Skarbnik Bydgoszczy szczerze o finansach miasta: Rząd po kawałku ogranicza nasz rozwój

Remigiusz Jaskot: Jak najłatwiej wytłumaczyć mieszkańcom, że Polski Ład zabiera samorządom pieniądze? Przekaz rządowy jest dokładnie odwrotny – „na programie nie straci” – przekonują ministrowie.

Piotr Tomaszewski, skarbnik Miasta Bydgoszczy:  – Liczby nie kłamią. Natomiast rządzący opowiadają bzdury. Od lat przyjęło się, że na konferencjach prasowych można mówić coś kompletnie sprzecznego z faktami. Dziś władza centralna się nie tłumaczy. Minister wychodzi, mówi nieprawdę, a rządowa propaganda to powiela.

Proszę wytłumaczyć ten mechanizm – ceny rosną, a wpływy z podatków dla samorządów, w tym Bydgoszczy, spadły. Dlaczego?

 – Samorządy bazują na wpływach z podatku PIT. I tutaj, patrząc na dokumenty, oficjalnie mamy spadek. Natomiast wpływy z podatków, które trafiają do kasy państwa, wzrosły. To oznacza, że pieniądze, które jeszcze niedawno trafiały do mieszkańców, dziś są przeznaczane na pomysły rządu. Do tej pory dochody z PIT rosły rocznie o ok. 6-10 proc.

Piotr Tomaszewski, skarbnik Bydgoszczy. Fot. R. Sawicki

Z tego wzrostu mieliśmy pieniądze pokrywające wzrost cen albo zwiększenie naszych wydatków na edukację. Skoro w 2021 roku mieliśmy 570 mln, to przy wzroście o ok. 10 proc. moglibyśmy oczekiwać kwoty 630 mln. A minister finansów powiedział, że da nam 490 mln. I w tych liczbach jestsłynny mechanizm odbierający nam 140 mln zł.

To nie koniec. Minister oszukał nas podwójnie. Perfidia polega na tym, że rząd ogłosił stabilizację dochodów samorządów. Co miesiąc otrzymujemy dwunastą część prognozy ministra finansów. Niestety, minister zazwyczaj zaniża nasze dochody. W mojej ocenie teraz pomylił się na naszą niekorzyść nawet o 50 mln zł. Nie wiem, kiedy te pieniądze do nas wrócą. Może za 1,5 roku?

Przy wprowadzaniu Polskiego Ładu, co przyznają politycy PiS, popełniono liczne błędy. Jak ten chaos odbił się na finansach miasta?

 – Bałagan zaczął się w maju. Wtedy zaproponowano rozwiązania, które odbierały pieniądze dla samorządów. Chodziło o 13 mld zł. W kolejnych miesiącach wprowadzano zmiany. Skończyło się m.in. na tym, że samorządy kredytują państwo. Przypominam, że do dziś nie wiemy, kto jest autorem Polskiego Ładu. Poszukiwania autora trwają.

Jak na budżet miasta wpłynęła drożyzna?

 – Inflację mamy m.in. na życzenie NBP. W zeszłym roku mieliśmy coraz więcej pieniędzy na rynku, choćby z rządowych tarcz, a bank centralny nie reagował na inflację popytową. Zaniedbania są ewidentne. Zaczęto podnosić stopy za późno – gdy mamy inflację kosztową. A przecież stopami nie zmienimy cen energii. Wysoka inflacja będzie się utrzymywać dość długo.

Miasto ma ok. 1 mld zł kredytów. Podwyższenie stopy o 1 proc. to 10 mln zł odsetek do spłacenia więcej. Na budżet, rzecz jasna, wpływa to, co się dzieje na rynku. Płacimy o wiele więcej za gaz, prąd, paliwo, rosną też ceny usług oraz pensje. Wzrosły koszty inwestycji.

Reasumując – nie dość, że nominalnie mamy mniej pieniędzy, bo odebrał nam jerząd, to przez wzrost cen możemy kupić za nie mniej niż wcześniej.

Widok na Wyspę Młyńską w Bydgoszczy / Fot. B.Witkowski / UMB

Przychody miasta spadły, wydatki wzrosły. Czy sytuacja budżetu Bydgoszczy jest dramatyczna?

 – Bydgoszcz miała jedną z lepszych sytuacji finansowych w Polsce. Teraz, po zmianach wprowadzonych przez rząd, nie grozi nam paraliż i np. niespłacanie zobowiązań. Natomiast problemem jest to, że dramatycznie spadły kwoty na inwestycje. I nie widać perspektyw na poprawę tej sytuacji. Środków własnych na inwestycje mamy ok. 20 mln zł. A na przykład nowe mosty wzdłuż ul. Kazimierza Wielkiego oraz modernizacja torowisk to wydatek ok. 350 mln. A nie wiemy, jakie będziemy mieć budżety za dwa czy trzy lata.

Rząd uważa, że wszystko jest w porządku, bo o pieniądze na inwestycje można się starać np. w rządowych programach.

 – W tych programach premier jednoosobową decyzją rozdaje gigantyczne kwoty, np. 20 mld zł w Programie Inwestycji Strategicznych. Bez uzasadnienia, protokołu i jasnych zasad. Uznaniowo. Dodatkowo, konkurs jest ogłaszany nagle i w ciągu 6 miesięcy muszą ruszyć przetargi. Tak się nie da planować.

Cel jest jasny – jak najmniej pieniędzy dla samorządów, jak najwięcej dla dzielenia przez polityków w Warszawie. I to dzielenia po uważaniu.

Udostępnij: Facebook Twitter