Zbigniew Ostrowski – od „nasłanego z Torunia” do prezesa TMMB. Miłośnicy Bydgoszczy pod nowym przewodnictwem

W Domu Polskim, na nadzwyczajnej sesji Sejmiku Województwa, wicemarszałek Zbigniew Ostrowski miał na sobie „insygnia” prezesa Towarzystwa Miłośników Miasta Bydgoszczy / Fot. B. Witkowski / UMB

– Symbolicznym pomnikiem współpracy województwa i miasta jest wspólna inwestycja w czwarty krąg Opery Nova. Dla mnie, człowieka, który często był uważany za nasłanego z Torunia – 24 lata mieszkam w Bydgoszczy, a od 40 pracuję – objęcie sterów w TMMB to argument na moje przywiązanie do miasta. Wszyscy jesteśmy dumni z Bydgoszczy – mówi nowy prezes Towarzystwa Miłośników Miasta Bydgoszczy, wicemarszałek Zbigniew Ostrowski.

Sala kinowa w czwartym kręgu Opery Nova ma nosić imię Leonarda Pietraszaka. Marek Gotowski stworzy przy Towarzystwie Miłośników Miasta Bydgoszczy klub bydgoskiego biznesu „Dumni z Bydgoszczy” – to pierwsze pomysły Zbigniewa Ostrowskiego, nowego prezesa TMMB.

Sławomir Bobbe: Odpowiada Pan teraz za działania najstarszego w regionie i jednego z najstarszych w Polsce stowarzyszeń. Jak właściwie do tego doszło?

Zbigniew Ostrowski – Nie zabiegałem o to, by wejść do zarządu TMMB. Przyszedł do mnie upełnomocniony przez zarząd wiceprezes towarzystwa, pan Marek Magdziarz z ofertą objęcia prezesury. Mówił o tym, że Jerzy Derenda złożył kilka miesięcy wcześniej rezygnację, mają „bezkrólewie” i szukają osoby rozpoznawalnej w  Bydgoszczy, aktywnej społecznie, która mogłaby TMMB pokierować. To był czas kampanii wyborczej przed wyborami samorządowymi, dałem sobie trochę czasu na przemyślenie i podjęcie decyzji. Umówiłem się z Markiem Magdziarzem na spotkanie po wyborach, bo one też były próbą sprawdzenia, czy faktycznie jestem osobą, w której warto lokować przyszłość Towarzystwa. Spotkaliśmy się po wyborach, przybliżałem się do decyzji o przyjęciu propozycji, ale postawiłem otwarcie kwestię – chciałbym wiedzieć obiektywnie, jaki jest stan TMMB, poczynając od spraw organizacyjnych po sprawy finansowe. Nie chciałem ryzykować decyzji, która mogłaby zaciążyć na mojej reputacji.

O stanie Towarzystwa Miłośników Miasta Bydgoszczy krążą różne opowieści, które mają wspólny mianownik – jest źle.

– Postać Jerzego Derendy jest niezwykle ważna dla TMMB, były, a obecnie honorowy prezes na walnym zebraniu został pożegnany kwiatami. Powiedzmy sobie jednak uczciwie, że TMMB wymaga gwałtownej naprawy. Dlatego, że jeżeli dzisiaj największym bogactwem i wartością towarzystwa są niesprzedane książki sprzed wielu lat i one stanowią majątek towarzystwa, to mamy odpowiedź, jaki jest jego stan. Trzeba zdecydowanie, nawet nie naprawiać politykę finansową i księgową TMMB, ale ją na nowo stworzyć. Rozmowy o rozwoju TMMB muszą się zaczynać w momencie, w którym zostaną wyjaśnione sprawy stałego, dającego się przewidzieć finansowania Towarzystwa. Działania i rozmowy w tej sprawie rozpocząłem.

Jakie zatem mogą być źródła finansowania działań TMMB?

– Sytuacja jest trudna. TMMB jest organizacją pożytku publicznego, co jest jednocześnie zaletą i wadą, bo nakłada określone obowiązki na organizację. Mamy zatem prawo do korzyści płynących z 1,5%, ale musimy mieć wymagającą sprawozdawczość. Co ważne – nie możemy mieć stałego źródła finansowania w postaci np. samorządu miasta, które będzie przeznaczało pieniądze na funkcjonowanie organizacji. Musimy dopiero stworzyć źródła, które będą zasilały działania TMMB. Do tej pory działania wydawnicze były wspierane przez granty z różnych stron, ale głównie z miasta, działalność bieżąca była finansowana z darowizn, ale one nie mają przecież charakteru stałego. Jak brakowało pieniędzy, to władze stowarzyszenia chodziły „po prośbie” po mieście i szukały pieniędzy. Ja nie mam czasu, żeby biegać po mieście w poszukiwaniu pieniędzy. Mam czas na spotykanie się z ważnymi dla miasta środowiskami. Zaryzykuję tezę i powiem to otwartym tekstem – gdyby to miało odbywać się tak jak do tej pory, to nie widziałbym perspektyw na rozwój, a nawet na trwanie organizacji w dotychczasowej formie.

Jest Pan prezesem kilkanaście dni, ale pewne zmiany udało się już wprowadzić…

– Przeprowadziliśmy aktualizację składu zarządu, część osób to były „martwe dusze”. Cieszę się że wszedł do niego jako sekretarz Ireneusz Nitkiewicz, który znany jest ze swojego zaangażowania w sprawach społecznych i z pewnej pozycji, która sobie wypracował jako działacz NGO. Zamierzam dzielić i delegować obowiązki, co dotychczas odbywało się – to moje zdanie – z pewną wstrzemięźliwością. W zarządzie, którym mam zaszczyt kierować, są wspaniali ludzie, ale od razu powiem, że przez wiele miesięcy przed moim przyjściem nikt nie wykorzystywał ich potencjału. Odnoszę wrażenie, że tylko tradycja niosła to stowarzyszenie. Że podejmowało szereg ważnych działań, że jest ciągle obecne w środowisku młodzieżowym poprzez koła szkolne TMMB. Uważam, że TMMB ma wielki, ale nieco uśpiony potencjał, który trzeba obudzić. Przecież TMMB ma swój sztandar, jakie towarzystwo w kraju ma siedzibę znajdującą się 50 metrów od biurka prezydenta? Jakie towarzystwo ma w swoim mieście szkołę swojego imienia, jak ma to miejsce w wypadku TMMB? Mamy 11 szkół, które identyfikują się z działaniami TMMB i szereg niesamowitych akcji, które TMMB prowadziło i które przywrócimy do kalendarza, jak choćby „Bydgoszcz za zamkniętymi drzwiami”.

O potrzebie tchnięcia nowego ducha w działania TMMB mówi się od lat. Na czym miałoby to polegać?

– Jesteśmy już umówieni z grupą przewodników bydgoskich, którzy będą tworzyli działania wokół tej sfery. TMMB będzie widoczne wszędzie, gdzie to jest możliwe. Te działania ułatwia mi mój status, bo bywam przecież na wielu uroczystościach. Jednocześnie, to że jako wicemarszałek województwa stanąłem na czele TMMB, nie ułatwi mu funkcjonowania w zakresie pozyskiwania środków ze źródeł województwa. Nie możemy przecież dotować z pieniędzy województwa działań TMMB, bo to proste wchodzenie w konflikt interesów. W najbliższych miesiącach najważniejszym hasłem napędzającym działania TMMB będzie hasło „Dumni z Bydgoszczy”. Zmieniamy stronę internetową. Na razie aktualności spotykają się ze stronami, które nie były odświeżane od 2008 roku. Zrobimy nowoczesną stronę z dobrą grafiką, ale co istotne – będzie także panel zbiórkowy. Od teraz wszystkie akcje, jakie prowadziło Towarzystwo, jak kwesty na cmentarzach, będą wzmocnione i podparte również działaniami w sieci.

Jakie zmiany jeszcze czekają TMMB w najbliższym czasie?

– Potrzeba przeglądu szeregów i uczciwego policzenia członków, na teraz nie wiemy nawet, ilu ich mamy. Mówi się o 200 osobach, do września to zweryfikujemy i uaktualnimy składki członkowskie. Chcemy odświeżyć formułę działania i poszerzyć bazę członków stowarzyszenia. Od momentu objęcia sterów w TMMB akces do stowarzyszenia złożyło 15 osób, które obniżają średnią wieku. Chcę wprowadzić do TMMB nowych ludzi, w tym organizatorów życia kulturalnego i naukowego w Bydgoszczy. Warto zauważyć, że właściwie wszystkie najważniejsze wydarzenia i festiwale filmowe, czy kulturalne są dotowane przez samorząd województwa, ich organizatorów goszczę niemal co dzień. I tych wszystkich ludzi, którzy przesądzają o nowoczesnym obliczu kulturalnej Bydgoszczy chcę zaangażować w prace TMMB  – i to nastąpi.

Wspominał Pan, że w TMMB zalegają stare wydawnictwa. Co zatem z pracami nad Kroniką Bydgoską, Kalendarzem Bydgoskim –  czy te projekty będą kontynuowane? To, że się nie sprzedawały to kwestia problemów z marketingiem, dystrybucją czy zawartością?

– Na spotkaniu walnym przedstawiłem kilka tez, które chciałem, żeby zgromadzenie zaakceptowało. Mówiłem o tym, że działania TMMB nie rzucają się na mieście w oczy. To nawet nie to, że się nie odbywają, brakuje im nowoczesnego marketingu i promocji w różnych kanałach komunikacji. Kalendarz Bydgoski na pewno zostanie, bo to jedno z nielicznych wydawnictw, które się wyprzedaje. Problem jest z Kroniką Bydgoską, jest wydawana i ma punkty uczelniane, jest świetnym miejscem do publikowania artykułów naukowych i buduje dorobek przy doktoratach. Ale jest hermetyczna. Ostatnia edycja to 100 egzemplarzy, a do sprzedania mamy jeszcze 46.

Mówił Pan już o źródłach finansowania działań organizacji. Ambitne cele zwykle oznaczają również wysokie koszty…

– Oczywiście, ambitne cele można realizować wtedy, gdy ma się stałe źródła finansowania. Mogą to być chociażby darowizny członków wspierających. Zamierzamy korzystać z dotacji miasta i Ministerstwa Kultury na konkretne przedsięwzięcia, ożywimy darowizny w ramach 1,5% dla OPP, do tego dojdą składki członkowskie. I uwaga – chcemy, by książki, które wydaje Towarzystwo były efektem przemyślanej polityki wydawniczej, opartej na analizie kosztów wydania, kosztów dystrybucji i promocji tak, by były atrakcyjne. Nie może być tak, że mamy w zasobach kilkaset wydawnictw, które się nie sprzedają. Na nowo chcemy stworzyć i odświeżyć biuro jako strukturę. Musimy mieć obsługę prawną, której dotychczas nie było. Ale to nie wszystko. Przyjrzymy się działaniom sekcji TMMB. Moim pomysłem i prośbą do Marka Gotowskiego, który przyjął to wyzwanie, będzie stworzenie przy TMMB klubu bydgoskiego biznesu „Dumni z Bydgoszczy”. Spotkania tego klubu będą bardzo tematyczne i w dziedzinie interesującej biznes, mamy tu możliwości organizowania spotkań z ciekawymi prowadzącymi. Ten klub mógłby być również pewnym zapleczem finansowym dla TMMB. Chcemy działania powiązać z instytucjami kulturalnymi w Bydgoszczy, a tak się składa, że te największe należą do samorządu województwa. A ponieważ za pracę w TMMB nie pobieram żadnego wynagrodzenia, robię to społecznie, to mam w tej kwestii rozwiązane ręce, że nie działam na własną, tylko mieszkańców korzyść.

Czy TMMB będzie wracać po tych członków, którzy w ostatnich latach, z różnych powodów, odeszli z Towarzystwa?

– Oni już się z nami kontaktują i chcą na dobre wrócić. Przesadziłbym, gdybym powiedział, że jest jakaś lawinowe składanie deklaracji członkowskich. Ale wiem, że ludzie czekali na nowe otwarcie i to nowe otwarcie miłośnikom i mieszkańcom Bydgoszczy chcę zapewnić. Gołym okiem widzę entuzjazm, który pojawił się w pracach zarządu. Chcę w zarządzie delegować zadania, przecież każdy członek zarządu w swojej dziedzinie jest znakomity, wybitny. Poprosiłem by został w zarządzie prof. Jacek Woźny, który jest historykiem. Jest z nami Marek Chełminiak, fotograf Bydgoszczy, są dziennikarze, naukowcy, działacze spółdzielczy i wspaniali nauczyciele. Nawiązałem pierwsze kontakty z Bydgoskim Towarzystwem Naukowym. Po raz pierwszy pod patronatem TMMB odbędą się urodziny Jerzego Sulimy-Kamińskiego. Czy ktoś potrafi odpowiedzieć na pytanie dlaczego tak nie było wcześniej? Jestem po rozmowach z Maciejem Figasem i już teraz mogę powiedzieć, że TMMB będzie inicjatorem i patronem nazwania sali kinowej w czwartym kręgu opery imieniem Leonarda Pietraszaka.

Czy TMMB ma szansę powrotu do momentu, w którym było swoistym bydgoskim think-tankiem i nadawało ton dyskusji o przestrzeni miasta, przyszłości Bydgoszczy?

– To jest właśnie mój cel.

Pamięta Pan jednak, że TMMB było w wielu sprawach w opozycji do marszałka województwa. W czasach aktywnych konfliktów bydgosko-toruńskich TMMB stało zawsze na – nazwijmy to – ultrabydgoskim stanowisku, wyraźnie akcentując swoje postulaty .

– Inaczej chciałbym budować autorytet TMMB, w oparciu o wiedzę, wrażliwość, aktywności i działania. Czasy pisania protestów do stacji Tele5 z awanturą, że nie pojawia się nazwa miasta Bydgoszczy na mapie pogodowej to – umówmy się – obszar, który mnie nie interesuje. To będzie w sumie symboliczne, bo na święcie województwa po raz pierwszy w historii, pojawił się sztandar Towarzystwa Miłośników Miasta Bydgoszczy. A kiedyś na celowniku poprzedniego kierownictwa byłem także ja sam. Gdy w 2014 roku zostałem wicemarszałkiem, np. przestano mnie zapraszać na kwesty cmentarne. To dla mnie jakościowa odmiana, gdy zarząd TMMB – jednogłośnie – zatwierdził moją kandydaturę na prezesa zarządu Towarzystwa. Coś się zmienia tak, jak zmieniają się stosunki wewnątrz województwa. Od dłuższego czasu nie ma żadnych gorszących sporów nazwijmy to bydgosko-marszałkowskich czy między samorządem województwa, a samorządem miasta. Symbolicznym pomnikiem współpracy jest wspólna inwestycja w czwarty krąg Opery Nova. Dla mnie, człowieka, który często był uważany za nasłanego z Torunia – 24 lata mieszkam w Bydgoszczy, a od 40 pracuję – objęcie sterów w TMMB to argument na moje przywiązanie do miasta. Nie ma lepszego dowodu na to. Wszyscy jesteśmy DUMNI Z BYDGOSZCZY.

Zapisz się do newslettera Bydgoszcz Informuje!

Udostępnij: Facebook Twitter