– Mimo trwającej wojny był to najfajniejszy wyjazd zawodowy na jakim byłem – mówi Piotr Weckwerth, przewodnik, publicysta i youtuber (kanał „BEZ FILTRÓW”)
– Jak to się stało, że pan – przewodnik odkrywający dla bydgoszczan i turystów nasze osiedla zajął się miejscem znanym niewielu?
– Spacery po bydgoskich osiedlach były odkrywaniem czegoś nieoczywistego, ponieważ wyszliśmy poza Stare Miasto. W przypadku projektu „Województwo bracławskie, zapomniany region Rzeczypospolitej” zadziałał ten sam mechanizm, tylko dotyczący Kresów. W ich kontekście, najczęściej mówimy o Lwowie, Wilnie czy części Białorusi, a obejmowały one przecież także odleglejsze tereny. Byłe województwo bracławskie to dzisiaj środkowa Ukraina, sześć godzin jazdy samochodem z granicy polsko-ukraińskiej. Winnica jest największym i chyba najbardziej kojarzonym miastem tego regionu.
– Skąd pomysł takiego projektu?
– Moja żona jest Ukrainką i pochodzi z niewielkiej miejscowości Zavallya (w polskich czasach Zawale). Znajduje się tam drugie na świecie największe złoże grafitu. Może w XVIII wieku były tam już jakieś zapadliska i stąd nazwa wsi? To były dobra Potockich, Stanisława Szczęsnego Potockiego, który później, w czasach Targowicy zdradził Rzeczpospolitą. Zresztą, miejscowość Targowica również leżała w województwie bracławskim.

Inna z Piotrem podczas realizacji programów Fot. archiwum I. i P. Weckwerthów
Żona przyjechała do Bydgoszczy jedenaście lat temu na studia. Została na dłużej. Jako pasjonat historii zaraziłem ją odkrywaniem historii nie tylko Kujaw, ale także jej rodzinnych stron. Inna – bo tak ma na imię małżonka – wcześniej nie znała dobrze tamtej historii, zresztą jak wielu z nas nie zna swojego regionu. Okazało się jednak, że ta jest niezwykle ciekawa! W Polsce turystyka jest rozwinięta, tam mamy jeszcze nieco surowe warunki, co stanowi dużą przyjemność dla odkrywcy, a jako takiego lubię siebie postrzegać.
– Stąd wniosek o stypendium Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego?
– Zawodowo, jako przedsiębiorca, zajmuję się tworzeniem wniosków o dofinansowanie. Sam również z tego korzystam. Nawet podczas wojny jesteśmy przynajmniej raz w roku w Ukrainie, więc postanowiłem jakoś połączyć te dwa tematy. W efekcie, z ministerstwa otrzymałem roczne stypendium. Temat jest nieoczywisty, niszowy, a ja lubię nieoczywiste rzeczy. Dodatkowo, dzięki wyprawie miałem odpoczynek od Bydgoszczy, ponieważ trochę „przedawkowałem” z tematem naszych osiedli – to się zdarza. W tamtych stronach nadal żyją Polacy, ich potomkowie. Szukaliśmy do nich kontaktów, a najlepszym łącznikiem okazał się Kościół. Zdarza się tak, że w malutkiej wsi, w środkowej Ukrainie, wystarczy wejść do kościoła i już możesz porozmawiać po polsku. Mimo trwającej wojny był to najfajniejszy wyjazd zawodowy na jakim byłem.
– W tej robocie trzeba dokonywać wyboru ludzi, miejsc, lokalnych atrakcji, żeby zmieścić się w kilkunastu minutach każdego odcinka.
– Zazwyczaj tyle trwa każdy film, wyjątkiem jest materiał o Tulczynie. Podczas godzinnego filmu przybliżam postać Stanisława Szczęsnego Potockiego, która jest kluczem do całej historii regionu. Tulczyn był jego siedzibą.

Podolski Wersal, czyli pałac w Tulczynie Fot. archiwum I. i P. Weckerthów
– Jest tam wspaniały pałac!
-Wielki! Niektórzy mówią, że to podolski Wersal. W filmach wybieraliśmy wątki, które najbardziej wiążą się z Polakami. W odwiedzanych miastach są oczywiście inne atrakcje, tych najczęściej nie ruszaliśmy, chyba że mowa o czymś naprawdę wyjątkowym. Tak było choćby w mieście Humań, gdzie co roku na święto Rosz ha-Szana (żydowski Nowy Rok), spotykają się dziesiątki tysięcy chasydów. Nawet teraz, w trakcie wojny, świętują przy grobie rabina Nachmana, ikony ruchu chasydzkiego. Mimo tego, że de facto nie jest to polska historia, opowiedzieliśmy o niej.
– Podczas realizacji materiałów otrzymywaliście powiadomienia o rosyjskich atakach dronowych i rakietowych.
– Alarmy bombowe są codziennością Ukrainy. W trakcie wojny byłem tam już piąty raz, więc niewiele mnie dziwiło. W Polsce zazwyczaj postrzegamy wojnę przez pryzmat II wojny światowej lub filmów hollywoodzkich. Tymczasem w Ukrainie, jako że okupanci zostali zatrzymani na linii frontu, będąc daleko od tejże linii, teoretycznie widzi się normalne życie. Oczywiście, poza ostrzałami, bombardowaniami, nalotami dronów. Przy alarmach pomaga technologia, aplikacje w telefonie – w krytycznych sytuacjach schodzi się do schronów, który jest ich tam bardzo dużo. Mieliśmy jedną noc z dronami latającymi dosłowne nad głową, czego raczej nigdy nie zapomnę i czego nikomu nie życzę. Kiedy teraz o tym opowiadam sam czuję abstrakcję tamtej sytuacji. To, że my tam nagrywaliśmy programy, to naprawdę nic, błahostka. Ludzie muszą codziennie rano wstać, porozwozić dzieci do przedszkola czy szkoły, iść do pracy, zrobić zakupy. Wszystko to w ciągłym poczuciu niepewności.
– Ile odcinków powstanie, o których miejscach jeszcze opowiecie?
– Nagraliśmy dwanaście odcinków. Aktualnie opublikowaliśmy cztery oraz jeden wprowadzający…

Piotr Weckwerth, miejscowość Kazavczyn na Dzikich Polach Fot. archiwum I. i P. Weckwerthów
-… ten na Dzikich Polach?
– Nagrywaliśmy go w miejscowości Kazavczyn, nad rzeką Piwdenny Boh (Południowy Bug). Tam prawie w ogóle nie ma ludzi. Tylko przyroda, majestatyczne widoki. Poza tym odwiedziliśmy jedenaście miast i miasteczek na terenie historycznej Bracławszczyzny.
– Odcinki o Winnicy, Bracławiu, Tulczynie już się ukazały.
– Zaraz pojawi się Humań oraz Zofiówka z pięknym parkiem stworzonym przez Potockiego. Także kilka innych miejscowości, jak Hajworon, Sawrań czy Berszad, związanych z historią Rzeczypospolitej. Myślę, że mieszkańcy będą zadowoleni, że ktoś zajął się historią ich miasteczek, jako że turyści trafiają tam póki co rzadko. Montujemy kolejne odcinki i mamy z tego wielką satysfakcję.
– Jak byliście tam przyjmowani?
– Miałem obawy, ponieważ poruszaliśmy temat dawnych granic, trudny w obecnej sytuacji. Wiadomo, co dzieje się ze wschodnimi granicami Ukrainy. Obawy okazały się bezpodstawne, bowiem Ukraińcy mają mentalność zbliżoną do tej, którą wyróżnialiśmy się kiedyś i my (i co zdaje się zatraciliśmy) – w mojej opinii są bardziej otwarci i gościnni. W Polsce ludzie nie chcą być nagrywani, często bulwersują się, nawet kiedy przypadkowo trafią w kadr. Może przez RODO? W Ukrainie przez miesiąc nagrań nie zdarzyło się, żeby ktokolwiek zwrócił nam na to uwagę. Działacze kultury, turystyki oraz duchowni byli bardzo pomocni. Zdarzyło się, że dyrektor muzeum w Bałcie serdecznie nas ugościł, a później jeszcze oprowadził po miasteczku. Podczas gdy w naszych muzeach zwykle najpierw musisz napisać pismo, umówić się na termin, a potem liczyć na pozytywne rozpatrzenie sprawy. Tam pełna spontaniczność, co bardzo doceniamy. Przykład? W Winnicy z marszu mogliśmy wejść do podziemi klasztoru kapucynów, na co dzień niedostępnych dla turystów. Zwiedzaliśmy je przez cztery godziny!
Może i sprawdzały nas jakieś służby – tego nie wiemy – ale tam nie ma zakazu nagrywania. Wręcz przeciwnie – turystyka musi żyć, bo to jest pieniądz, życie dla wielu osób. Policja prosiła nas tylko o to, żebyśmy nie nagrywali obiektów wojskowych.
– Jako potencjalny odbiorca waszych filmów zastanawiam się, jak mógłbym zwiedzić – w czasie wojny – Winnicę lub Tulczyn?
– Nasze filmy adresujemy przede wszystkim do miłośników historii i kultury dawnej Rzeczpospolitej. Temat jest trochę drażliwy, część Polaków nastawiona jest bardzo roszczeniowo: oddajcie nam wszystko! Nie podoba mi się takie podejście. Uważam, że jest to wspólne dziedzictwo. Tak jak np. w Bydgoszczy mamy wiele wspólnego dziedzictwa polsko-niemieckiego i nie ma w tym nic złego.
Kierujemy nasze programy do osób, które teraz nie mogą tam pojechać. Mam nadzieję, że w przyszłości, po zakończeniu wojny, wielu turystów tam się wybierze. Sam zamierzam – mogę to zdradzić – organizować taką turystykę w środkowej Ukrainie. Chciałbym również trafić do Ukraińców. Niestety, lata komuny zrobiły swoje, tam dopiero rodzi się świadomość dotycząca przeszłości. Historia związana z Rzeczpospolitą jest jednak coraz bardziej ceniona, jako przeciwwaga dla rosyjskich wpływów. Mam nadzieję, że ten temat będzie interesujący także dla bydgoszczan, ponieważ jest kilka postaci łączących Bydgoszcz z dawnym województwem bracławskim.
– Opowiada pan o tym w swoich programach.
– Na przykład Ludwik Garbowski, botanik, fitopatolog, który przed 1920, pracował chociażby w Winnicy. Potem trafił do Bydgoszczy, gdzie pracował w naszych instytutach rolniczych przy placu Weyssenhoffa. Spoczywa na cmentarzu przy ul. Wyszyńskiego. Będzie odcinek o miejscowości Sawrań, gdzie mieszkał znany podróżnik, w skali Europy jeden z najważniejszych hodowców koni arabskich – Wacław Emir Rzewuski. Jego ojciec był zdrajcą z Targowicy, a on, patriota, walczył w powstaniu listopadowym, gdzie zginął. Lubił Kozaków, więc jest to postać łącząca Polskę i Ukrainę. Spokrewniony z nim był Adam Rzewuski, który po 1920 r., również trafił do Bydgoszczy i mieszkał na osiedlu urzędniczym na Bielawach. Wspierał kresowy sierociniec i także został pochowany na Bielawkach.

Piotr Weckwerth, opisanie województwa bracławskiego Fot. archiwum I. i P. Weckwerthów
– Co dalej? Opisanie kolejnych zapomnianych województw, wraca pan do regionu i miasta?
– Regionu i miasta nie porzucamy, nawet w tym roku na YouTube pojawią się filmy o bydgoskich osiedlach. Będą też podcasty z regionu. Temat kresowy także będę kontynuował. W Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego można wnioskować o kolejne stypendium dopiero za trzy lata, ale może uda się znaleźć inne finansowanie. Obok dawnego województwa bracławskiego jest byłe województwo podolskie, które też chciałbym pokazać. Może zajmiemy się kresowymi postaciami, które odegrały też jakąś rolę w Bydgoszczy? Na przykład Antoni Chołoniewski pochodził z miejscowości Kawsko, pod Stryjem. Mam nadzieję, że jeśli wszystko się dobrze ułoży, to kiedyś będzie można również ruszyć temat Białorusi. Rzecz jasna muszą tam zajść duże zmiany.
– Po co nam ta wiedza?
– Warto o tym pamiętać. Tak wielu wybitnych Polaków przyszło z tamtych stron. Pierwsze trzy nazwiska z województwa bracławskiego, to Ignacy Jan Paderewski, Jarosław Iwaszkiewicz, Jan Brzechwa! Wszyscy spod Winnicy. W Humaniu uczył się Seweryn Goszczyński. To sól tej ziemi. Nie możemy o nich zapominać. To nie jest już Polska, ale warto dbać o nasze dziedzictwo. Ludzie pamiętający polskie Kresy wymierają, a kolejne pokolenia powinny przejmować tę wiedzę. Przy tym chciałbym podkreślić, że chcę przekazywać wiedzę bez zbędnego patosu. Powinniśmy dbać o dobrosąsiedzkie stosunki.
– Przenieśmy się na moment do Bydgoszczy. Co z tą turystyką?
– Turystyka miejska i podmiejska ma się coraz lepiej. Panuje na nią moda. Od kilku lat większość wydarzeń turystycznych jest wręcz oblegana, a wejściówki rozchodzą się bardzo szybko. Na otwarte wydarzenia przychodzą nierzadko tłumy. Powody? COVID zrobi swoje, pozamykał nas w domach. Wtedy ludzie skupili się na najbliższym otoczeniu. I okazało się, że dookoła jest ciekawie! Okazało się, że można mieszkać gdzieś czterdzieści lat i nie wiedzieć, co tam było wcześniej. Skąd wzięło się osiedle, jego nazwa? A potem okazuje się, że to był dawny folwark czy wieś, jak w przypadku większości bydgoskich osiedli. Zresztą, w całej Polsce widać modę na taką turystykę. U nas jest grupa przewodników i publicystów, która się za to wzięła. Każdy inaczej przekazuje wiedzę, dzięki czemu wielu zwiedzających ma swoich ulubionych przewodników czy popularyzatorów historii. Organizując z żoną wycieczki widzimy, że jest trzon osób, które na spacerach się poznają, potem nawiązują przyjaźnie. Mieliśmy nawet parę, która poznała się na naszej wycieczce, a rok później powiedzieli, że są zaręczeni!
– Bydgoszcz to fajne miasto?
– Fajne, w którym każdy może znaleźć swoje miejsce. Bazując na opiniach osób, które tu przyjechały, Bydgoszcz łączy cechy metropolii z kameralnym ośrodkiem. Jest zieleń, woda i klimat swobody, a to daje fajne połączenie. Znam historię osoby z Dolnego Śląska, która obserwowała naszego bloga i specjalnie przeprowadziła się do Bydgoszczy. Nie mówię, że to zasługa bloga, raczej uroku miasta.
Realizujemy także projekty regionalne. Mamy parę znajomych – już emerytów, którzy przeprowadzili się z Łodzi do Inowrocławia, bo ocenili że to niewielkie, dobrze położone miasto, z uzdrowiskiem, zabiegami i gdzie można potańczyć. Nasz region jest doceniany!
Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje”!


