Władysław Angiel chce obiec świat – na finiszu wyzwania będzie miał 100 lat

Władysław Angiel był pilotem samolotów myśliwskich. Z bieganiem związał się dopiero na emeryturze, dokładanie w dniu 70 urodzin. Spotkać można go w Puszczy Bydgoskiej. Codziennie, bez wyjątków, biega ze swoim amstaffem Hektorem.

Startuje w wielu biegach masowych, najczęściej jako najstarszy uczestnik. Jest rekordzistą świata w 48-godzinnym biegu. Na mecie zawsze otrzymuje gromkie brawa od publiczności, która nie dowierza, że takie rzeczy można robić w wieku 86 lat. A jeszcze większy podziw wzbudza wyzwanie, jakie chce podjąć na „dziewięćdziesiątkę”.

W jego domu trudno nie dostrzec medali, pucharów i numerów startowych. Są ich setki. Wśród nich te najcenniejsze, z Mistrzostw Polski Masters w Lekkiej Atletyce. Przykłada dużą wagę do startów. Oprócz treningów biegowych, uprawia gimnastykę. – Pierwszą rzeczą, którą robię każdego dnia to ćwiczenia i poranny bieg – zdradza.

Młody ruch oporu

Władysław Angiel urodził się 18 lutego 1937 roku w Drzewocinach koło Pabianic, gdzie wychował się w czasie okupacji niemieckiej.

 – Pamiętam wybuch wojny. Zarzucają mi, że to niemożliwe. Nie miałem nawet trzech lat, jak trzy polskie samoloty lecące bronić Wielunia, zostały zestrzelone przez Niemców. Ojciec trzymał mnie wtedy na rękach, byliśmy trzy kilometry od miejsca, gdzie odbyła się ta bitwa w powietrzu – zapewnia sportowiec.

Gdy toczyła się wojna, gospodarstwo jego rodziców zostało poddane skomasowaniu. Nie mógł pogodzić się z tym, że musiał zamienić się mieszkaniami z Polakiem, który współpracował z Niemcami. – Miałem wtedy około pięciu lat. Zauważyłem z daleka, że ten baor (bogaty rolnik zatrudniający najemnych pracowników – red.) wiózł na taczce nasiona łubinu. Zatrzymał się i wstąpił do zagajnika, zostawiając taczkę. Byliśmy wtedy z kolegą skryci w zaroślach. Jak odszedł, wybiegliśmy, przewróciliśmy i wymieszaliśmy łubin z ziemią. Potem, tak się bałem, że dopiero późnym wieczorem wróciłem do domu. Okazało się, że był on u mojej mamy. Chciał zgłosić to na policję niemiecką, jednak mi odpuścił – wspomina. Przez całą wojnę ukrywał też kozę, bo okupanci chcieli ją zakolczykować. Nie pozwolił na to.

Do Bydgoszczy trafił przez pracę. 20 lat był pilotem wojskowym. Fascynacje lotnictwem przejął od kolegi, w szkole. Początkowo było to modelarstwo. Został nawet instruktorem w tej dziedzinie i prowadził modelarnię, będąc jeszcze uczniem gimnazjum.

Część medalowej kolekcji Władysława Angiela / Fot. M. Kalaczyński

Panie generale – chce pilotować samoloty!

Widząc duże zaangażowanie, szkolna wychowawczyni zażartowała, że pójdzie do wojska. Dowcip okazał się proroczy. Uczył się na mechanika w Technicznej Oficerskiej Wojskowej Szkole Wojsk Lotniczych w Zamościu, żeby mieć kontakt z samolotami. Miał pecha, bo w trakcie nauki, zmniejszono rangę szkoły. Podczas inspekcji zwrócił na to uwagę generałowi. – Wojsko mnie oszukało. Proszę o skierowanie na kurs inżynierski lub pilotaż samolotu  – wypowiedział zbulwersowany do generała.

– Po trzech tygodniach wysłali mnie na kurs pilota. Trafił do pułku szkolno-bojowego w Bydgoszczy. Jeszcze wtedy nie wiedział, że będzie biegał co miesiąc maraton. Po odejściu z wojska pracował fizycznie w Polsce i za granicą.

W wojsku był aktywny, ale kończyło się zwykle na porannej zaprawie i zaliczeniu testów okresowych, nic więcej. Bliżej emerytury, coraz bardziej marzył, żeby poświęcić się biegom.

– Zacząłem myśleć o maratonach. Czułem, że będę robił to długo, bo jeszcze kiedy pracowałem, czytałem, że przez codzienne bieganie mogę wydłużyć życie. Założyłem sobie, że będę robił to dzień w dzień. Udało mi się wytrwać w tym aż do dzisiaj. Pierwszy raz poszedłem pobiegać w dniu 70. urodzin. Nie chciało mi się już po kilku metrach. Ale powiedziałem sobie: nie odpuszczę. Miałem już wtedy problemy z koordynacją, kręciło mi się w głowie, takie typowe schorzenia starszych osób. Gdy zacząłem biegać regularnie, dolegliwości ustępowały. Jestem pewien, że dożyję 120 lat – deklaruje z powagą.

Podczas jednych zawodów spotkał zawodników z TKKF Kolejarza Bydgoszcz. Zaprosili go do swojej drużyny. Do dzisiaj na zawodach występuje w charakterystycznej żółto-zielonej koszulce z nazwą klubu.

Rekordzista świata rywalizuje z młodszymi o 20 lat

Już w pierwszym roku biegania zadebiutował w maratonie. Prawie co tydzień bierze udział w zawodach na różnych dystansach. Nie boi się też większych wyzwań. W 2022 roku podczas UltraPark Weekend w Pabianicach ustanowił rekord świata w kategorii M-85 (mężczyźni powyżej 85 roku życia) w dwudobowym biegu. W ciągu 48 godzin przebiegł 182,75 km. – Na większości biegów ulicznych nie powstają kategorie wiekowe 80+. Zwykle górną granicą jest 60+. Muszę przez to rywalizować z osobami młodszymi ode mnie o 20 lat. To zabija ducha sportu – zauważa.

Do większych sukcesów należą medale z lekkoatletycznych mistrzostw Polski weteranów. W swojej kategorii bryluje jako rekordzista kraju na: 400, 800 i 1500 m. Robi wrażenie? To dodajmy, że pan Władysław planuje przez 10 lat obiec kulę ziemską, kończąc wyzywanie w wieku 100 lat. Jak mówi: – Chcę zadziwić świat. Pokazać, że człowiek w tym wieku może podejmować takie wyzwania. Do pokonania będę miał ponad 40 tys. kilometrów w dekadę. Trudno logistycznie byłoby mi biegać po równiku, więc zakładam, że zrobię to w różnych kierunkach, w Europie i na innych kontynentach. Będę miał ze sobą kampera. Szukam jeszcze osoby, która pomoże mi koordynować ten projekt.

Zapisz się do newslettera Bydgoszcz Informuje!

Udostępnij: Facebook Twitter