– Na koniec pierwszego kwartału 2024 roku powinniśmy wrócić do sytuacji sprzed kryzysu. Będziemy w stanie w pełni realizować poziom pracy określony w umowie przewozowej – obiecuje prezes Miejskich Zakładów Komunikacyjnych, Piotr Bojar.
O sytuacji w MZK i sposobach rozwiązania kłopotów z brakiem kierowców rozmawiamy z prezesem spółki Piotrem Bojarem. Przypomnijmy, że w poniedziałek (11 grudnia) Zarząd Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej poinformował, że od 1 stycznia obsługa trzech autobusów zostanie przekazana do realizacji firmie Mobilis. Dlaczego? – MZK mimo wielokrotnych wezwań do należytego wykonywania umowy, nie rozwiązały problemu. Jeżeli nie poprawi to sytuacji, kolejne linie będą przekazywane innym przewoźnikom – tłumaczy Tomasz Okoński, rzecznik ZDMiKP w Bydgoszczy.
Miłosz Kalaczyński: Bolączką Miejskich Zakładów Komunikacyjnych są wypadające kursy, spóźniające się i przeładowane autobusy w godzinach szczytu. Średnio 4 proc. z planowanych kursów nie wyjeżdża z zajezdni przez brak kierowców. Co robicie, żeby rozwiązać ten problem?
Piotr Bojar, prezes MZK w Bydgoszczy
Piotr Bojar, prezes MZK: Działania prowadzimy na wielu frontach. Mocno zwiększyliśmy zasięgi kampanii o rekrutacji kierowców do MZK. Trwa ona teraz cały rok. Mogę przyznać, że poważny kryzys uspokaja się i wychodzimy z dołka. Wiem, że trudno to odczuć. Są dni, kiedy jesteśmy w stanie w pełni realizować rozkład jazdy. Jednak w niektóre dni, rzeczywiście wypada wiele kursów. Priorytetowo chcemy uzupełnić kadrę kierowców.
Kiedy problemy z komunikacją miejską powinny być nieodczuwalne dla mieszkańców?
– Zrobiliśmy pewną przymiarkę. Na koniec pierwszego kwartału 2024 roku powinniśmy wrócić do sytuacji sprzed kryzysu, kiedy będziemy w stanie w pełni realizować poziom pracy określony w umowie przewozowej.
Ilu brakuje kierowców w MZK?
– Potrzebujemy około 20 pracowników, co stanowi 5 proc. braków w kadrze. Pokrywamy koszty kursów na prawo jazdy kat. D. Mamy na nich obecnie 25 osób. Część z nich już je kończy. W listopadzie zatrudniliśmy w ten sposób 7 osób. Poza tym mamy grudzień, który jest takim miesiącem, gdzie liczba zachorowań jest wysoka. Dochodzą do tego prace MWiK-u i inne remonty. Część kierowców zdecydowało się też odbyć dobrowolną zasadniczą służbę wojskową. To nie pozwala na szybkie wyjście z tej trudnej sytuacji.
Co macie do zaoferowania dla potencjalnych kierowców?
– Przede wszystkim umowę o pracę i pensję w wysokości około 3900 zł na rękę dla początkującego pracownika. Kwota ta wzrasta w zależności od wyjeżdżonych weekendów i ewentualnych nadgodzin, wówczas wynagrodzenie może wynieść nawet 4500-5000 zł. Otwieramy się na możliwości zatrudnienia innego niż umowa o pracę. Będziemy poszukiwać kierowców chcących jeździć na umowach cywilnoprawnych oraz na zasadzie B2B. Jeśli ktoś posiada uprawnienia, będzie mógł dorobić sobie w MZK. Oczywiście, to będzie wymagało pewnego usystematyzowania, ale możliwość zatrudnienia w takiej formie już się u nas pojawiła. Niedługo poinformujemy o tym szerzej w mediach.
W innych miastach zatrudnia się obcokrajowców. Czy rozważacie też taki wariant?
– Pewnie też niedługo pójdziemy tą drogą. Jednak trzeba podejść do tego systemowo. Nastawiamy się bardziej na pracowników z krajów wschodnich, jak: Ukraina, Kazachstan, Gruzja. Większość osób zatrudnionych w przedsiębiorstwie, czy na stacji obsługi lub dyspozytorzy uczyło się języka rosyjskiego. Nie byłoby tej bariery językowej, co ma miejsce w przypadków osób z Azji Południowej, które komunikują się głównie po angielsku. W Poznaniu stworzono specjalną zajezdnię dla osób posługujących tym językiem. Zatrudniają tam pracowników za pośrednictwem agencji pracy dla obcokrajowców. Angaż osób zza granicy nie pozwala temu miastu zejść poniżej 10 proc. zapotrzebowania na kierowców, czyli dwa razy większego niż u nas. Jesteśmy dużym przedsiębiorstwem użyteczności publicznej, chciałbym, aby zatrudnienie obcokrajowców było transparentne i czytelne zgodnie z literą prawa. Musimy się do tego dobrze przygotować.
Kierowcami zostają także motorniczowie.
– Ten pomysł pojawił się w trakcie prac wodociągowców na placu Wolności. Zamknięto wówczas ulicę Gdańską. Nie mieliśmy, kim obsłużyć zastępczych linii autobusowych. Więc postanowiliśmy wyszkolić kilku motorniczych, w razie potrzeby wsparcia na liniach zastępczych. Kilka osób będzie mogło przesiąść się w każdej chwili z pulpitu tramwaju do kabiny kierowcy autobusu.
Dlaczego nie udało się zlecić części tras MZK do obsługi prywatnym firmom przewozowym?
– Rozmawialiśmy z dwoma podmiotami w sprawie zlecenia pracy przewozowej, na krótki czas, jako podwykonawstwo. Nie osiągnęliśmy z nimi porozumienia. Firmy przewozowe zaproponowały zbyt wysokie ceny. Będziemy jednak poszukiwać innych podmiotów w Polsce. Mieszkańcy już zauważyli na ulicach zabytkowe autobusy. To efekt podpisanej czasowo umowy ze Stowarzyszeniem na Rzecz Rozwoju Transportu Publicznego w Bydgoszczy. Postaramy się, żeby w czasie świątecznym były one przyozdobione.
Trwa przejmowanie przez MZK spółki Tramwaj Fordon utworzonej w celu pozyskania dofinansowania na rozbudowę tramwaju do Fordonu. Na jakim etapie jest ten proces, mieszkańcy to jakoś odczują?
– Decyzja przejęcia przez MZK spółki Tramwaj Fordon już zapadła podczas listopadowej sesji Rady Miasta. Jednak sam proces przejmowania jest dużo bardziej skomplikowany. Wymaga zaangażowania wielu podmiotów, w tym banku, który wypuścił obligacje. Dla mieszkańców nie ma to większego znaczenia. Układ komunikacyjny pozostanie taki sam.
Planowany jest remont zajezdni tramwajowej przy ul. Toruńskiej. Miasto chce przeznaczyć na ten cel ok 100 mln złotych. W pierwszym przetargu pojawiły się zbyt wysokie oferty.
– Podczas „dogrywki” ofert wyłoniła się jedna, która była mniejsza od tego, co miasto zakłada przeznaczyć na realizację tej inwestycji. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że jest to jeden z etapów. Ze względu na skalę problemu i koszty, podjęto taką decyzję, że inwestycja będzie podzielona na dwa etapy. Pierwszy z nich dotyczy remontu infrastruktury wokół zajezdni, czyli torowisk, zajezdni. Na tym etapie wybudowana również zostanie myjnia tramwajowa oraz hala z tokarką podtorową, pozwalająca toczyć koła tramwajowe w celu ich należytego utrzymania. Niemniej jednak do realizacji bieżących obsług i napraw konieczna jest modernizacja samej hali zajezdni, w której trzeba wydłużyć kanały przeglądowe i wyposażyć zajezdnię w pomosty, pozwalające na prowadzenie prac na dachu tramwajów. To ważne w kontekście zamówienia przez miasta 40 nowych tramwajów od Pesy. Ponadto pozostają prace związane z uszczelnieniem dachu i termomodernizacją.
Ale są jeszcze takie odcinki torowisk, na które nie będą mogły wjechać tramwaje niskopodłogowe Pesy?
– Zdecydowana większość taboru to będą tramwaje niskopodłogowe. Rzeczywiście na razie nie wszędzie one wjadą, bo są takie odcinki, gdzie swingi są za ciężkie, a stan torowiska nie pozwala na wpuszczenie tam tak dużego tramwaju. Kilka starych konstali zostanie również na wypadek awarii czy planowanych remontów.