Które mieszkające w Bydgoszczy ptaki trzeszczą jak stare radio? Czyj śpiew przypomina szyderczy śmiech czarownicy z bajek? Gdzie w mieście najszybciej spotkamy Zaganiacza? Na te pytania odpowiada ornitolożka Monika Wójcik-Musiał
Skąd najlepiej w Bydgoszczy obserwować ptaki?
Monika Wójcik-Musiał: – Jeszcze oddycham igrzyskami olimpijskimi, więc odpowiem w duchu sportowym – moje podium to Brdyujście ze złotem, park nad Kanałem Bydgoskim – srebrem oraz brązowy medal dla Parku Akademickiego, ex aequo z Ogrodem Botanicznym UKW. Aktualnie nad kanałem można obserwować na przykład bączka (proszę nie mylić z bąkiem, bo to zupełnie inny gatunek ptaka, nie zdrobnienie). Ten rzadki gatunek czapli wielkości kawki to naprawdę nie lada gratka dla miłośników ptaków. Można powiedzieć… arcyklejnot!
A jakie bydgoskie ptaki najładniej śpiewają?
– Nietuzinkowe, oryginalne głosy wydaje dzięcioł zielony, którego spotkamy m.in. w parku Centralnym, w bydgoskich ogrodach botanicznych czy w parku nad Starym Kanałem Bydgoskim. Przypomina głośny, lekko szyderczy śmiech, taki śmiech czarownicy z bajek. Bardzo lubię też przywołujący stare, trzeszczące radio dźwięk, który wydają kopciuszki. Najbardziej łapią mnie za serce głosy jerzyków – ten charakterystyczny pisk, wydawany przez przelatującą nad budynkami w ciepłe, letnie poranki i wieczory, kojarzy się z beztroską i wolnością. Jeśli zaś chodzi o śpiew, to znakomitym solistą jest zaganiacz, malutki ptak o donośnym, pięknym głosie, którego można usłyszeć np. w Parku Jana Kochanowskiego przy Filharmonii Pomorskiej.
Skąd u pani wzięła się ta pasja?
– Noszę „ptasie” nazwisko – Wójcik to gatunek malutkiego, pięknie śpiewającego ptaka z rodziny świstunek. A już całkiem poważnie – ptaki od zawsze były w moim życiu i sercu, a miłość ta zaczęła się od kanarka, którego dostałam jako kilkulatka. Miał bajkowe imię, Kaj. W dorosłym życiu tak się ułożyło, że miłość i pasja mogła przekształcić się w zawód. I przekształciła.
Jak zrobić dobre zdjęcie ptakom?
– Trzeba chadzać z głową w chmurach! Zawsze patrzę w górę, wypatruję ptaków w koronach drzew, na niebie, na budynkach. Na-]słuchuję, a do tego w zasadzie śpię z aparatem fotograficznym – mam go przy sobie, nie ruszam się z domu bez plecaka. Wiele zdjęć powstaje przypadkiem, chociażby podczas zbierania danych do ekspertyz ornitologicznych, które wykonuję dla terenów oraz budynków. Oprócz aparatu zabieram ze sobą lunetę ornitologiczną, lornetkę, a często też kamerę endoskopową. To ważne wyposażenie dla ornitologa.
Zdarza się, że siedzi pani godzinami zakamuflowana pośród liści i czeka na dany gatunek?
– Wszystko zależy od tego, jaki gatunek chcę sfotografować. Niektóre ptaki są bardzo płochliwe, inne, te mieszkające blisko ludzi, znacznie mniej. Czasem faktycznie siedzę ze sprzętem pod siatką maskującą, ale zazwyczaj zdaję się na ucho i oko. Nasłuchiwanie jest bardzo ważne, ponieważ zwłaszcza w przypadku małych ptaków, prowadzących skryty tryb życia, najpierw je usłyszymy, a dopiero później zobaczymy. Zawsze jednak, czy to obserwując ptaki w mieście, czy w lesie, należy kierować się zasadą, żeby przede wszystkim nie szkodzić. Nie zaglądajmy za wszelką cenę do gniazd, nie płoszmy zwierząt, ponieważ mogą przypłacić to życiem.
Na wystawie pani zdjęć, „Kto ćwierka w Bydgoszczy”, którą podziwialiśmy na placu Teatralnym, umieściła pani m.in. pustułkę, jednego z pani ulubionych ptaków. Jakie jeszcze gatunki są szczególnie pani bliskie?
– Rzeczywiście, lubię pustułki i cieszy mnie każde nowe odkryte stanowisko lęgowe. Uwielbiam też jemiołuszki, cały rok czekam na ich przyloty do Polski, a pojawią się u nas w listopadzie. Kiedy stado siada na drzewie, słychać dźwięk małych dzwoneczków, a przynajmniej tak kojarzy mi się ich głos. A do tego ta niezwykła uroda, to bardzo piękne ptaki. Stada jemiołuszek co roku pojawiają się przy stadionie Polonii, warto zatem zimą w ten rejon zaglądać.
Towarzyszył naszym prababciom, babciom, rodzicom, większość osób zapytanych o to, jakie gatunki ptaków rozpoznaje, wymienia właśnie wróbla. Są też tacy, którzy dobrze pamiętają bajkę „O wróbelku Elemelku” autorstwa Hanny Łochockiej, a i wiersz Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego „O wróbelku” również wielu osobom nie jest obcy. Jednak co więcej umieliby Państwo powiedzieć o wróblu? Wróbel to typowy gatunek synantropijny, tzn. taki, który znakomicie przystosował się do życia w środowisku przekształconym przez człowieka, ale właśnie z tego powodu potrzebna mu jest nasza pomoc i ochrona, bo choć wróble są odważne z niestrudzone, to nie przetrwają, jeśli zniszczymy ich miejsca lęgowe w mieście. A gdzie dokładnie lęgną się wróble? W szczelinach pod naszymi parapetami, we wszelkich otworach w budynkach, w szczelinach dylatacyjnych, wszędzie tam, gdzie jest choć odrobina miejsca, choć pozornie mogłoby wydawać się, że żadne zwierzę się w takiej „dziurze” nie zmieści. Cudowne bandy wróbli w krzewach pod oknem i przed klatką schodową wzbudzają – mam taką nadzieję – tylko pozytywne emocje, ale jeśli drzew i krzewów będzie coraz mniej, to wróble nie będą miały gdzie odpocząć, gdzie nałapać owadziego pokarmu dla swoich piskląt, czy schować się przed zimnem. Proszę spojrzeć na tę samiczkę ze zdjęcia, zerkającą na mnie ze starego szyldu niedaleko pętli tramwajowej Bielawy. Rozejrzyjcie się teraz wokół siebie, bo zapewne gdzieś obok Was skacze właśnie wróbel!
* Monika Wójcik-Musiał – wiceprezeska Towarzystwa Przyrodniczego „Kawka”, edukatorka przyrody, ornitolożka z Ogrodu Botanicznego UKW