Nieznana choroba zabija koty. Jak uchronić swojego pupila? [nowe informacje]

Od kilku dni weterynarze i właściciele kotów z całej Polski alarmują o tajemniczej chorobie. Jej przebieg jest gwałtowny, a objawy nieoczywiste. Niestety, dla zakażonych pupili nie ma ratunku. Wypuszczenie domowego kota na zewnątrz, może być dla niego śmiertelnym zagrożeniem.

Pierwsze informacje o tajemniczej chorobie pojawiły się w internecie w poprzedni weekend. Wtedy komunikat w mediach społecznościowych opublikowała m.in. Specjalistyczna Przychodnia Weterynaryjna Mokotów z Warszawy. Czytamy w nim o szeregu specyficznych objawów, takich jak hiperglikemia, otępienie, sztywność kończyn, duszność, anizokoria, źrenice niereagujące na światło, drgawki, ataki padaczkowe, spadek saturacji, hipokaliemia, podniesione parametry AST i CK z krwi.

Opisany wyżej zestaw dolegliwości powtarza się u mruczków z różnych stron kraju. Koty są poddawane leczeniu „objawowemu”, które nie przynosi efektów. W czasie 24 do 72 godzin od wystąpienia drgawek, duszności i hiperglikemii, zwierzę umiera. O nowej chorobie powiadomiło też bydgoskie schronisko dla zwierząt. Problem w tym, że nie bardzo wiadomo, jak zwierzę przed choroba uchronić.

Wiadomość o tajemniczej chorobie niepokoi wolontariuszy ze Stowarzyszenia Stukot. Na co dzień skupiają się na kontroli populacji wolno żyjących kotów, prowadzą kociarnię i domy tymczasowe. Do tej pory żaden z „domowych’ podopiecznych nie wykazał objawów choroby. Nie można jej jednak wykluczyć u bezpańskich mruczków.

– Do teraz koty, które mamy pod opieką domową, są zdrowe. Nie wiemy jednak, czy ten „wirus” nie zaatakował kotów wolno żyjących. Takie zwierzęta ukrywają swoje słabości i złe samopoczucie, maskują się, żeby przetrwać – tłumaczy Ewa, wolontariuszka Stowarzyszenia Stukot.

Główny Lekarz Weterynarii: Wirus ptasiej grypy w przebadanych próbkach

Internauci zaczęli łączyć śmiertelną chorobę polskich kotów z wirusem ptasiej grypy. Hipotezę argumentuje fakt, iż chorują zarówno koty wychodzące jak i niewychodzące. Mutacją wirusa ptasiej grypy koty mają zarażać się wychodząc na zanieczyszczone przez ptactwo balkony lub… przez kontakt z zainfekowanym ludzkim obuwiem. Pogłoski te stanowczo ucinał Główny Lekarz Weterynarii, który 20 czerwca wydał komunikat. Czytamy w nim m.in.

„Nie ma żadnych dowodów, a w szczególności wyników badań laboratoryjnych, które mogłyby stanowić przesłankę do twierdzenia, że opisywane w mediach objawy, obserwowane u kotów, wynikają z zakażenia wirusem grypy ptaków i nastąpiły po zjedzeniu surowego mięsa jakiegokolwiek gatunku zwierzęcia rzeźnego, znajdującego się w legalnym obrocie, a pozyskanego w zatwierdzonych rzeźniach, w których przeszły badania przed – i poubojowe.”

Specjaliści przebadali próbki pobrane od zwierząt z Lublina i Poznania. Potwierdziły się początkowe domysły. W poniedziałek, 26 czerwca GLW wydał nowe oświadczenie:

Do 26 czerwca do godz. 11:00 przebadano 11 próbek w Państwowym Instytucie Weterynaryjnym w Puławach z czego 9 dało wynik dodatni w kierunku grypy H5N1. Dodatnie próbki pochodzą z Poznania, Trójmiasta oraz Lublina. Trwają dalsze szczegółowe badania materiału genetycznego wirusów. Wstępne badania wykluczają pochodzenie wirusa grypy, który powodował w ostatnich tygodniach zachorowania u mew.”

Zadbajmy o dezynfekcję, nie wypuszczajmy kotów na balkon

Jak właściciele mogą zmniejszać prawdopodobieństwo zakażenia tajemniczym wirusem? – Apeluję przede wszystkim o 200% higieny i dezynfekcji. Po powrocie do domu, dezynfekujmy obuwie i chowajmy je w niedostępnym dla kotów miejscu. To samo można zrobić z odzieżą, warto się przebrać. Nie wypuszczajmy naszych kotów na balkon. Tylko taką domową „kwarantanną” możemy ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusa. Dopóki nie znamy przyczyny zakażeń, tylko tyle możemy zrobić – mówi wolontariuszka Stowarzyszenia Stukot.

Zapisz się do newslettera Bydgoszcz Informuje!

Udostępnij: Facebook Twitter