Roksana Słupek na pływalni Astoria zaczyna pierwsze treningi po igrzyskach / Fot. M. Kalaczyński/UMB
– Ciągle udzielam wywiadów dla różnych mediów. To nie jest sposób, w jaki żyję na co dzień. Mam wrażenie, że jeszcze się nie zregenerowałam po wyścigu olimpijskim – mówi dla „Bydgoszcz Informuje” Roksana Słupek. Bydgoszczanka osiągnęła najlepszy wynik na igrzyskach olimpijskich w historii polskiego triathlonu. Zajęła trzynaste miejsce. To duży sukces dla sportu, która cieszy się dużą popularnością wśród amatorów w Polsce.
Wyczyn 25-latki zadziwia tym bardziej, że straciła połowę okresu kwalifikacyjnego do igrzysk, bo zmagała się z wieloma przeciwnościami. Od 4 lat jest pod opieką portugalskiego szkoleniowca – Paulo Sousy. Należy do międzynarodowej grupy, która trenuje w Hiszpanii. Swoją przygodę ze sportem zaczęła jako uczennica Szkoły Podstawowej nr 66 w Bydgoszczy, od treningów pływackich w Międzyszkolnym Uczniowskim Klubie Sportowym „Piętnastka”. Spotkaliśmy się z nią po jednym z pierwszych treningów po igrzyskach w bydgoskiej pływalni Astoria.
Miłosz Kalaczyński: Miałaś teraz trochę wolego od treningów po igrzyskach. Jak się czujesz w rodzinnym mieście po powrocie z Paryża?
Roksana Słupek – Trzy dni po starcie wróciłam do Polski. Ale cały czas musiałam jeździć do Poznania, Warszawy, Suszu, Bydgoszczy i znów wracać do Paryża. Ciągle udzielam wywiadów dla różnych mediów. To nie jest sposób, w jaki żyję na co dzień. Mam wrażenie, że jeszcze się nie zregenerowałam po wyścigu olimpijskim. A już muszę wracać do treningów, bo za dwa tygodnie startuję w Akademickich Mistrzostwach Świata w Gdańsku. Na horyzoncie są jeszcze mistrzostwa świata i Europy, ale nie wiem, czy dotrwam do tych startów w tym sezonie. Staram się nacieszyć, że jest takie zainteresowanie mną i moją dyscypliną.
Czyli brakuje trochę spokoju.
– Jestem wykończona psychicznie i fizycznie. Nie spodziewałam się, że można doprowadzić się do takiego stanu. Nawet jak jestem zmęczona, to zawsze mam zapał do treningów. Mówi się, że po igrzyskach sportowcy przechodzą tzw. „post-Olympic blues”. To jest taki zjazd emocjonalny. Rozpoczęcie startów kwalifikacyjnych już w lutym tego roku spowodowało włożenie tak wiele energii, że jest mi naprawdę trudno. W tej chwili moje ciało krzyczy: Stop! Bardzo chciałam przyjechać do domu rodzinnego, ale jeszcze bardziej cieszyłabym się, gdybym tak naprawdę mogła spędzić więcej czasu z rodzicami. Takie są niestety realia sportowców po starcie olimpijskim. W Polsce jestem do 4 września, bo jeszcze raz będę musiała pojechać do mojej jednostki wojskowej i wypełnić obowiązki służbowe. 15 sierpnia otrzymałam awans na starszego szeregowego specjalistę. Gdy wyjadę do Hiszpanii, myślę, że wtedy zacznę się cieszyć tym, co się wydarzyło w Paryżu.
Cofnijmy się do twojego pobytu na igrzyskach. Nie będę pytał o jakość wody w Sekwanie czy kartonowe łóżka, bo nie raz powtarzałaś, że jest to trochę nakręcone przez media. Jako triathloniści jesteście przyzwyczajeni do startów w akwenach, gdzie woda niekoniecznie jest najlepszej jakości. Nic ci nie było po wyjściu z wody. Ale powiedz co ci najbardziej utkwiło w pamięci?
– Nie miałam jakieś specjalnej wizji, jak to będzie wyglądało w Paryżu, a dokładnie w wiosce olimpijskiej, bo to były moje pierwsze igrzyska. Przed startem byłam w ciągłym biegu. Skupiałam się tylko na kolejnych zadaniach treningowych, więc nie zwracałam za bardzo uwagi na inne rzeczy. Samo zdobycie kwalifikacji olimpijskiej spowodowało, że byłam przeszczęśliwa i nie miałam żadnych oczekiwań wobec tego, co spotka mnie w Paryżu. Ale jednym z momentów, który najbardziej utkwił mi w pamięci, było wygłoszenie przeze mnie roty ślubowania w imieniu kilkunastu polskich sportowców. To było już w Domu Polskim w Paryżu. Dla sportowca, który pracuje całe życie, aby pojechać na igrzyska, to jest niesamowity moment. W samym Domu Polskim panowała piękna atmosfera. Cieszyliśmy się tam z każdego sukcesu polskich sportowców. To, co jeszcze zapamiętam z igrzysk, to niespotykana liczba kibiców i ich reakcje. W mieście był wielki szum i doping podczas startów. Nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego podczas zawodów triathlonowych, że każdy centymetr trasy był oblężony kibicami. W trakcie etapu biegowego ludzie byli tak rozemocjonowani, że miałam wrażenie, że zaraz wyskoczą zza barierek. Czułam nawet jak mnie dotykali, trochę jak kolarzy na niektórych etapach Tour de France.
Polacy oczywiście nie zawiedli.
– Dla mnie przemiłą niespodzianką była liczba polskich kibiców, którzy byli na miejscu. Płynęła od nich wielka energia. Na etapie kolarskim było takie jedno miejsce, gdzie słyszałam gromkie: Roksi! Roksi! W innych częściach też byli poustawiani nasi kibice. Z Bydgoszczy przyjechało sporo osób na igrzyska. Wielu z nich na mój występ. Myślałam, że po starcie będą uciekać na samolot, ale zrobili mi dużą niespodziankę, bo wielu z nich przyszło pogratulować mi do Domu Polskiego w Paryżu. Nawet teraz tutaj w mieście, mnóstwo miłośników sportu i triathlonistów mnie zatrzymuje. Jestem w szoku, że zawodniczka triathlonu może przyciągać taką uwagę. Miałam już kilka razy taką sytuację, że przechadzając się ulicą po Bydgoszczy, czy nawet jadąc samochodem, ludzie pytali, czy to ja, i prosili o wspólne zdjęcie Myślę, że Bydgoszcz jest przepełniona miłośnikami sportu. Cieszę się, że są oni ze mnie dumni.
Mamy dobry klimat na triathlon. W naszym mieście odbywają się największy w Polsce oraz jeden z najstarszych triathlonów w Polsce.
– Otrzymywałam wiele wiadomości na fanpage’u od bydgoszczan. To spowodowało, że postanowiłam zorganizować z nimi spotkanie podczas triathlonu w Borównie.
Dzięki twojemu występowi ludzie dowiedzieli się też o różnicy między triathlonem kwalifikowanym, a różnymi, wymyślnymi wyzwaniami, które stały się ostatnio popularne, typu: dziesięciokrotny ironman itp.
– Zgadza się. Jesteśmy zawodowcami, którzy trenują, aby osiągać jak najlepsze wyniki na wyznaczonych przez federację dystansach. Startujemy w zawodach rangi mistrzowskiej. Korzystając z okazji, namawiam rodziców, żeby już od najmłodszych lat dawali dzieciom możliwość poznania triathlonu. Wywodzę się z aquahlonu, to też dobra forma rozpoczęcia przygody ze sportem. W przyszłości może przynieść to nam dobry narybek, a wraz z nim triathlonowe sukcesy na igrzyskach czy innych imprezach rangi mistrzowskiej.
Swoją przygodę ze sportem zaczynałaś przy Zespole Szkół nr 5 w Fordonie. Co byś przekazała, już jako olimpijka, dzieciom i młodzieży, które są w tym samym miejscu, gdzie ty kiedyś.
– Może nie będę oryginalna. Ale trzeba zawsze walczyć o siebie, słuchać swojego organizmu. Nie każdy z nas musi być olimpijczykiem. Każdy ma inny cel w życiu. Dla jednego będzie to zwycięstwo, dla drugiego osiągnięcie lepszego wyniku. Trzeba oddać temu „serducho” i być zaangażowanym. Nie oczekujmy oklasków od trenera czy znajomych. Kiedy nie odnosiłam sukcesów, nawet na arenie krajowej, to poczucie swojej wartości budowałam tylko na dobrym słowu mojego trenera. Kiedy wyjechałam za granicę trenować triathlon, bardziej profesjonalnie, to obecny szkoleniowiec kiedyś powiedział mi, że to ja mam być swoim największym „fanem”. Nie mogę budować swojej wartości na podstawie słów kogoś innego. Jeśli miałabym dać radę, to ważne, aby być dla siebie z jednej strony najsurowszym nauczycielem, ale i najwierniejszym kibicem. Ale powiem tobie, że nadal do mnie nie dochodzi, że moje słowa mają większe znaczenie dla niektórych ludzi. Fajne sytuacje z tego wychodzą. Mam związaną z tym anegdotę.
Zamieniam się w słuch.
– Kiedy wracałam po swoich problemach zdrowotnych i zaczęłam walczyć o kwalifikację, wystartowałem w pucharze kontynentalnym w Tunezji. Tam po starcie podeszła do mnie dziewczynka z Maroka. Wręczyła mi kolorową bransoletkę z dwoma uśmiechami. Była dla mnie symboliczna, bo podnosiłam się z trudnych momentów. Dodała mi ona wiele sił. Później, gdy byłam na igrzyskach, już taka zabiegana, jakimś cudem otworzyłam wiadomość od tej samej dziewczynki. Przesłała mi zdjęcie nowej bransoletki, tym razem w kolorach biało-czerwonych z napisem: „Go Poland”. Do tego była laurka z kółkami olimpijskim. Od razu jej odpisałam. Ona też mnie zapytała, co u mnie słychać. Odpowiedziałam, że jestem podekscytowana, ale bardzo się boję. Odpisała, że nie mogę się bać, bo jestem jej „hero”. Ta historia pokazuje, jak mogę oddziaływać tak pozytywnie na jedną dziewczynkę. To jest coś pięknego i dodaje mi skrzydeł.
Roksana Słupek ukończyła wyścig olimpijski z czasem 1:57:16, co dało jej 13. miejsce na ponad 50 startujących kobiet, najlepszych triathlonistek świata. To najwyższe miejsce w historii polskiego triathlonu. Została czwartą polską triathlonistką, która pojechała na tę imprezę. Dystans olimpijski to: 1,5 km pływania, 40 km jazdy rowerem, 10 km biegu. Dyscyplina ta jest rozgrywana na igrzyskach od 2000 roku.
Zapisz się do newslettera Bydgoszcz Informuje!