Twórca zlotu Bydgoskich Klasyków przemierza świat swoją Buchanką. W wojskowym „bochenku” zjeździł 33 kraje

– Podróżuję do krajów, które są na wschód od Niemiec. Powiedziałem, że na Hiszpanię i zachodnią Europę będę miał czas na emeryturze. Tam się raczej wiele nie zmieni. – mówi Robert Woźniak, podróżnik, inicjator zlotów Bydgoskich Klasyków i właściciel Buchanki, czyli posowieckiego, wojskowego UAZ-a.

Jeżeli jesteście fanami podróży w formule all-inclusive, raczej nie wyjedziecie z Robertem i jego grupą. Buchanka, którą zjeździł Daleki Wschód to jego „hardcorowy camper”, auto przystosowane do spania. Nie ma w niej klimatyzacji, nie ma zbyt wiele elektroniki. – Od lat 60 nic się w designie tego auta nie zmieniło. Śpię w buchance w czasie postojów. Nasze podróże są bardzo „na dziko”, campingowo, przy stosunkowo małym koszcie. Te nowoczesne głośniki to sobie sam instalowałem. I tak jest dobrze, bo ta Buchanka ma nowoczesny silnik. W pierwszej był stary, nie dało rady, żeby go naprawić. Tutaj, w Bydgoszczy, z Buchanki ukradli mi radio z kamerą cofania. Pół świata przejechałem i tu mi się trafiło – mówi podróżnik Robert Woźniak.

Buchanka. Wszystko zaczęło się od Poloneza

Buchanka to po rosyjsku „bochenek”. Tak potocznie nazywamy samochód UAZ, produkowany od 1965 roku w fabryce w Uljanowsku. To auto używane niegdyś w różnych odmianach przez policję, straż pożarną czy wojsko. Miało 70-konny silnik i rzeczywiście przypomina kształtem bochenek chleba.

– To już mój drugi taki samochód. Pierwszą Buchankę kupiłem w 2017 roku. To był rocznik 90. – mówi dumny właściciel.

Dlaczego takie samochody? – pytam.

-Za tym stoi ciekawa historia. Dawno temu pojechaliśmy na wschód, do Kirgistanu. Mieliśmy jechać trzema autami: UAZ-em, skodą i polonezem. Miałem taką fajną starą skodę, ale mieliśmy wypadek jadąc tym autem. W międzyczasie znajomi zamienili poloneza na UAZ-a. Mieliśmy więc dwa UAZ-y, stwierdziliśmy że dokupię trzeciego. Nie chciałem takiego zwykłego, więc wybrałem Buchankę. Kupiłem ją w Polsce, od podróżnika, który zajechał nią na Magadan, to drugi koniec Rosji – tłumaczy Rober Woźniak.

Swoje podróże zaczął w 2015 roku. Wszystko zaczęło się od rozmowy z kolegą, który namawiał do wzięcia udziału w rajdzie Złombol. Wytłumaczył, że warunkiem uczestnictwa, jest posiadanie starego auta z PRL-u. – Spytałem, ile muszę zainwestować? Kolega odpowiedział: Za 1000 zł kupisz poloneza. Mówię sobie, no tysiaka to mam. Kupiliśmy tego poloneza, zrobiliśmy go, pojechaliśmy – wspomina.

Zaznacza, że w tamtym okresie swojego życia nie potrafił naprawdę odpoczywać. W czasie urlopu zawsze miał na uszach słuchawki, był gotowy na telefon od klienta. Długie podróże autem pozwoliły mu się oderwać od wszystkiego. – Mijam coś, oglądam, coś się dzieje. Różne przygody, awarie i człowiek nie myśli o tym, co jest w domu. To zdecydowanie oczyszcza głowę. Słyszałem taki cytat Kapuścińskiego: „Podróżą można się zarazić. I jest to nieuleczalne”. I to jest clou tego wszystkiego. Droga jest często ważniejsza niż cel – dodaje.

Kirgistan pokochasz, Kazachstan musisz przeżyć

Dotychczas Robert zwiedził 33 kraje. Większość „po trzydziestce” i większość jadąc samochodem. Podróżuje jedynie do krajów położonych na wschód od Niemiec.

Dlaczego?

– Kiedyś sobie powiedziałem, że na Hiszpanię i zachodnią Europę będę miał czas na emeryturze. Tam się raczej wiele nie zmieni. Odwiedzam kraje nieodkryte dla większości Polaków. Wbrew pozorom one są o wiele bezpieczniejsze niż te „turystyczne”, zachodnie kierunki. Bardzo bałem się wjechać do Turcji. Naoglądałem się wielu złych rzeczy w telewizji. To nie miało żadnego przełożenia na to, co tam widziałem. – tłumaczy właściciel Buchanki.

Podkreśla, że na wschodzie spotyka ludzi o innej mentalności. Chociaż wielu z nich marzy o naszym życiu, pieniądze nie są dla nich najważniejsze. Woźniak docenia gościnność i szczerość mieszkańców wschodu. – U nas się zawsze mówiło, że Polska jest gościnna, otwarta. Tego już nie ma, jesteśmy kulturą zachodu. Kapitalizm zatarł wiele dawnych wartości. A tamci ludzie nadal nie patrzą na nas jak na pieniądz, patrzą jak na gości. Tam, kiedy się późnym wieczorem zajedzie do jakiejś wioski, ugoszczą cię jak swego. – mówi.

Krajami, które najbardziej różniły się od jego wyobrażeń, były Litwa i Łotwa. – Należymy do tej samej kultury, mamy wspólną historię, jesteśmy sąsiadami. Spodziewałem się tam trochę czegoś innego. Były inaczej rozwinięte. Łotwa to stolica, kilka miast i wyludnione pustkowie.

Uwielbia za to Kirgistan – Rzuciłem do kolegi takie zdanie: Jak mi w Polsce nic nie wyjdzie i będę chciał coś zmienić, pojadę do Kirgistanu. To dla nas kompletnie obco brzmi. Przed 2017 rokiem nie wiedziałem o nim nic. W jakim języku się tam porozumiewam? Angielski znają w jakimś stopniu. Ale głównie to jest polski połączony z rosyjskim i z językiem ciała. Wystarczą dobre chęci i idzie się dogadać – tłumaczy Woźniak.

Robert traktuje każdą podróż jak nową przygodę. Nie jest fanem sztywnego planowania. Dzięki temu ma w pamięci wiele ciekawych wspomnień. Jednym z nich jest podróż po Kazachstanie.

– Zapytałem kiedyś Arkadego Fidlera (to wnuk słynnego pisarza Arkadego Fiedlera, znany m.in. z podróży maluchem po świecie) , powiedz mi, na co się nastawić w Kirgistanie i Kazachstanie? Odpowiedział: Kirgistan pokochasz, a Kazachstan musisz przeżyć. Okazało się, że w Kazachstanie jest jedna główna droga, długa na ponad tysiąc kilometrów. Nie ma żadnego zakrętów. Mam gdzieś zdjęcie drogowskazu z napisem: „1300 km prosto”. Jak coś stanie się po drodze, to jest kiepsko. Mój kolega nie wziął namiotu, tylko hamak. Pośrodku stepu nie mogliśmy znaleźć drzewa, żeby ten hamak przypiąć. Szukaliśmy tego drzewa kilka godzin – opowiada.

Równie ciekawa niespodzianka spotkała go na innym pustkowiu, w Uzbekistanie. Właśnie kończył śniadanie w knajpie i wraz z kolegą mieli ruszać w dalszą drogę. Nagle spostrzegli polskie godło. -To był cmentarz żołnierzy armii generała Andersa w Guzar. Powitało nas trzech panów. Przynieśli nam pamiątkową księgę gości, do której się wpisaliśmy. Ten cmentarz był rewelacyjnie utrzymany. To była bardzo miła niespodzianka. – mówi Woźniak.

W opowieści o podróżach każdy szuka dobrych wspomnień. Właścicielowi Buchanki najbardziej w pamięci utkwił jednak wypadek samochodowy podczas podróży po Rosji. Wyszedł z niego bez poważnych obrażeń, ale ta chwila wiele zmieniła w jego życiu. -Zrobiliśmy wtedy poranną zmianę, prowadziła koleżanka. Odruchowo skręciła za resztą ekipy. Wjechaliśmy prosto pod tira. Niektórzy mówią, że w takich momentach życie przelatuje przed oczami. To nieprawda. Jest czas tylko na tzw. szybkie „k…a”. Krzyknąłem i światło zgasło. Nagle się okazało że mieliśmy wypadek, auto nadawało się na złom ale… nam się nic nie stało. Zrozumiałem, że rzeczy materialne nie są ważne. Podróże uczą pokory i oderwania od codziennego pędu. Problemem może być zdrowie lub życie, a nie zepsuty przedmiot. Nie ma co się denerwować na rzeczy, na które nie ma się wpływu – opowiada podróżnik.

Wciąż mam wiele planów

Bydgoski podróżnik zajmuje się obsługą informatyczną szkół. Może sobie pozwolić na nieco dłuższy urlop. Zwykle podróżuje w lipcu. Potem stara się korzystać z „majówki”, „czerwcówki”, „sierpniówki” itp. Zazwyczaj podróżuje z przyjaciółmi, optymalnie cztery osoby. Jednak coraz częściej zaczyna doceniać samotne podróże. Podkreśla, że chociaż jest „stworzeniem społecznym”, odczuwa przyjemność z bycia samemu. Dodaje, że jest już nieuleczanie „zarażony” podróżami. Trudnym momentem był dla niego czas pandemii. -To było straszne. Mój kolega z Warszawy pytał się mnie wtedy, jak sobie radzę. On na przykład rozbił sobie w pokoju namiot, włożył telewizor w drzwi i oglądał naturę. Sam korzystałem z każdej możliwej okazji, żeby gdzieś wyjechać. Poddałem się szczepieniu, żeby móc podróżować – wspomina.

W chwilach wolnych od podróży, Robert Woźniak poświęca się drugiej pasji. Są nią samochody „Bydgoskie Klasyki”. Od 2017 roku organizuje zlot, który ściąga ludzi z całej Polski. – Moja historia z Bydgoskimi Klasykami Nocą zaczęła się od tego poloneza ze Złombola. Kolega wysłał mnie do swojego klienta. Miałem wtedy swój służbowy, „normalny” samochód, jednak pojechałem do niego tym polonezem. Klient go zauważył, bardzo mu się spodobał. W końcu postanowiliśmy, że razem zrobimy coś dla klasycznych samochodów w Bydgoszczy – tłumaczy Woźniak.

A plany na kolejną podróż?

– W przyszłym roku wstępnie planuję odwiedzić Mołdawię. Tam jeszcze mnie nie było, to może być ciekawe doznanie. Dalej być może Gruzja, świetny kraj z przepysznym jedzeniem.

Zapisz się do naszego newslettera!

Udostępnij: Facebook Twitter