, dzieciństwo, zwłaszcza późne dzieciństwo i wczesna młodość mają to do siebie, że potrzebują swobody. Bycia poza kontrolą. A jeżeli my kontrolujemy ich każdy krok, każde działanie i każdą sytuację poddajemy kontroli, to właściwie pozbawiamy młodych ludzi możliwości radzenia sobie z problemami we własnym zakresie. Nabieramy poczucia sensu wtedy, kiedy się w coś angażujemy, kiedy rozwiązujemy problemy, a nie wtedy, kiedy ktoś rozwiązuje je za nas, a nam pozostaje jedynie rola wykonawcy.
– Jak można pomóc dzieciom i młodym w tej sytuacji?
-Jesteśmy społeczeństwem naśladowczym, prawidłowości, które ujawniają się wcześniej w innych krajach, w następnych latach pojawią się u nas. Badania, na które powołuje się prof. Michoń z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu wskazują, że wzrost zaburzeń zdrowia psychicznego u dzieci i nastolatków przypisuje się spadkowi na przestrzeni dziesięcioleci możliwości zabawy, wędrowania i angażowania się w działania niezależne od bezpośredniego nadzoru i kontroli ze strony dorosłych. Czyli my – dorośli, wszystkimi mechanizmami kontroli, które stworzyliśmy, pozbawiliśmy młodych ludzi możliwości owej „zabawy, wędrowania i angażowania się w działania niezależne od dorosłych”. Dlatego mamy dziś taki stan, jaki mamy. Powinniśmy upodmiotowić młodych ludzi, żeby to oni mieli możliwość decydowania o sobie, o swoim losie. A jeśli upodmiotowisz młodych, to spowodujesz jednocześnie, że oni będą ponosić konsekwencje wyborów, które podejmują. I mają prawo do popełniania błędów.
Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje”!