Park Ludowy im. Wincentego Witosa był niegdyś wielkim, ewangelickim cmentarzem / Fot. B. Witkowski / UMB
Czy w naszym mieście powstanie społeczna rada zajmująca się starymi cmentarzami: ewangelickimi, żydowskimi, prawosławnymi i katolickimi? – Powinna, bo to nasze dziedzictwo – mówi dr Sławomir Łaniecki, pełnomocnik wojewody kujawsko-pomorskiego do spraw dziedzictwa historycznego.
Z inicjatywy dra Sławomira Łanieckiego odbyło się niedawno spotkanie osób i instytucji zainteresowanych ochroną starych bydgoskich cmentarzy i miejsc, w których niegdyś były zlokalizowane. Spotkanie to może zaowocować wieloma ciekawymi inicjatywami.
Sławomir Bobbe: Jest pan pełnomocnikiem wojewody kujawsko-pomorskiego ds. dziedzictwa historycznego. Pełni pan również funkcję prezesa oddziału kujawsko-pomorskiego Towarzystwa Pamięci Powstania Wielkopolskiego 1918-1919, przewodniczy Pan Radzie Naukowo-Programowej Kazimierzowskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku, spełnia się Pan na niwie naukowej, a to tylko część aktywności. Spotkaniem poświęconym bydgoskim cmentarzom otwiera Pan, jak się zdaje, kolejny „front” działalności…
dr Sławomir Łaniecki – Nie wiem, czy to otwarcie kolejnego „frontu”. On właściwie jest otwarty od dłuższego czasu. Pamiętam we wcześniejszych latach działalności, na koniec lat 90-tych, jak ta świadomość społeczna budziła się coraz bardziej i ludzie zaczęli zwracać uwagę na to, że gdzieś w pobliżu ich domów znajduje się miejsce, gdzie dawniej chowano ludzi, ówczesnych mieszkańców Bydgoszczy. To był ruch odśrodkowy, ludzie zaczęli przywracać pamięć. Zresztą nie dotyczy to tylko Bydgoszczy. Dwie-trzy dekady temu z tym samym problemem stykałem się w moim rodzinnym mieście Nakle i w nakielskiej gminie, pisząc o tego typu miejscach, podróżowałem po całym powiecie nakielskim oraz poza jego obręb, więc jest to problematyka, na którą, jako społeczeństwo, jesteśmy po prostu wrażliwi.
Kto wziął udział w spotkaniu?
– Takim spiritus movens przedsięwzięcia jest na pewno Tomasz Olechnowicz ze Smukały. Pojawili się również przedstawiciele Fundacji Ocalić-Pamięć, Stowarzyszenie BSMZ Bunkier, Stowarzyszenia Lapidaria, Fundacji Patriotycznej im. Mariana Rejewskiego. Była pani Bogna Derkowska-Kostkowska z TMMB, Sławomir Marcysiak, miejski konserwator zabytków, a także bydgoszczanie, którzy od lat dbają o miejsca pochówku w naszym mieście – Aneta Furmaniuk z Łęgnowa-Wsi, Rajmund Czechowski, świadek likwidacji cmentarza przy ul. Siedleckiej czy Janusz Flemming kierownik bydgoskiej Delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków. Bydgoski samorząd reprezentował Dawid Myszko, pełnomocnik prezydenta Bydgoszczy ds. pamięci historycznej.
Po co zorganizował pan to spotkanie?
– Inicjatywa dotyczyła zebrania ludzi, którzy borykają się z różnymi problemami dotyczącymi cmentarzy lub miejsc po nieistniejących już cmentarzach, głównie poewangelickich. Te narastają, gdy przychodzi okres porządkowania miejsc pamięci. Pod koniec zimy i na początku wiosny jest to szczególnie widoczne. Prosty przykład – park Witosa, temat który regularnie wraca. Park to dawny cmentarz, w którym mamy problem godnego traktowania znajdujących się tam szczątków. To pojęcie godnego traktowania czasami okazuje się, jest rozmaicie rozumiane. A takich miejsc w Bydgoszczy jest wiele. Wedle informacji, które zebraliśmy na spotkaniu – mamy 28 kart potwierdzających lokalizację 28 byłych cmentarzy ewangelickich. A ograniczamy się tylko do miejsc pochówku wyznawców tego odłamu chrześcijaństwa. Mamy świadomość, że było ich o wiele więcej. Mówi się o kolejnych 28, których znane są przypuszczalne lokalizacje. Ale poza lokalizacjami często nie ma nic więcej – nikt dla tych miejsc nie robił kwerend, nie prowadził poszukiwań. Jeśli to nie zostanie ustalone teraz, to one zapewne znikną za jakiś czas na zawsze. Przykład ulicy Fordońskiej, gdzie na szczęście inwestor jest osobą świadomą. Gdy się okazało, iż lokuje część przyszłego salonu samochodowego na miejscu, w którym znajdował się cmentarz, wiedział, co robić. Nie miał żadnych problemów z tym, żeby swoją pracę wykonali tam archeolodzy czy konserwator zabytków i by wykopy były prawidłowo przeprowadzone.
I nie było żadnej świadomości, że w tym miejscu znajdowały się niegdyś miejsca pochówku?
– To, że w pobliżu taki cmentarz znajdował się, wiedziano, ale jaki był jego zasięg, okazało się dopiero przy okazji wykopów. Na szczęście właściciel jest gotów iść dalej, zapowiedział że będzie chciał to miejsce upamiętnić w odpowiedni sposób, na przykład stawiając obelisk z informacją, że istniał w tym miejscu cmentarz. Ale ile takich miejsc może zniknąć, bo ktoś nie będzie miał świadomości albo celowo wszystkie pozostałości zniszczy, bo będą mu blokować inwestycję? A te cmentarze i miejsca po cmentarzach ewangelickich to dziedzictwo historyczne Bydgoszczy.
Jest to dość zaskakujące, przecież te cmentarze istniały jeszcze do czasów ostatniej wojny światowej. Skąd ta trudność w dotarciu do źródeł, mamy przecież potomków bydgoskich ewangelików, a w samej Bydgoszczy parafię ewangelicką…
– Źródła są wybrakowane albo ich po prostu nie ma. Znów przytoczę ulicę Fordońską. Przypuszczenia co do istnienia w tym miejscu cmentarza były, obrys był nakreślony. Nie zachowały się jednak dokumenty czy zdjęcia. Przy okazji prac budowlanych okazało się, że teren cmentarza wykracza poza znane nam ramy. Większość z cmentarzy ewangelickich pochodzi z XIX wieku, ślady po nich pozostawały do roku 1945. Potem wszystko co było związane z ewangelikami, a więc z założenia z Niemcami, było niszczone i likwidowane. Przecież cmentarz na terenie obecnego parku Witosa, który był wspólny, bo pochowani tam byli także Żydzi i katolicy, całkowicie zlikwidowano. Jednak pod ziemią pozostawiono bardzo wiele szczątków.
Jak to możliwe, że skoro leżą tu szczątki tysięcy osób, to nie ma nikogo – rodzin w dalszych pokoleniach, które się tym nie interesują, nie było kontaktów ze strony niemieckiej? Nikt nie próbuje dociec, co stało się z grobem prababci?
– Właśnie, a przecież maksymalne szacunki mówią nawet o 80 tysiącach pochówków. Nie umiem jednoznacznie powiedzieć, dlaczego tak jest. Myśmy tak naprawdę nigdy, jako naród dotknięty II wojną światową, nie przepracowali naszych traum. A wyraźnym tego odbiciem był stosunek do tego wszystkiego, co niemieckie. Na pewno relacje po 1945 roku i wszystko, co się wtedy działo, spowodowały, że zainteresowanie tych, którzy wyjechali z Bydgoszczy było niewielkie. Przypomnę, że pierwszy, jakże wyraźny krok w stronę ocieplenia powojennych relacji polsko-niemieckich miał miejsce dwie dekady po wojnie i znany nam jest jako list biskupów polskich do biskupów niemieckich. On to tak naprawdę rozpoczynał pewien proces i jeszcze sporo czasu musiało upłynąć, abyśmy zaczęli zmieniać nasze podejście do tego fragmentu historii. Z jednej strony to polityka komunistycznych władz, a z drugiej – znam to z opowieści starych bydgoszczan – nienawiść do Niemców, która po wojnie była tak wielka, że ludziom łatwo przychodziło wyrzucanie takich miejsc z przestrzeni miasta. Moje, w zasadzie, drugie powojenne pokolenie, ma w dużej mierze już inne podejście do tej tematyki. Czym pokolenie młodsze, tym patrzenie na przeszłość jest mniej obciążone bolesną przeszłością.
Co do pochówków mieszkańców wyznania ewangelickiego, lepiej mają te miejsca, w których zachowały się jeszcze jakieś pozostałości nagrobne, o które można zadbać. Ale np. w Smukale jest właściciel gruntu, który pozyskał go od miasta, które nie wiedziało, że to teren cmentarny, wyszło to na jaw później. Jak ma się zachować właściciel? Ten nie chce tej pamięci zniszczyć, nie chce rekompensaty, ale chce poczuć wsparcie ze strony samorządu i innych instytucji kompetentnych, gdy ma problemy związane z tym miejscem i z jego uporządkowaniem i zadbaniem. Przyjeżdżają do nas osoby z Niemiec, które poszukują przodków i trafiają m.in. do Roberta Grochowskiego, naszego bydgoskiego archeologa, który w tematyce pochówkowej jest specjalistą. Trafiały z założeniem, że rodzina spoczywa gdzieś na przykład w obecnym parku Witosa. Ale dokumentacja po cmentarzu jest w zasadzie szczątkowa. Układ grobów „odkryto” dopiero przy rewitalizacji parku. A przecież wiemy, że jak budowano Pałac Młodzieży to „zahaczono” o cmentarz, wykopano masę kości, zaingerowano mocno w groby. Wedle archeologów budynki od strony ul. 3 Maja również stoją na terenie cmentarza, spod których szczątki nie zostały wciągnięte i nie zostaną, dopóki one tam są.
Co można z takimi zapomnianymi miejscami zrobić? To często miejsca zarośnięte, znajdujące się w gęstwinie krzaków, bywa że i zaśmiecone. Nie będziemy przecież na nowo wyznaczać tam cmentarzy.
– Prace ekshumacyjne to ogromne koszty, które musiałby ponieść właściciel gruntu, w wielu wypadkach to miasto. Ale właśnie o to chodzi, żeby te miejsca ogradzać oraz, a może przede wszystkim, porządkować i oznakować. Jeśli lokalna społeczność czuje taką odpowiedzialność, dobrym pomysłem jest zgłaszanie na przykład projektów do Bydgoskiego Budżetu Obywatelskiego. I faktycznie w BBO trafiają się pomysły upamiętniania starych cmentarzy, choć pojawiają się głosy, że BBO nie jest od tego. Moim zdaniem, to doskonałe miejsce do realizacji takich projektów społecznych. Uważam, a nie jestem odosobniony w tym pomyśle, iż doskonałym czynnikiem wspierającym wszelkie zamiary wobec miejsc związanych z pochówkami, jakie znajdują się na terenie administrowanym przez władze miasta Bydgoszczy, byłoby powołanie przy prezydencie Bydgoszczy społecznej rady składającej się z osób fizycznych, zaangażowanych społeczników i przedstawicieli instytucji, które na co dzień zajmują się tą problematyką. To byłby dobry organ wspierający władze miasta, podpowiadający w tym wrażliwym temacie. Warto też zastanowić się, czy miasto nie powinno wyasygnować rok rocznie w swoim budżecie jakiejś kwoty tylko na ten cel. Dzięki takim funduszom można byłoby prowadzić sukcesywną i metodyczną działalność zmierzającą do ocalenia pamięci o dawnych mieszkańcach naszego miasta. Myślę, że w ten sposób Bydgoszcz dałaby też dobry przykład innym samorządom.
Czy ewangelickie cmentarze w Bydgoszczy to dalej temat kontrowersyjny? W naszym mieście wystarczy nazwać kawiarnię „Bromberg”, by wzbudzić gorące dyskusje.
– Pojedyncze osoby zawsze się znajdą i zobaczą problem. Różne komentarze trafiają się w mediach społecznościowych. Sam zresztą czasami w nich uczestniczę, starając się uświadamiać, że to część naszej wielosetletniej historii. Tak samo mogiły czy to prawosławne, czy żydowskie, czy ewangelickie – są naszym dziedzictwem historycznym i naszym obowiązkiem jest, by o to dziedzictwo zadbać. Sami chcemy i domagamy się na wschodzie czy zachodzie, by pamięć o rodakach była utrzymywana, więc róbmy podobnie u siebie.
Co będzie się dalej działo z grupą inicjatywną, która zebrała się u wojewody?
– Sugestię stworzenia społecznej rady wyślę panu prezydentowi Bydgoszczy, uważam że miasto zyskałoby dzięki radzie grupę zaangażowanych ludzi, chętną do współpracy i może uda się w przyszłości uniknąć tego typu zgrzytów, jak przy inwestycjach na ul. Fordońskiej czy w parku Witosa. To było pierwsze tak szerokie spotkanie. Dyskusja była bardzo ożywiona, chwilami nawet burzliwa. Zakończyła się m.in. konkluzją, że społecznicy są chętni do pomocy w opracowaniu kart dla kolejnych miejsc, po których nie ma już śladu na powierzchni. Ludzie chcą wspierać i pomagać. Nie zawsze ta współpraca na linii urzędnicy-społecznicy układa się wzorowo. Wynika to m.in. z niezrozumienia przez społeczników obowiązującego prawa ogólnego czy lokalnego, ale także czasami z braku wyczucia przez urzędników lokalnych potrzeb. Potrzebę odkrywania i dbania o dziedzictwo historyczne czy kulturowe małych społeczności uważam za jedno z najważniejszych naszych obywatelskich praw.
Gdyby ktoś miał wiedzę, materiały, dotyczące starych cmentarzy w naszym mieście i chciał się tą wiedzą podzielić, z kim może się kontaktować?
– Proponuję kontakt do pana Tomasza Olechnowicza pod numerem telefonu 604 54 34 74. Człowiek całym sercem oddany pracy społecznej i interesującej nas problematyce, o której rozmawialiśmy.
Zapisz się do newslettera Bydgoszcz Informuje!