– Młyny Rothera staną się nowym, żywym symbolem Bydgoszczy, bo nie będą tylko monumentem i pustą skorupą. Stworzymy miejsce spotkań, gdzie można zdobyć wiedzę, chłonąć historię miasta, posłuchać koncertu, mądrze się bawić, ale także zaangażować się w wiele różnych działań. I dobrze zjeść – mówi Sławomir Czarnecki, dyrektor Parku Kultury/Młynów w Budowie.
Po wakacjach w spichrzu zbożowym Młynów Rothera zostanie otwarta pierwsza z trzech zaplanowanych ekspozycji pt. Węzły. Za rok ruszy kolejna pt. Młyn-Maszyna, a potem centrum wiedzy o mózgu, ale to przecież nie wszystko. W młynach ciągle coś się dzieje. Od listopada ub. roku odwiedziło je ok. 90 tys. osób.
Wojciech Borakiewicz: Młyny, Młyny Rothera, Park Kultury. Jak będziemy nazywać nową instytucję, którą bydgoszczanie jeszcze poznają i się przyzwyczajają?
Sławomir Czarnecki: Pomysłów było kilka i długo o tym dyskutowaliśmy. Będziemy rekomendować radzie miasta, bo to radni mają prawo zmienić statut naszej instytucji, abyśmy pozostali przy historycznym określeniu „Młyny Rothera”. Zrosła się mocno z tym obiektem.
Pierwsza i ważna sprawa już w takim razie wyjaśniona. Chciałem namówić pana do uchylenia rąbka tajemnicy, jak będzie wyglądać wyczekiwana przez bydgoszczan wystawa pt. Węzły, ale…
Ale nie mogę zdradzać szczegółów. Niech to będzie niespodzianka, którą odkryją nasi goście. Żyjemy nią teraz najmocniej. Ekspozycja weszła w etap produkcji.
Co się więc teraz dzieje w dużej części spichrzu zbożowego, gdzie „Węzły” zobaczymy?
– Trwa budowa ekspozycji i jej urządzanie, razem ze wszystkimi zaprojektowanymi elementami scenografii. Konstruowanie „Węzłów” to proces, który rozpoczął się od opracowania scenariusza. Było to działanie, o tyle ciekawe, że jego autor, Grzegorz Sołtysiak, jest z Warszawy, więc spojrzał na nasze miasto z zewnątrz, trochę odmiennym spojrzeniem. Mam nadzieję, że będzie to w trakcie zwiedzania zauważalne. „Węzły”, zgodnie z nazwą, łączą różne tematy i wątki. Wychodzą od narracyjnej ekspozycji historycznej, od ukazania dziejów miasta i rzeki i tego, w jaki sposób na rozwój Bydgoszczy wpłynęło jej sąsiedztwo z Brdą. „Węzły” to bezpośrednie odniesienie do Bydgoskiego Węzła Wodnego, ale nazwa odnosi się także do więzi międzyludzkich, splotu ludzkich losów budujących miasto. Nawiązuje, do tego, że wszyscy działamy w sieci powiązań. Oczywiście opowieść jest mocno zakotwiczona w miejscu, w którym się znajdujemy. Młyny Rothera są częścią bydgoskiej sieci: węzła komunikacyjnego, kolejowego, rzecznego. Opowiadamy o mieście od momentu powstania młynów, czyli połowy XIX wieku, choć cofniemy się również w przeszłość.
To zrozumiałe, bo nie się opowiedzieć o Bydgoszczy bez wątku Kanału Bydgoskiego, którego budowa się rozpoczęła w drugiej połowie XVIII wieku.
– To prawda, bez kanału nie byłoby Bydgoszczy, jakiej znamy. Opowiemy też o żegludze na Brdzie, jej rozkwicie i upadku. Woda budowała bogactwo miasta i stymulowała jego rozwój. Nie poprzestaniemy na przeszłości, bo część ekspozycji została poświęcona kryzysowi klimatycznemu. Prezentujemy zagrożenia związane z brakiem wody, pokazując wydarzenia z Kapsztadu. Od kontekstu lokalny przechodzimy do globalnego wymiaru. To ciekawe połączenie, bo rzadko stosowane na tego typu wystawach.
Znalazło się miejsce na opowieści dawnych bydgoszczan o życiu, które z rodzinami spędzali na barce?
– Mamy wiele wspomnień mówionych. Z drugiej strony, poza opowiadaniem o przeszłości, naszym zadaniem jest wypełnianie przestrzeni Młynów Rothera żywymi ludźmi, działaniem, aktywnością i zaspokajaniem ich potrzeb
W Młynach Rothera znajdzie się coś ciekawego dla wszystkich?
– Mamy nadzieję, że wystawę zobaczy każdy mieszkaniec Bydgoszczy, aby odczytać opowieść o tożsamości swego miasta. Natomiast goście z zewnątrz pogłębią świadomość miejsca, w jakim się znaleźli i poznają jego szerszy kontekst. Ludzie są naprawdę ciekawi młynów. Przychodzą po prostu, żeby je zobaczyć, zajrzeć do wnętrza. I to jest dla nas, jako jego opiekunów, jest bardzo ważne. Każde wejście do tego obiektu, zagłębienie się w jego historii jest już elementem uczestnictwa w kulturowym dziedzictwie Bydgoszczy.
Przeprowadzaliście wywiady z osobami, które do Młynów Rothera przychodziły. Czy mają podobne odczucia więzi z dziedzictwem i tożsamością Bydgoszczy?
– Niesamowity jest fenomen reakcji, jakie budzą młyny. Cieszy w nich pełna aprobata przeznaczenia tego obiektu. Jest duma i zadowolenie, że można się wyspą i młynami pochwalić. Ludzie dzielili się osobistymi wspomnieniami. Przychodzą osoby, które tu pracowały. Istnieje poczucie, że to nowy symbol miasta. Młodzi natomiast podkreślają, że powstało miejsce, gdzie można fajnie spędzać czas. To może się wydać banalne, ale jest bardzo istotne dla budowania jakości życia w mieście.
Młyny Rothera jako kolejny po spichrzach, Łuczniczce, fontannie Potop symbol Bydgoszczy?
– Będzie nim. Jestem o tym przekonany. Młyny Rothera staną się nowym, żywym symbolem Bydgoszczy, ale nie jako monument i pusta skorupa. Stworzymy miejsce spotkań, gdzie można zdobyć wiedzę, chłonąć historię miasta, posłuchać koncertu, mądrze się bawić, ale także zaangażować się w wiele różnych działań. I dobrze zjeść.