Małgorzata Grosman ze swoją najnowszą książką. / Fot. R. Laudański / UMB
– Wrzenie mnie nie opuściło – zapewnia Małgorzata Grosman, autorka m.in. książki „Doprowadzone do wrzenia. Blog pisany na papierze”. To historia wprost z Polski ostatnich lat.
Roman Laudański: – Skąd taki tytuł książki?
Małgorzata Grosman – Coś musi mnie wkurzyć, żebym zabrała się za nową książkę. Tak było np. w przypadku kryminałów. Bardzo chciałam przeczytać „bydgoski” kryminał, a tych na rynku brakowało. To napisałam kryminał. Podobnie było w przypadku kobiet. Kiedy okazało się, że żadna kobieta nie pojawiła się na TOP liście na stulecie mieszkańców Bydgoszczy, tylko sami faceci, przygotowałam najpierw książkę o bydgoszczankach sprzed wieku, a ostatnio plan miasta uwzględniający nieliczne ulice, skwery i ronda poświęcone kobietom. A teraz, polityka wobec kobiet i pandemia doprowadziły mnie do wrzenia, które skończyło się książką.
– W zasadzie unikamy polityki, ale tu przed nią nie uciekniemy.
– W książce nie piszę o konkretnych osobach, partiach, nie ma Prawa i Sprawiedliwości, są „pieniądze i stołki”. Uznałam, że przypadki łamania rąk kobietom, używania pałek teleskopowych, bicia, mówienia, że ktoś rozumie gniew faceta kopiącego protestującą kobietę, trzeba zapamiętać, bo to wszystko nie miało prawa wydarzyć się w Polsce! A jednak! Także słowa, że kobiety zawsze umierały i będą umierać przy porodzie. To mnie nieustająco doprowadzało do gniewu i wrzenia.
– Zaczęłaś prowadzić bloga w sieci?
– Najpierw notowałam tematy, wydarzenia, sytuacje. Do głowy mi nie przyszło, że po wybuchu pandemii, kiedy mnóstwo przedsiębiorców musiało zawiesić swoje biznesy, ZUS wyda komunikat, iż przez dwa lub trzy miesiące pozwoli nam nie płacić składek i spłacić je później. Wbrew temu, co dziś pamiętamy, to była pierwsza reakcja ZUS. Czysty absurd! Podobnych rzeczy doświadczali wtedy przedsiębiorcy, kobiety, a także uczniowie. Mój syn robił w tym czasie maturę. W pierwszej klasie był strajk nauczycieli, w drugiej i trzeciej pandemia… Kiedy w trzeciej klasie, w październiku, przyszedł z kolegami do naszego domu i powiedział o powrocie do nauki zdalnej, rzuciłam: Wyobraźcie sobie, że to był wasz ostatni dzień w szkole. Zaczęli się śmiać. A później nie mieli studniówki i do szkoły przyszli dopiero na próbną maturę.
– To młodzi, a jak radziłaś sobie w pandemii?
– Strasznie bolały mnie wszystkie akcje skierowane przeciwko kobietom. Podczas pandemii starałam się prawie codziennie dzwonić do kogoś, z kim dawno nie rozmawiałam. Tak dla zdrowia psychicznego, poratowania kogoś i siebie. Każdy i każda powtarzał, że bardzo denerwująca jest sytuacja kobiet. Wszyscy o tym mówili. Tylko nie każdy i nie każda ma waleczną duszę przygotowaną do protestów. Nie wszyscy jesteśmy gotowi wychodzić co chwilę na ulicę. Pierwsze wyjście z parasolkami, czarny marsz, miał jednak miejsce już w 2016. W dzień moich urodzin, więc żartowałam, że kobiety, a także wspierający je mężczyźni, świętują je na ulicach i placach w całej Polsce. Nie wierzyłam, w to co się dzieje, ale wszystko zapisywałam. Liczyłam na otrzeźwienie rządzących.
– Próbowałaś wytłumaczyć sobie, skąd i po co takie działania wobec kobiet?
– Żeby dalej rządzić. Utrzymując koalicję z Solidarną Polską, która co i rusz punktowała PiS za miękkość, PiS radykalizowało się, zaostrzało język. Działania przeciwko nam, wpisywały się w koncepcję postrzegania kobiet przez przedstawicieli tych partii. Usprawiedliwianą tradycją, zwyczajami…
– A relacja władzy z Kościołem? Jarosław Kaczyński wyraźnie powiedział, że nie ma Polski bez Kościoła.
– Musiałam przez to napisać także o Kościele, który w tym czasie brał udział w mowie nienawiści, w obrażaniu ludzi, dzieleniu nas na lepszych i gorszych. A to przecież nie jest jego rola. Nie chcemy takiego Kościoła. Właśnie dlatego tylu ludzi zerwało z nim więź. Komu potrzebny jest taki Kościół? Tym, którzy nienawidzą? Którzy dobrze czują się w emocjonalnym wzmożeniu, w szukaniu złości? Nie pojmuję tego.
– Wystarczyło czytać i oglądać rządowe wiadomości, żeby doprowadzić się do wrzenia.
– Od dawna ich nie oglądam. Ale czytam i oglądam wiele różnych innych mediów, bo to jest potrzebne w mojej pracy. Zawodowo skupiam się na problemach sfery ochrony zdrowia. Tych problemów jest ogrom, bo stało się już praktyką, że zaraz po uchwaleniu ustawy, jest ona natychmiast poprawiana. To znaczy, że została uchwalona wadliwie! Przez to prawo jest nieczytelne. Ostatnie lata były pod tym względem kuriozalne. Przykłady kuriozów z innych dziedzin życia? Gdzie jest milion aut elektrycznych, gdzie odbudowany przemysł stoczniowy? A ten nieszczęsny Centralny Port Komunikacyjny, czyli najdroższa łąka w kraju? Nie działa jak należy port w Elblągu, to po co przekop za dwa miliardy? A jeśli chodzi o tunel w Świnoujściu pod Świną, to zbudowano go z pieniędzy unijnych i to poprzedni rząd rozpoczął ten projekt.
– Codzienność dostarczała tematów doprowadzających do wrzenia.
– Czułam się strasznie przygnieciona pandemią. Wręcz obita przez nią. Ludziom wydaje się, że skoro w tym czasie udało mi się wydać trzy książki, to byłam jak pączek w maśle. Nieprawda. Nieustająca praca była moim sposób radzenia sobie z sytuacją.
– Kobiety odsunęły PiS od władzy?
– Rzetelna odpowiedź na to pytanie wymagałaby socjologicznych badań. Jeśli jednak wcześniej kobiety rzadziej brały udział w wyborach, to tak, doprowadzone do wrzenia poszły głosować i przyczyniły się do tego. Nareszcie tylu Polaków poszło do urn!
– To kobiece przebudzenie, wrzenie coś zmieni?
– Kilka dni temu Mariusz Szczygieł zamieścił w mediach społecznościowych sympatyczny wpis o moim „Wybiórczym planie miasta Bydgoszczy”. Napisał niezwykłą laurkę dla tej publikacji. Oczywiście, jak to przy takich okazjach, rozpętała się dyskusja. M.in. na temat nazwy placu Praw Kobiet, że ona obraża kobiety, bo nie ma praw kobiet, są prawa człowieka. W porządku, ale my mamy dodatkowe prawa związane z rodzeniem i wychowywaniem dzieci. Nazwa ta przypomina przede wszystkim jednak o tym, że przez wieki byłyśmy praw wyborczych pozbawione, że musiałyśmy je wywalczyć. Podczas tej dyskusji jedna pani zapytała: mamy plac Praw Kobiet i co nam to dało? Odpisałam, że może to mieć wpływ na budowanie naszej świadomości posiadania praw, na poczucie sprawczości. Odpisała: czy ja tak na poważnie? Pomyślałam, że to smutna rzeczywistość. Ludzie poszli na wybory, a nie czują własnej sprawczości, tego, że ich głos coś zmienił. Uważam, że strasznym błędem byłoby teraz uśpienie kobiecej aktywności, w przekonaniu, że po wyborach o wszystkim będą już mądrze decydowali politycy. No nie. Aktywność społeczna jest ważna na co dzień. Nie można powiedzieć: wygraliśmy, teraz możemy usiąść na kanapie. Musimy pilnować swoich spraw. Zgłaszać nasze oczekiwania i pilnować, czy są realizowane.
– Pierwsze projekty w sprawie aborcji pojawiły się już w Sejmie.
– Irytuje mnie sprowadzane wszystkich problemów kobiet tylko do aborcji. Przecież to także nierówne płace, mniejsze szanse awansu kobiet. Czy pracodawca zatrudniający młodą kobietę nie jest nadal zainteresowany tym, czy ona nie ma małych dzieci lub czy nie jest w ciąży? Jest. Czyli chcemy mieć dzieci, ale nie dajemy kobietom prawa, żeby jest rodziły i zajmowały się nimi. Niezwykle ważne są też kwestie opieki zdrowotnej nad dziećmi, dostępu do przedszkoli, żłobków. Aborcja nie jest więc najważniejsza, najpierw należałoby zainteresować się edukacją, dostępem do środków antykoncepcyjnych, żeby aborcje nie były potrzebne. Ale aborcja stała się symbolem walki o prawa kobiet.
– A in vitro?
– No tak, partia „pieniądze i stołki” wolała wydawać pieniądze na nieefektywny program prokreacyjny niż na in vitro.
– Myślę, że tematów doprowadzających do wrzenia nie będzie brakować, choć po zmianie władzy może pojawić się nowa jakość.
– Wrzenie mnie nie opuściło, ale bardzo chciałabym teraz zrobić coś dla przyjemności – napisać nowy kryminał.
Zapisz się na newsletter „Bydgoszcz Informuje”!